piątek, 28 czerwca 2013

Cisza przed Burzą

Uśmiechnął się widząc ją, jak to zwykł robić. Tym czarującym, szelmowskim uśmiechem. Godryku, jak jej go brakowało! Co z tego, że to tylko jeden dzień. Tak bardzo potrzebowała jego obecności w tej chwili. Te platynowe, sterczące w nieładzie włosy. Jak ona go kochała. Tak bardzo.   Draco dostrzegł jej stan. Jego wzrok powędrował po koszuli, która ewidentnie nie była jego i po staniku. Hermiona zaklęła w myślach, że się nie przebrała. I jak ona teraz będzie się tłumaczyć?
- Co to ma znaczyć, Granger? – jego głos był tak chłodny. Tak podobny do głosu Notta. Przestraszyła się i lekko odsunęła. Malfoy musiał to zauważyć.
- Czyja to do cholery jasnej koszula? Daj mi ją! – rozkazał. Hermiona zagryzła wargę, bojąc się tego, co nastąpi. Wiedziała, że nie będzie łatwo. Draco wyrwał jej koszulę i spojrzał na mały, wyszywany herb, którego nie zauważyła. Podniósł na nią chłodny wzrok.
- Nott?
Hermionie stanęły świeczki w oczach.
- To nie tak jak myślisz – odparła.
- Z pewnością – jego głos był ostry jak brzytwa – Dobrze się bawiłaś? Niby Carmen kazała ci patrolować nocne niebo i przypadkiem spotkałaś Notta. Zostałaś u niego na noc, wykręciłaś się przyjaciółkami, a teraz siedzisz w jego koszuli?
Tak bardzo zabolało. On nie wiedział, co przeżyła. Nie on będzie to przeżywać. Zdenerwowała się. Draco zdał sobie sprawę, że przesadził, kiedy jedna łza wielkości grochu potoczyła się po policzku dziewczyny.
- Hermiono, przepraszam… Ja, ja wcale tak nie myślałem… - wyjąkał.
- Och, z pewnością – syknęła jadowicie. Jej oczy były przepełnione takim bólem. Nagle dostrzegł wielkie siniaki na jej biodrach i malutką, mało widoczną ryskę na piesi dziewczyny. Zamurowało go. Nie, nie sądził, żeby ona… NOTT!
- Hermiono, masz mi natychmiast powiedzieć całą prawdę! – zdenerwował się. Odgarnął z twarzy niesforne kosmyki.
- A czy ty mi ją powiedziałeś?! – krzyknęła. Jeszcze bardziej go zamurowało. O co chodziło? Co ten Nott jej znów na gadał? Jak on nienawidził niewiedzy.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz! – warknął. Hermiona wytarła kolejną łzę z policzka. Prychnęła, słysząc jego słowa.
- Nie masz pojęcia?! Do cholery, Malfoy! Gdybyś mi powiedział o listach matki, to wszystko byłoby dobrze! Myślałeś, że jeśli ukryjesz przede mną to, że Astoria jest twoją wybranką, to będzie wszystko okej?!
Draco ukrył twarz w dłoniach. Narobiło się. Obiecał sobie, że załatwi to i Granger nigdy się o tej sprawie nie dowie. Teraz wiedział, że popełnił kolejny błąd. Kolejny błąd, który znów może popsuć to, co udało im się zbudować przez tygodnie związku.
- Chciałem ci powiedzieć…
- Jasne! Chciałeś! – gestykulowała żwawo. Nie płakała już. Targała nią taka wściekłość, że chyba dawno już takiej u niej nie widział. – Tylko kiedy?! Kiedy ja się pytam?! Chociaż nie! Lepiej nie odpowiadaj! Może niech najpierw przydarzy mi się kolejna krzywda, a może dopiero wtedy uznasz za stosowne mi o tym powiedzieć!
- Jaka krzywda?! Miona, gadaj, na Slytherina! – nie chciał tego pokazać, ale kiedy usłyszał o tym, że stała jej się krzywda, przestraszył się nie na żarty.
- Niech cię to nie obchodzi! – warknęła. Odwróciła się od niego i ukryła twarz w dłoniach. Zdenerwował się. Złapał ją i odwrócił, lekko szarpiąc za nadgarstki. Zauważył panikę w jej oczach. Jej ręce były posiniaczone, a gdzieniegdzie dostrzegał zagojenia po najwidoczniej paskudnych ranach.
- Nie rób mi krzywdy, Draco… - wyszeptała. Przeraził się, widząc jak się skuliła.
- Hermiono, nigdy – szepnął łagodnym głosem. Jego serce biło bardzo szybko. Tak bardzo chciał się dowiedzieć, co się stało. Bał się, że Nott mógł jej zrobić niewyobrażalną krzywdę przez niego. Przez to, że jej o niczym nie powiedział. Ale jaki miał w tym cel? Dlaczego miałby to robić?
Dziewczyna w jego ramionach dygotała jak liść na wietrze. Jej loki spływały jej kaskadami po plecach i ramionach. Czuł się tak bardzo winny, że pozwolił jej wtedy samej pójść. Co z niego za mężczyzna, skoro nie potrafi ochronić własnej kobiety? Hermiona przytuliła się do niego i oparła głowę na jego barku. Tak, ona była jego kobietą. I tylko jego. Nigdy nie pozwoli jej odejść. Ku jego zdziwieniu Hermiona zaczęła szeptać mu do ucha całą  historię. Trwało to bardzo długo, ale słuchał uważnie. Hermiona pewnie nie przepuszczała żadnego szczegółu. Gotowało się w nim jak wyobrażał sobie Notta dotykającego przerażonej Hermiony. Gdy usłyszał jak ją pocałował i się narzucał… Nie daruje mu tego. Ten pieprzony sadysta dostanie za swoje. Miał nadzieję poradzić coś, jeśli chodzi o Pansy. Nie pozwoli jej być z tym człowiekiem. Nie po tym jak zobaczył, co się dzieje z Hermioną. Mimo wszystko poczuł dumę. Granger nie traciła odwagi, była waleczna, pyskowała mu i wyzwała na pojedynek. Mogła mu nie ratować życia, ale… Taka już była. I niech się lepiej nie zmienia. Kochał ją taką jaką była naprawdę.

Draco siedział na fotelu obitym czerwoną skórą. Dłonie złączył ze sobą koniuszkami palców. Patrzył się bezwiednym wzrokiem znad dłoni w nocny obraz za oknem. Spojrzał na Hermionę, która spokojnie spała na łóżku w czarnej piżamie. Zastanawiał się jak można było zrobić tyle krzywd takiej osobie jak ona. Tyle już przeżyła. A przecież zawsze była dobra i nic złego nikomu nie zrobiła. Westchnął ciężko i złapał się za głowę. Przetarł zmęczone oczy. Był wściekły na siebie, na Notta i przede wszystkim na matkę. Nie spodziewał się, że okaże taką naturę i posunie się do skrzywdzenia Gryfonki. Aż tak bardzo zależało jej, by poślubił Astorię? Czy naprawdę nie przejmowała się tym, że jej syn nie będzie z tą kobietą szczęśliwy? Dlaczego musiał się trzymać tych chorych tradycji? Nie wiedział, co robić. Jak miał się wyrzec rodzinnego obowiązku? Blaise też miał przypisaną partnerkę, ale ta zginęła na wojnie. Był wolny i miał czystą kartę. Mógł być w przyszłości z kimkolwiek chciał. On i Pansy znaleźli się w kłopotliwej sytuacji. Nie mieli pojęcia jak z niej wybrnąć. Ale działali razem. Już od rana planowali jak minąć się z ich przeznaczeniem. Zabójstwo drugiej połówki nie wchodziło w grę. Chociaż on z przyjemnością zabiłby Notta na miejscu. Poczuł jak ogień nienawiści opanowuje jego ciało na wspomnienie o jego dawnym przyjacielu. Niech on tylko go dorwie, a dopiero wtedy zobaczy, że Hermiony nie można tak bezkarnie dotykać. Ziewnął głęboko. Poczuł piasek pod powiekami. Postanowił się położyć. W końcu miał jutro lekcje i potrzebował odpoczynku. Najchętniej zostałby przy Hermionie, by ta nigdzie się nie ruszała, ale wiedział, że to nie będzie możliwe. Pewnie uprze się, by iść na lekcje, bo i tak już opuściła dzień przez tą sytuację. Wstał z fotela, zgarnął spodnie od piżamy i poszedł do łazienki. Ostatnio prawie cały czas spał u Hermiony. Rzadko kiedy bywał w swoim dormitorium. Tym razem nie miało być inaczej. Nie zamierzał opuszczać Hermiony po tym, co jej się przydarzyło. Czuł się za nią odpowiedzialny jeszcze bardziej niż wcześniej. Położył się obok niej na łóżku. Leżała prawie na samym skraju, wtulając głowę w poduszkę. Zapewne była bardzo zmęczona. Kołdra okrywała tylko część jej ciała. Czarna bluzka od piżamy lekko podwinęła się po góry, ukazując sińce na młodym ciele dziewczyny. Zacisnął zęby. Miał nadzieję, że czas zemsty przyjdzie szybko. Bardzo szybko.

Hermiona została oburzona przez budzik stojący na szafce. Przetarła oczy i przeciągnęła się. Całe ciało od razu zabolało pod wpływem ruchu. Skrzywiła się, ale nic nie powiedziała. Draco właśnie też powoli się budził. Miał na później do szkoły, więc po prostu schował głowę pod poduszkę i zasnął ponownie. Zwlokła się z łóżka i podeszła do szafy. Spojrzała przelotnie przez okno. Wiosenny dzień nie zapowiadał się zbytnio przyjemnie. Była pewna, że padało. Niebo było szare, jakby burzowe. Wyciągnęła ręce, by wziąć bluzkę i jej wzrok przyciągnęły siniaki na nadgarstkach. Zamknęła oczy i westchnęła ciężko. Zapomnij o tym, to było i nigdy się nie powtórzy. Wyjęła z szafy białą, zwykłą koszulę z długim rękawem i złotymi guzikami, która zasłaniała pamiątki po spotkaniu z Nottem. Znalazła czerwono-złoty krawat Gryffindoru i czarne rurki. Poszła do łazienki. Ściągnęła z siebie piżamę i spojrzała w lustro na swoje nagie ciało. Niektóre siniaki zanikały, a niektóre stawały się jeszcze bardziej wyraźne. Odwróciła głowę, by nie widzieć swojego żałosnego odbicia. Musi wziąć się w garść, a nie tylko rozpamiętywać i żyć przeszłością. Wzięła szybki prysznic i ubrała się. Wyszła z łazienki i spakowała książki do szkolnej torby. Miała szczęście, że dzisiejsze lekcje były luźne i zapewne nie było na nie nic zadane. Przechodziła właśnie obok łóżka, kiedy zatrzymała się. Spojrzała w stronę śpiącego chłopaka. Targnęły nią mieszane uczucia. Bezgraniczna miłość, ale i uraza. Uraza za to, że ją okłamał. Bała się, że może ukrywać jeszcze więcej. Nie miała przed nim żadnych, poważanych tajemnic i nie chciała, by on miał je przed nią. Związek opierał się na zaufaniu i prawdomówności, a nie na kłamstwie. Pokręciła głową, odgarnęła parę brązowych pasemek za ucho i wyszła z pokoju.
Pokój Wspólny zajmowały osoby z jej klasy i jeszcze dwóch niższych. Ginny właśnie wychodziła z dormitorium dla dziewcząt. Wyglądała na dość przygnębioną. Ujrzała Hermionę i uśmiechnęła się lekko. Brązowowłosa odwzajemniła uśmiech i obydwie Gryfonki zeszły na dół po schodach. Na korytarzu spotkały Harry’ego i Rona, z którymi udały się na wczesne śniadanie. Chłopcy wesoło rozmawiali, obgadując nauczycieli i uczniów oraz skarżąc się na lekcje.
- Co jest, Ginny? – spytała Hermiona. Niepokoiła ją smutna mina przyjaciółki. Ruda odwróciła się w jej stronę.
- Nic, wszystko w porządku, tylko Blaise… - skrzywiła się.
- Co z nim? – zdziwiła się Hermiona. Ginny milczała. Wskazała na Harry’ego i Rona.
- Nie chcę mówić przy nich.
Hermiona kiwnęła głową na znak, że rozumie. Kiedy weszły do Wielkiej Sali usiadły na końcu stołu Gryfonów. Chłopców zdziwiło to, że od nich odchodzą, ale oznajmiły, ze muszą porozmawiać. Wybraniec i Weasley wzruszyli tylko ramionami i pogrążyli się w rozmowie o quidditchu, zajadając się kanapkami. Hermiona i Ginny usiadły naprzeciw siebie. Panna Granger od razu przeszła do rzeczy. Nalała sobie do kubka gorącej herbaty i zamoczyła usta w napoju. Ginny wciąż nic nie mówiła. Hermiona czekała cierpliwie. Ruda odgarnęła swoje włosy na jedną stronę za ucho. Bawiła się łyżeczką zastanawiając się, jak ubrać w słowa to, co zamierzała wyznać przyjaciółce.
- Blaise musi wyjechać po szkole z kraju – bąknęła. Hermiona zdziwiła się tym, co usłyszała od dziewczyny. Zupełnie nie spodziewała się tej wiadomości.
- Jak to: musi wyjechać?
Ginny mocniej zacisnęła dłonie na kubku kakao, które właśnie piła.
- Nie wiem, dlaczego. Powiedział tylko, że musi. Zostawia wszystko, co tutaj ma. Przyjaciół, rodzinę… i mnie. Mogłam się tego spodziewać – westchnęła. Na jej czole pojawiły się małe zmarszczki jakby nad czymś mocno myślała. Hermiona poczuła ucisk w sercu. Musiała porozmawiać z Zabinim. Nie może tak po prostu opuścić wszystkiego, co tutaj miał. Nie może skrzywdzić tak Ginny. Nie wiedziała, czy romans jej przyjaciółki z przyjacielem Draco jest na poważnie, ale z tego co widziała i słyszała nawet za bardzo na poważnie. Blaise i Ginny zaczęli chodzić parę dni temu. Dlaczego musiał więc opuszczać kraj?
- Ginny, nie zostawiaj tak tego. Dowiedz się, dlaczego to robi i jaki ma w tym cel. Na pewno jest coś na rzeczy. Może coś go gryzie. Może to coś poważnego – orzekła Hermiona. – Może nawet potrafimy mu w tym jakoś pomóc.
- Ale Hermiono! – w głosie Rudej usłyszała frustrację – Myślisz, że nie próbowałam? On nie chce mi nic powiedzieć.
Nagle do Wielkiej Sali wleciała poczta. Hermiona przygotowana na to, że nic nie dostanie, dostrzegła, że leci do niej majestatyczna, przeogromna sowa o szarawym upierzeniu. Wylądowała na stole i uniosła nóżkę, by dostarczyć list. Ciekawa Hermiona odwiązała od nóżki sowy pergamin i rozwinęła go, przy okazji częstując sówkę chlebem. Odleciała, pohukując z zadowoleniem. Jej oczy śmigały po pergaminie. Serce to stawało, to biło coraz mocniej. Nie mogła uwierzyć, że ta kobieta miała jeszcze czelność do niej pisać. Narcyza Malfoy nie dawała za wygraną. Przeczytała list raz jeszcze.
- Wszystko dobrze? – spytała Ginny, widząc minę przyjaciółki. Hermiona zazgrzytała zębami.
- Jak ona śmie mi grozić? – warknęła – Ona w ogóle nic nie rozumie. Czy dla niej nie liczy się szczęście jej syna? – mruczała sama do siebie. Podarła list od matki Dracona. Była wściekła. Kobieta groziła jej, że jeśli zaraz nie opuści boku Malfoya, to jeszcze bardziej nauczy ją, że takie szlamy jak ona nie powinny istnieć. Okropna kobieta. Ale nie. Ona nie podda się tak łatwo bez walki. Nawet jeśli miałaby nieźle za to oberwać. Zresztą, co Cyzia miała jej do zaoferowania? Nasłała już na nią Notta. Skąd się dowiedziała, że już jest po sprawie i została wypuszczona ze szponów tego sadysty? Może on jej o tym powiedział? Może ona teraz jeszcze bardziej chciała ją przestraszyć myśląc, że dziewczyna jest na skraju załamania? Oj, grubo się przeliczyłaś Narcyzo.
- Miona, możesz mi opowiedzieć, co się z tobą działo? – dopytywała się Ginny. Hermiona uznała, że nie warto mieć przed nią tajemnic. Ona jej się zwierzyła. Teraz była kolej na Hermionę. Powiedziała Ginny o wszystkim. Kiedy skończyła w Wielkiej Sali wydawało się przybyć bardzo dużo uczniów. Ginny była cała czerwona na twarzy.
- Niech no ja mu pokażę! – szukała już wzrokiem godnym bazyliszka, Teodora Notta. Dostrzegła go samotnego przy stole Ślizgonów. Siedział z książką w ręce i czytał w zamyśleniu. Zupełnie jak Hermiona. Ona równie często tak robiła. Ginny już podnosiła się, by mu dokopać, ale Hermiona pociągnęła ją za rękaw.
- Siadaj i nie wariuj – rozkazała jej ostrym tonem. Oczy Ginny zrobiły się wielkie jak galeony.
- Nie wariuj? Hermiono, ta szuja wyrządziła ci tyle krzywdy, a ty mi mówisz „nie wariuj”? – nie mogła uwierzyć w zachowanie przyjaciółki. Hermiona pokręciła głową.
- To nie tak. Po prostu to jest sprawa między nim a mną. Nie chcę, by było widać, że każdy z mojego otoczenia o tym wie. Gdybyś zrobiła teraz awanturę to… - zamyśliła się – No cóż, zapewne trąbiłby o tym cały Hogwart, a rozgłosu nie potrzebuję.
Ginny tylko wzruszyła ramionami. Hermiona wiedziała, że tak łatwo by nie odpuściła, gdyby nie ona. Ale taka była prawda. Nie potrzebowała rozgłosu ani plotek na temat tego, co mogło się wydarzyć z nią i Nottem. Znając ludzi od razu powstałyby najróżniejsze historie na ten temat. Nie miała ochoty tego wysłuchiwać. Bezwiednie wpatrywała się w Notta, który jakby nigdy nic czytał książkę. Prychnęła i odwróciła wzrok. Nie powinna się już nic przejmować, ale coś jej się zdawało, że teraz będzie go zauważać o wiele częściej, niż by tego chciała. Tak właściwie to w ogóle nie chciała go widywać, ale to nie było możliwe. Często pojawiał się w bibliotece, która była jej codziennym miejscem przesiadywania nad książkami i lekcjami.
            Spojrzała na zegarek.
- Musimy się zbierać na lekcje – zauważyła. Razem z Ginny zwlokły się z drewnianych ław i wyszły z Wielkiej Sali. Szybko wmieszały się w tłum. Ruszyły na dziedziniec transmutacji, by dojść pod klasę McGonagall, która nawet po objęciu stanowiska dyrektora, nie przestawała uczyć tego przedmiotu. Hermiona zawsze podziwiała tę czarownicę. Miała tyle na głowie, a zawsze była opanowana i nie wpadała z panikę ani tego typu rzeczy. Radziła sobie z tak ogromną odpowiedzialnością. Hermiona wiedziała, że gdyby tak potrafiła, jej życie byłoby o wiele bardziej poukładane.

            Lekcje minęły zadziwiająco szybko. Na przerwach spotykała się z Malfoyem. Teraz, kiedy wychodziła z ostatnich zajęć, skierowała swoje kroki na balkon na piątym piętrze, gdzie mieli się spotkać. Hermiona na długiej przerwie poszła do biblioteki i w końcu znalazła to, czego szukała tyle czasu. Książkę z eliksirem dla Ginny. Odnalezienie jej było już połową sukcesu. Wyszła na balkon i usiadła na ławeczce. Oparła się o zimny, kamienny mur. Motyle latały obok donic z przeróżnymi, ślicznymi kwiatami. Po dachu, który osłaniał taras, spływał deszcz. Hermiona z rozkoszą wdychała orzeźwiające powietrze jakie przyniosła burza. Na tarasie nie było nikogo oprócz niej. Nagle pojawił się na nim Draco. Usiadł obok niej i pocałował w policzek. Podała mu książkę na stronie z eliksirem.
- Sądzisz, że nam się uda? To jeden z najbardziej skomplikowanych przepisów jakie znam. Na dodatek można ważyć go tylko w nocy – oznajmiła. Draco przeczytał sposób przygotowywania.
- A czas trwania to półtora miesiąca.
- Czyli udałoby nam się go skończyć w maju, jeśli zajmiemy się nim już dzisiaj – zauważyła Hermiona. Spojrzała na recepturę i zaniepokoiła się.
- Skąd my weźmiemy te wszystkie składniki? Niektóre z nich są najzwyczajniej w świecie zakazane.
- Możemy je zdobyć na Przekątnej. Widywałem niektóre z nich na sklepowych półkach.
Hermiona przemilczała jego uwagę. Wolała nie poruszać tematu tego, że chodził na Nokturn. Nie przepadała za tym miejscem. Pełne szaleńców i dziwnych ludzi. Wyjętych spod prawa czarownic i czarodziejów, którzy znienawidzili innych obywateli.
- Malfoy? – spytała, chcąc zwrócić jego uwagę.
- Co, Granger? – spojrzał na nią. Hermiona znów spojrzała w te cudowne, szare tęczówki. Tak… one były zdecydowanie lepsze od Notta. Tamtych się bała, te… kochała. To one ją zafascynowały najbardziej. Urzekły ją i uwiodły. To właśnie one sprawiły, że Draco Malfoy stał się dla niej niezwykły. Zanim jeszcze poznała go bliżej.
- Wiesz może coś na temat Blaise’a? O tym, że wyjeżdża?
Draco odwrócił wzrok i spojrzał na książkę. Hermiona zniecierpliwiła się i zamknęła ją, przy okazji zabierając.
- Nie wykręcaj się – warknęła.
- Nie bądź taka natrętna – mruknął.
- Nie jestem natrętna – założyła ręce na piersiach.
- Jesteś, Granger. Zawsze byłaś.
- Wcale nie! – zaperzyła się – A ty egoistyczny i bezczelny! – odgryzła mu się. Uśmiechnął się szelmowsko.
- Nie, Granger. Nigdy nie byłem egoistyczny ani bezczelny.
- Och, oczywiście – skrzywiła się – Ani trochę.
- Czy to był sarkazm? – zauważył. Zmrużyła oczy, a jej loki lekko się naelektryzowały.
- Czyli nic nie powiesz? – dopytywała się.
- A ty znów wracasz do tematu? – westchnął i przeczesał włosy.
- Draco! – zawołała oburzona.
- Co?! – odpowiedział tym samym.
- Tutaj chodzi o Ginny! Nie przejmujesz się tym, ze twój przyjaciel wyjeżdża bez słowa i zostawia wszystko? – nie mogła uwierzyć jak mógł być taki obojętny na tą wiadomość. A może już od dawna o tym wiedział? Tak czy inaczej nie powinien tak łatwo odpuszczać. Może i była natrętna i wścibska, ale nie pozwoli, by ktoś, kto był ważny dla jej przyjaciółki wyjechał i opuścił ją bez wyjaśnień.
- Ma swoje powody – oznajmił.
- Chcę je znać – odparła twardo. Malfoy pokręcił głową.
- Ale ich nie poznasz, kotek – uśmiechnął się ironicznie. Gryfonka zastanowiła się przez chwilę, by po sekundzie zaświtał jej nowy sposób w głowie. Hermiona przybliżyła się do niego. Jego mina wyrażała tylko jedno „Coś kombinuje”. Hermiona uśmiechnęła się delikatnie i odgarnęła mu opadające kosmyki z twarzy.
- Nie powiesz? – spytała cichutko. Pokręcił głową. Położyła mu ręce na umięśnionych barkach i lekko pocałowała. Odsunęła twarz od jego na odległość paru centymetrów i spojrzała prosto w oczy.
- Nic a nic?
Zaśmiał się i przyciągnął ją do siebie. Usiadł na kolanach i pocałował. Hermiona uśmiechnęła się zwycięsko w duchu. Miała go. Och, jak ona kochała tak nim manipulować. Parę ruchów i wie wszystko.
- Co zamierza Zabini? – odsunęła się delikatnie. Jest mój. Powie mi. Na jej twarzy zagościł zwycięski uśmiech, jakby już wygrała.
- Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy, słońce – uśmiechnął się zwycięsko. Natomiast jej uśmiech zbladł. Przechytrzył ją. Oburzyła się i chciała zejść mu z kolan, ale ją przetrzymał.
- Jesteś okropny – skomentowała jego zachowanie. Była zawiedziona, że jej się nie udało.
- Ty nie lepsza. Żeby posuwać się do takich czynów.
Prychnęła. Wzięła książkę i ponownie ją otworzyła. Uważnie przeczytała sposób przygotowania. Był całkiem podobny do przygotowywania eliksiru Wielosokowego.
- Dałbyś radę zdobyć sproszkowany kieł jadowitego, mglistego węża i skrzydło nietoperza? – spytała lekko obrzydzonym głosem. Skład tego eliksiru był niekiedy doprawdy odrzucający. Draco przez chwilę się zamyślił.
- Napiszę do znajomego, by wysłał mi je jak najszybciej – oznajmił. Hermiona odetchnęła z ulgą. Nie sądziła, by tego typu składniki były w magazynku szkolnym, ale z resztą zapewne nie będzie problemu. Będzie musiała tylko pod peleryną niewidką wkraść się do środka.
- Napisz dzisiaj, najlepiej teraz – wstała z jego kolan.
- Dobra, spokojnie… - rozłożył się na ławce. Hermiona oburzona walnęła go książką po głowie – Hej, za co? – zdziwił się Malfoy.
- Wstawaj i szybko to pisz! Eliksir najlepiej ważyć już dzisiaj, ale potrzebujemy składników. Jeśli dojdą jutro, to od razu zabieramy się do pracy! – mówiła jak nakręcona. Wrzuciła książkę do torby – Rusz się, idziemy.
Malfoy przewrócił oczyma.
- Jaka ty jesteś nieznośna. Zresztą zastanawiam się, czy ten eliksir jest dobrym rozwiązaniem…
- Co ty bredzisz? – zdziwiła się, stojąc przy drzwiach z ręką na mosiężnej klamce. Chłodny wiatr przeszył ich ciało, a na dworze rozpadało się jeszcze bardziej. Prawdziwa wiosenna ulewa.
- Wydaje mi się, że bycie wampirem odpowiada Weasley.
- O nie, nie wykręcisz się od ważenia eliksiru… - zazgrzytała zębami i mocniej opatuliła się bluzą. Poprawiła ramiączko torby, które zsunęło jej się z ramienia.
- Daj spokój…
- Draco, nie! – oburzyła się – To ja jestem przyjaciółką Ginny i ja lepiej wiem, czy jest szczęśliwa z wampiryzmem – chwilowa cisza – A jeśli nie chcesz mi pomóc, to znajdę kogoś innego.
Malfoy westchnął i uśmiechnął się kpiąco.
- Znajdziesz kogoś równego umiejętnościami do mnie z eliksirów? – wstał z ławki i podszedł do niej. Uparcie milczała. Otworzył jej drzwi i wskazał gestem, by wychodziła. Ona jednak nic nie robiła. Ilustrowała każdy szczegół jego twarzy.
- Owszem, znajdę – odparła nagle.
- Ciekawe kogo… Weasleya? – wykpił.
- Nie. Notta. – uśmiechnęła się najbardziej wrednie jak tylko potrafiła i po prostu wyszła. Malfoy przez chwile stał jak osłupiały, ale szybko się otrząsnął. Dogonił ją zdenerwowany. Nie sądził, by Hermiona poprosiła tego idiotę o pomoc po tym, co jej zrobił. Chociaż… znając ją to niczego nie był pewien.
- Nie mówisz poważnie? – spytał. Hermiona wciąż szła bardzo szybko idąc prosto do Wieży Gryffindoru. Zagryzła wargę, kiedy usłyszała jego głos.
- Jeśli nie znajdę nikogo, kto mógłby mi pomóc to pójdę do niego. I nie, nie boję się go – odparła twardo jakby przekonując samą siebie.
- No przecież ja ci pomagam – zaperzył się i włożył ręce w kieszenie. Zatrzymała się nagle i odwróciła, bo schody zmieniły swój tor. Stał na jednym schodku niżej, więc byli teraz prawie równi wzrostem. Owszem wciąż był wyższy. Przez chwilę przeszła ją myśl. A jeśli razem z Ginny zostaną opuszczone przez Ślizgonów, którzy zdobyli ich serca? Niczego bardziej się nie bała. Wtedy zostanie znów sama. Bez kogoś, na kogo mogłaby liczyć, komu mogłaby zaufać. Kto byłby dla niej zarówno chłopakiem i przyjacielem.
- Co zrobisz z matką? – spytała nagle. Lekko zdziwił się tym pytaniem.
- Staram się jakoś z Pansy znaleźć wyjście z tej sytuacji. Jak na razie jedną z możliwości jest zabójstwo drugiej połówki…
Hermiona zbladła.
- … Gryffindorze, nigdy… - jej głos znacznie osłabł. Malfoy uśmiechnął się.
- Nie mamy zamiaru się do tego posuwać – zapewnił ją. – Chociaż Notta to ja zabiję przy najbliższej okazji.
- Nie wtrącaj się w to… - odparła Hermiona. Zaniemówił. Ale tylko na chwilę.
- Nawet mnie o to nie proś. Pożałuje jeszcze, że się urodził - wyjął ręce z kieszeni, a na jego twarzy zagościł wściekły grymas.
- Malfoy, ja nie chcę, by on się dowiedział, że ty o wszystkim wiesz – uparła się.
- A jeśli nic mu nie zrobię, to ten będzie zadowolony, że prawda nie wyszła na jaw, a ja jestem idiotą, który nie ma o niczym pojęcia! – warknął. Zdenerwował się na Gryfonkę. Dlaczego ona była taka uparta? Dlaczego go tak broniła?
- Malfoy. Walczyłam z nim i zdołałam poznać go jako przeciwnika – westchnęła, ale jej głos pozostawał twardy i zimny jak lód. – Nott nie jest pierwszym lepszym uczniem, którego możesz sobie zlać jak wszystkich innych w mojej obronie – ciągnęła – Jest wykształcony, wyższy nawet od ciebie i o wiele bardziej silniejszy.
- Nie wierzysz we mnie? – zdenerwował się. – Nie obchodzi mnie jaki on jest.
- Zbyt bardzo wierzysz w swoje możliwości – fuknęła.
- Kiedyś powiedziałaś, że to dobrze – przypomniał jej. Zmrużyła gniewnie oczy. Uwielbiał jak tak robiła. Złote refleksy w jej oczach przypominały bursztyny, które ukrywały się pod ciepłym piaskiem na plaży.
Hermiona nic nie odpowiedziała, tylko weszła na piętro i zostawiła na chwilę Malfoya samego pod portretem Grubej Damy. Po pięciu minutach przeszła przez dziurę w portrecie z peleryną niewidką w ręce. Irytowała ją ta cała kłótnia z Malfoyem. Niepokoiła się o niego. Nott wydawał się od Dracona o wiele silniejszy… Może to były tylko jej przypuszczenia, ale stwierdziła tak po uścisku obydwu Ślizgonów. Różnica była taka, że Malfoy miał silny i stanowczy uścisk, którym nie chciał zrobić jej krzywdy. Z Teodorem było na odwrót. Jego uścisk miał jej robić krzywdę, z której z jakiegoś powodu Nott był niezmiernie zadowolony. Poczuła ciarki na plecach.
            Spojrzała na Malfoya. Dziwnie się czuła z myślą, że jej uczucie do niego lekko oziębło. Oczywiście nadal bardzo go kochała. Niczym głupia nastolatka, ale… uraza jaką spowodowało to kłamstwo… Wciąż wydawało jej się, że mimo wiedzy na temat tego, że nie może być z nią w przyszłości, to starał się o jej uczucia zamiast dać spokój. Dla niej to było bawienie się uczuciami. Nienawidziła tego.
Draco, dlaczego? Dlaczego to musiało nas dopaść? Dlaczego czuję tą cholerną pustkę patrząc na ciebie? Pustkę połączoną z bolesną miłością?
Nie wiedziała dlaczego, ale na jej sercu pojawiła się maleńka ryska. Nie odczuła tego w żaden sposób. Jeszcze nie wiedziała, że będzie się ona pogłębiać z upływem czasu. Zupełnie nieświadoma, że jej serce złamie się w tym jednym momencie. Momencie, którego się obawiała. Który mógł nadejść jeśli coś poszłoby nie tak.

Nadziejo, daj mi siłę oraz wiarę i nie opuszczaj mnie nigdy, proszę.

~~~~~~~~~~~~~~~ 
No witam, witam :D Jak tam zakończenie roku szkolnego? Jak na razie u mnie cudnie, bo nie pokazałam jeszcze świadectwa, ale pewnie nie będzie źle :P Chociaż nie powiem, że poprawa niektórych ocen w następnym roku by się przydała xd 
Wyrobiłam się w czasie i udało mi się wstawić dzisiaj notkę dla tych, którzy jutro gdzieś wyjeżdżają i nie będą mieli Internetu. Jak na razie (jak zawsze ;p) niesprawdzana, dopiero za sekundę będę wszystko poprawiać.
Pozdrawiam i życzę równie cudownego humoru
Sheireen ♥

wtorek, 25 czerwca 2013

Pojedynek



Hermiona obudziła się w takiej samej pozycji w jakiej zasnęła. Skuliła się z zimna. Wciąż miała na sobie tylko ponacinany stanik, a jej sweterek leżał na podłodze, do niczego się nie nadając. Wyprostowała plecy, które niemiłosiernie ją bolały. Zdała sobie sprawę, że nie jest przywiązana do krzesła. Bandaże na dłoniach leciutko przesiąkły krwią. Skrzywiła się. Powoli podniosła się na drżącym nogach. Złapała się ściany, by nie upaść. Była strasznie obolała, niewyspana i głodna.
Popatrzyła na zegarek. Wskazywał jedenastą. Przeraziła się. Czy przeżycia sprzed paru godzin tak bardzo ją wykończyły? Zrobiło jej się ciemno przed oczami. Spojrzała na swoje ciało. Było lekko poobijane, a na biodrach czuła mocny uścisk Notta. Zapewnie będzie miała pamiątki w postaci siniaków. Przypomniała sobie wszystko, co jej mówił dzisiejszej nocy. Narcyza kazała zostawić Nottowi uszczerbek na jej psychice, by wiedziała, że do Ślizgonów nie należy się zbliżać. A to wszystko przez ten toksyczny związek z Malfoyem. Nie spodziewała się, że kiedy zgodzi się na propozycję chodzenia z arystokratą, to będzie ją czekać taka sytuacja.
            Chwila. Jaki związek? Czy to można było nazwać związkiem? Owszem, ona przeżyła naprawdę cudowne godziny w towarzystwie Dracona, ale czy on mógł nazwać to związkiem? A może tylko zabawą, której celem było zdobycie i zabawienie się młodą Gryfonką, wiedząc, że i tak trzeba będzie ją rzucić dla prześlicznej Astorii Greengrass? Nie! Hermiono, przestań! Nie myśl tak! Draco dawał ci wiarę, byś nie zadawała sobie takich pytań. Byś była pewna jego uczuć.  
Zamknęła oczy. Wdech i wydech. Jej myśli wariowały. W głowie toczyła się najprawdziwsza wojna. Gdyby tylko nie była uwięziona w tych cholernych lochach! Na dodatek miała do czynienia z pociągającym sadystą, co przerażało ją i, o Melinie, ciekawiło. Jak to ciekawiło?! Jesteś nienormalna, Hermiono! Takich ludzi jak Teodor należy się bać. Przecież jeśli tak dalej pójdzie, to nie ograniczy się tylko do zerwania z niej górnej części ubrania. Zrobiło jej się lodowato na tą myśl. Trwały lekcje. Ktoś na pewno zauważy jej nieobecność. Podeszła na chwiejnych nogach do stolika. Same papiery, kurz, niepotrzebne przyrządy i… tak! Zwykła wsuwka do włosów. Hermionie zabiło szybciej serce. Niedługo powinien być lunch, ale może zdąży. Podbiegła do drzwi i drżącymi rękoma próbowała otworzyć zamek. Nic to nie dawało. Zazgrzytała zębami. Wyjęła z zamka wsuwkę. Odrętwiała, kiedy dostrzegła, że nic z niej nie zostało. Najzwyczajniej w świecie się stopiła. Uderzyła w drzwi. Cholerny Nott! Dlaczego musiała mieć do czynienia z nim, najmądrzejszym uczniem zaraz po niej w Hogwarcie? No, ale przecież Narcyza nie wybrałaby kogoś słabszego od niej. Przecież każdemu innemu uczniowi bez problemu by uciekła. Narcyza nie była głupia.
Hermiona odrzuciła wściekła nieprzydatną wsuwkę.
- Do cholery jasnej! Przeklinam cię, Nott! – zaczęła chodzić szybko po jej więzieniu i rozrzucać dookoła rzeczy. Szarpnęła za klamkę i nawet posunęła się do tego, by wykopać drzwi, ale nic to nie dało. Jej pięść właśnie wędrowała do ściany, kiedy usłyszała szczęk zamka i do wnętrza wszedł Nott. Podniósł brew widząc, w jakim stanie znalazł się pokój. Hermiona poczuła ucisk strachu, ale tylko na chwilę. Szybko zamienił się on w jeszcze większą wściekłość. Rzuciła się na Teodora z pięściami.
- Ty! Ty obrzydliwy, cholerny, sadystyczny Ślizgonie! – wrzeszczała, próbując go uderzyć. Chłopak odrzucił trzymane w rękach papiery, by po chwili złapać ją za zranione nadgarstki i powstrzymać. Hermiona właśnie miała posunąć się do czegoś gorszego, kiedy spojrzała mu w oczy. Zahipnotyzowały ją. Zapomniała o wszystkim. Dosłownie. Przez chwilę nawet nie wiedziała jak się oddycha. Oczy Notta były niezwykle szare. Nie, nie takie jak u Malfoya, chociaż boleśnie o nich jej przypomniały. Te szare tęczówki wręcz ją pochłonęły. Były takie głębokie, a zarazem jakby nic się w nich nie kryło. Były magnetyczne. Cudowne. To twój wróg. Nie myśl o nim w ten sposób. Jeśli zauważy, wykorzysta to przeciwko tobie. Nott puścił jej nadgarstki, widząc, że się uspokoiła. Podniósł papiery ze stolika i podał jej nic nie mówiąc. Wciąż była tak osłupiała, że ledwo co nadążyła nad tym, co robi. Wzięła od niego karty z niezwykle zdziwioną miną.
- To są notatki z lekcji – odparł – Wiedziałem, że mnie zabijesz, jeśli przez to całe zamieszanie nie będzie cię na lekcjach.
- Nie lepiej by było, gdybyś dał spokój i mnie puścił? – syknęła, ale z wgłębi duszy zdziwiła się, że przyniósł jej notatki i w ogóle o tym pomyślał. Może dlatego, że nauka też chyba była dla niego ważna. Nott uśmiechnął się ironicznie.
- Jeszcze nie, Granger – odparł.  Zdała sobie sprawę, że powiedział do niej po nazwisku, a nie jak zwykł do niej mówić „szlamo”. Nie zastanawiała się dłużej. Minęła go i położyła notatki na biurku.
- Nawet nie podziękujesz? – usłyszała jego chłodny głos. Aż się zachłysnęła. Odwróciła się do niego gwałtownie.
- Chyba sobie żartujesz! Za co? – krzyknęła – Za to, że uwięziłeś mnie tutaj, przetrzymujesz i robisz krzywdę traktując jak największe ścierwo? – nie wytrzymała. Nie chciała robić nic głupiego, bo bała się, że to może się źle skończyć. Pochyliła się nad notatkami. Ze zmarszczonymi brwiami zaczęła czytać dzisiejszy temat z historii magii. Spojrzała uważnie na Notta.
- Skąd je masz? – wskazała na pliki kartek.
- To moje notatki – usiadł na ławie obok niej. Mimowolnie się odsunęła. Wolała stać do niego przodem, by widzieć wszystkie jego ruchy. Nie ufała mu w ogóle. Nie po tym, co jej robił ostatniej nocy – To takie dziwne?
- Trochę – przyznała Hermiona – U mnie w klasie tylko ja robię notatki. Wszyscy inni zasypiają…
- U nas też tak jest – skomentował. Kiwnęła głową. Nott obrzucił jej ciało uważnym wzrokiem. Zauważył dużego siniaka na biodrze dziewczyny i uśmiechnął się pod nosem. Hermiona widząc jego dziwne spojrzenie i uśmiech skrępowała się. Oddałaby wszystko, nawet notatki, byle mieć na sobie coś więcej niż tylko stanik.
            Nagle Nott poruszył się. Drgnęła natychmiast. Ku jej przerażeniu zdjął z siebie białą koszulę. O Gryffindorze, co on ma zamiar zrobić?! Teodor jednak nic złego nie zrobił. Rzucił jej swoją koszulę, która pachniała jakimiś orzeźwiającymi perfumami. Nałożyła na siebie jego własność. Czuła się strasznie nieswojo. Przez chwilę wymienili normalnie parę zdań, ale przecież on wciąż mógł jej coś złego zrobić. Wszystko, byle jej nie zabić. Zaczęła zapinać guziki pod jego czujnym okiem, które wcale jej nie pomagało. W jednej chwili Nott machnął różdżką powodując, że wszystkie guziki zamiast się zapiąć po prostu… oderwały się.
- Nie przesadzaj z tym zapinaniem się – mruknął – Muszę mieć jakieś przyjemności skoro nie podziękowałaś za notatki.
Prychnęła. To była jego koszula, ale najwidoczniej go to nie odchodziło. No tak, zawsze może sobie kupić nową, jeszcze lepszą. Wątpiła, by nawet za pomocą magii miał zamiar przyszyć te guziki.
- Chodź do mnie, Granger – wskazał na miejsce tuż przed nim. Stanęła jak spetryfikowana. Nie… Nigdy do niego nie podejdzie. Nie będzie jej rozkazywać. Nie da się tak łatwo.
- Powiedziałem coś…
Nie ugnie się.
- Prowokujesz mnie, szlamo? – jego głos był cichy jak nigdy.
Nigdy do niego nie podejdzie. Nott syknął z wściekłości.
- Pożałujesz tego! – ruszył w jej stronę. Hermiona najchętniej uciekłaby przed nim. Wycofałaby się w kąt, ale nie może tak łatwo się poddawać. Nie cofnie się przed nim. Musi mu pokazać, że nie jest rzeczą, którą można rządzić. Jest mądrą, odważną Gryfonką, która potrafi stawić mu czoła. Uniosła dumnie głowę. Nott szedł w jej stronę z wyciągniętymi rękoma. Hermiona widziała, że niezwykle denerwuje go to, że się nie odsuwa. Nagle stanął przed nią twarzą w twarz. Bardzo mocno złapał ją za ramiona. Bolało bardzo, ale tylko się skrzywiła. Chłopak przyciągnął ją tak, że stykali się ciałami. Wtedy nie mogła już wytrzymać. Serce wyrywało jej się z pieści. Nogi i rozsądek nakazywały, by rwać się do ucieczki.
- Ty wredna, brudna szlamo – syknął – Pożałujesz, że musiałem do ciebie podchodzić.
Popchnął ją na podłogę tak, że upadła na plecy. Jęknęła, ale się nie dała.
- Taki z ciebie facet, Nott? – warknęła. Ślizgon nachylił się nad nią, by nie miała drogi ucieczki. Taka bliskość z nim działała na nią okropnie. Czuła się jak mina, która powinna za chwile wybuchnąć. Nie wiedziała tylko w jaki sposób. Łzami, przekleństwami. Jedno było pewne. Czuła się rozerwana, postrzępiona. Nie wiedziała, co robić. Jedno pokładało się z drugim.
- Jestem facetem, Granger, a ty jesteś kobietą, która niezwykle wdała mi się we znaki – odparł gniewnie.
- Może jeszcze mnie uderz, co?! – krzyknęła – Skoro jesteś takim mężczyzną, to proszę bardzo, nie krępuj się, pokaż ile jesteś wart!
Nott się zawahał.
- Nie mam zamiaru cię bić, jesteś nienormalna? – warknął. Jego czarne, zmierzwione włosy były w nieładzie, który uznałaby za całkiem uroczy, gdyby nie to, że była na niego potwornie wściekła.
- To ty jesteś psychiczny! Skoro Narcyza tego chce, to skończ to, co musisz zrobić i wypuść mnie do cholery! – szarpnęła się, ale nic to nie dało. Jego uścisk był piekielnie mocny. Nie mogła oderwał wzroku od tych szarych tęczówek.
- Tak bardzo pragniesz, bym w końcu się za ciebie zabrał? – warknął.
W oczach Hermiony pojawił się taki strach, że nie dało się go nie zauważyć.
- Nigdy. Nie poddam się bez walki, Nott!
- Ty nie masz nic do gadania – powiedział chłodno.
- Mam dla ciebie pewien układ – odparła. Zdmuchnęła gniewnie parę loków, które opadły na jej twarz. Nott spojrzał na nią przebiegle. Nie miał pojęcia, co ta dziewczyna może mu zaoferować, ale zaintrygowało go to.
- Mów – rozkazał. Tym razem posłuchała.
- Wyzywam cię na pojedynek – spojrzała mu prosto w oczy, żeby pokazać mu, że jest pewna swojej decyzji. Teodor przez sekundę zapatrzył się w intensywnie brązowe tęczówki. Niczym ciepła, roztopiona czekolada. – Jeśli wygram, to wypuszczasz mnie, nie robiąc mi żadnej krzywdy, a jeśli ty wygrasz – zaczęła powoli – To już daję ci wolną rękę.
Zmrużył oczy doszukując się jakiegoś podstępu. W końcu byli na równi z umiejętnościami, więc nie miał się czego obawiać. Ba! Nie obawiał się niczego. Znał swoje możliwości i wiedział, że jest lepszy. W końcu był czystej krwi, a to na pewno o czymś świadczyło. Pokona tę szlamę i wymyśli dla niej coś okropnego, by tak łatwo o tym nie zapomniała.
- Zgoda – powiedział. Zlazł z niej i nawet nie pomógł jej wstać. Poszukał przez chwilę w swojej kieszeni i wyjął z niej różdżkę Hermiony.
- Żadnych sztuczek – orzekł twardo. Rzucił Hermionie różdżkę. Pochwyciła ją w locie i wzmocniła czujność. Nic się już nie liczyło. Był tylko Nott. Wiedziała, co może się stać, jeśli przegra, ale była pewna swoich umiejętności. W końcu nie bez powodów była najmądrzejszą uczennicą od paruset lat. Była pewna, że czysta krew o niczym nie świadczy. Liczył się talent i umiejętności. Jeszcze mu pokaże. Nigdy się nie podda. Przeżyła wojnę i trudności z nią związane, a załamywała się, kiedy Nott mścił się na niej.
            Strumień ognia z różdżki Notta wystrzelił nieoczekiwanie. Pisnęła, ale szybko odbiła zaklęcie tarczą wodną. Nott zmrużył oczy. Hermionie na twarz wlazł pogardliwy wyraz. W stronę Hermiony stronę poleciał następny promień, tym razem niebieski. Nie ruszyła się z miejsca, a jedynie wyciągnąwszy różdżkę, rzuciła od razu Protego. Zaklęcie odbiło się od jej tarczy i poleciało w stronę Notta, który rozwiał je ruchem nadgarstka. Sekundę później dostrzegła kolejne zaklęcie wysłane przez Ślizgona. Uskoczyła, zauważając, że przed tym zaklęciem nie uratuje jej żadna tarcza obronna.
- Co tak słabo, Granger? Wykaż się umiejętnościami godnymi twojego poziomu. Co z ciebie za przeciwnik! – drwił z niej, ale ona się nie dała. Uraził ją. Uważał, że jej umiejętności ją zbyt niskie jak dla niego. Fuknęła ze złości.
I wtedy się zaczęło. Hermiona skakała, biegała, odbijała zaklęcia, rzucała gwałtownie różnokolorowe pociski, nawet te wyjątkowo silne. Sam Nott również bardzo się wysilał, ale najwyraźniej świetnie się bawił. Walczył agresywnie, czasami wykrzykując różne uwagi, a niekiedy czarował werbalnie. Nott był najtrudniejszym przeciwnikiem, z jakim kiedykolwiek walczyła. Poruszał się niesamowicie szybko, jednocześnie bez najmniejszego trudu. Biegał, schylał się, machał błyskawicznie różdżką, niekiedy Hermiona nie mogła nawet tego dostrzec, co często źle by się dla niej skończyło, a przecież tego nie chciała. Do ich walki wkradła się jeszcze większa adrenalina, pasja i zdecydowanie, by pokonać drugiego. Atakowała coraz gwałtowniej, choć słabo to do niej docierało, bo myślała głównie o zwycięstwie w tym starciu. Było gorąco, nogi powoli odmawiały posłuszeństwa, skupiała się na ruchach przeciwnika, chciała wyczuć, co stanowi jego kolejny krok. Nott wyglądał inaczej niż na początku pojedynku z Hermioną. Na jego policzki wstąpiły rumieńce, a on sam chyba już nie miał granic, jeśli kiedykolwiek jakieś były. Wprawdzie nie rzucał Zaklęć Niewybaczalnych, ale inne, nawet te z czarnej magii śmigały w kierunku Hermiony. Czego mogła się jednak spodziewać. Ona nie miała ochoty używać zaklęć niewybaczalnych ani tych z zakresu czarnej magii. To nie była jej dziedzina i nigdy nie zamierzała się nią interesować. 
            Nagle błysnęło jej przed oczami czerwone światło. Nie wiedziała, co robić. Nie kojarzyła tego zaklęcia. Nie była to z pewnością drętwota. Pewnie należało do czarnej magii. Owszem, uczyła się jej trochę, ale tylko na potrzeby wojny, by wiedzieć z czym będzie mogła mieć do czynienia, ale nigdy nie uczyła się jej tak dogłębnie jak najwyraźniej ten chłopak. Nott przecież mógł zrobić wszystko, by wygrać. Przeraziła się i wypowiedziała pierwsze, co jej przyszło do głowy.
- Incendio! Sectumsempra! – strumień światła pomknął ku Nottowi. Nasze zaklęcia zderzyły się ze sobą i eksplodowały. Huk wstrząsnął pomieszczeniem. Odrzuciło ich oboje. Hermiona nie wiedziała, co się stało z Nottem. Sama uderzyła się mocno w ścianę. Tępy ból ujawnił się w jej głowie. Syknęła. Nigdzie nie widziała Notta. Nagle pokojem ponownie wstrząsnęło i nastąpił wybuch. Stół naprzeciw niej eksplodował i dość mocno została narażona na kawałki twardego drewna sypiącego się w jej kierunku. W lochach wybuchł pożar i zrobiło się duszno. Zakaszlała. Brakowało jej powietrza w płucach. Chciała się podnieść, ale upadła. Miała skręconą kostkę. Zaklęła dość paskudnie.
- Nott?! – zawołała. Nie wiedziała dlaczego, ale poczuła strach o chłopaka. Wiedziała, że to głupie. Nie powinna się nim przejmować i dać temu spokój. Sama powinna ratować własne życie. Ale nie potrafiła się ruszyć. Kiedy patrzyła w te szare tęczówki Teodora Notta nie potrafiła wyzbyć się myśli, że on tak naprawdę nic by jej nie zrobił. Głupia jesteś, Hermiono! Przecież ci groził. Mówił, że może z nią zrobić, co tylko mu się podoba. Nie! Musiała mu pomóc. Nie wierzyła, nie mógł jej skrzywdzić. Ale do cholery skąd to przekonanie? Intuicja?
            Wzięła głęboki oddech i od razu tego pożałowała. Masa dymu zatkała jej płuca i uniemożliwiła oddychanie. Koszula Notta kleiła się jej do ciała. Było gorąco. Ogień był coraz większy. Nagle go dostrzegła. Był… o Merlinie! Był cały we krwi. Hermiono, to twoja wina! Rzuciłaś na niego Sectumsemprę. Co ją do tego popchnęło?! Godryku, to była czarna magia! Nie miała się do niej dotykać. Nie, nie, nie, nie!
- Nott! – krzyknęła i przedostała się z wielkim trudem przez pokój, by tylko nie dotknąć ognia. Czuła w powietrzu trujący gaz. Ból w kostce palił. Hermiona złapała się za głowę. Panika opanowała jej ciało. Musiała się jej pozbyć. Musi ich stąd uratować. Nie mogła pozwolić, by ktoś stracił życie. Nie darowałaby sobie tego. Na dodatek jeśli by coś mu się stało… To tylko jej wina. Jej głupota. Odnalazła różdżkę i przyłożyła ją do zakrwawionej bluzki Ślizgona.
- Vulnera Sanentur! Vulnera Sanentur! Och, Merlinie błagam! – pochylała się nad ciałem chłopaka. Łzy bezsilności potoczyły się jej po policzkach. Bez przerwy powtarzała słowa zaklęcia.
Nagle rany stopniowo zaczęły zanikać. Ona sama coraz bardziej traciła przytomność. Miała nadzieję, że Teodor się obudzi. Kolejny wybuch za jej plecami. Jej zduszony pisk. Starała się nie oddychać głęboko, ale nie dała rady. Trujący gaz dostał się do jej płuc. Osunęła się na podłogę obok Teodora. Zemdlała.

Hermiona nieprzytomna leżała na czymś miękkim. Odczuła to zanim jeszcze otworzyła oczy. Delikatnie uchyliła powieki i omiotła pomieszczenie wzrokiem spod długich rzęs. Zmarszczyła czoło. Gdzie się znajdowała? Nie kojarzyła tego wystroju. Leżała na granatowej sofie, podłogę pokrywał biały dywan. Ściany miały czarny kolor. Do pokoju wpadało światło księżyca przez wielkie okna z aksamitnymi, granatowymi firanami. Podniosła się lekko tak, że podpierała się na łokciach.
- Zbudziłaś się – usłyszała znajomy głos. Drgnęła. Obok niej pojawił się wysoki Nott. Jego mina nie mówiła nic o tym, że ma ochotę ją zabić. Była nieprzenikniona. Nie uśmiechał się kpiąco, nie gościł na jego twarzy grymas złości. Absolutnie nic. Usiadł na wielkiej, granatowej kanapie obok niej.
- Gdzie jesteśmy? – zaniepokoiła się. Podniosła się do pozycji siedzącej.
- W Pokoju Życzeń – odpowiedział. Hermiona obserwowała jego ruchy. Wydawał się teraz taki normalny, ale niczego się po nim nie spodziewała. Bała się o własne zdrowie psychiczne jak i te fizyczne. Nie mogła się wyzbyć z pamięci widoku Teodora Notta całującego ją w szyję, szarpiącego się z nią. Nadgarstki wciąż bolały, a siniaki na ciele dawały o sobie znać. Miała malutką rankę na policzku. Nie będzie tak łatwo usunąć tego z pamięci. Obrzuciła Ślizgona czujnym spojrzeniem. Był taki dziwny i tajemniczy. Jego zachowanie mogło się zmieniać z sekundy na sekundę. Był nienormalny. Krzyczał na nią, kpił z niej, obmacywał, prawie bił, później przejmował nią. Bezczelność to jego drugie imię. Ale jednak… ten pojedynek. O Merlinie, co oni zrobili z tym pomieszczeniem!
- Co się tam stało? – spytała. Chciała dowiedzieć się wszystkiego. Nott bezczelnie spojrzał w jej oczy jakby wiedział, że są jego najsilniejszą bronią.
- Pojedynkowaliśmy się, jeśli nie pamiętasz – zaczął – Wtedy na koniec rzuciłem na ciebie zaklęcie…
- Z czarnej magii? – w jej głosie było tyle chłodu i pogardy, że sama się tego nie spodziewała.
- Tak. Miało ono odebrać ci dostęp powietrza, byś zemdlała. Byłaś nieznośna. Zresztą sama użyłaś zaklęcia czarnomagicznego – uśmiechnął się ironicznie. Zignorowała go. Przypomniała sobie o jej uczynku i zaczęło ją to dręczyć. Nott wyglądał całkiem dobrze, a to oznacza, że udało jej się go uratować. Powinna nie czuć się już taka winna.
- To oznacza, że nastąpił wybuch, kiedy nasze zaklęcia się spotkały?
- Dokładnie.
Zamyśliła się. Nie wiedziała, co ma powiedzieć.
- Kto nas uratował? – zaciekawiła się.
- Oboje się uratowaliśmy – odrzekł. Zrobiła wielkie oczy. Uratował ją?! Ależ tak, oczywiście, przecież nie mógł jej zostawić, bo inaczej by umarła. Chciał mieć czyste konto. Nigdy nie będzie go mieć. To Ślizgon. Kierujesz się stereotypami, Hermiono. Westchnęła.
- Dzięki – powiedzieli jednocześnie w tym samym czasie. Uśmiechnął się lekko ironicznie, ale jej twarz nie wyrażała niczego.
- Wychodzę – oznajmiła. Podniosła się z łóżka mimo wielkiego bólu. Nott nie zaprotestował - Dasz mi spokój w zamian za wspólne uratowanie życia? Czy mamy zamiar wywołać kolejny wielki pożar?
Zastanawiał się przez chwilę.
- Zejdź mi z oczu.
Oburzyła się jego twardym tonem. Jej niepokój, co do niego nie zmalał ani o jotę. W końcu to on chciał ją skrzywdzić. Ale czy na pewno? Tak, na pewno! Nienawidziła bić się z myślami. Upewniła się, że ma różdżkę w kieszeni i szybko wycofała się do wyjścia. Najwidoczniej Nott wyleczył jej skręconą kostkę. To dziwne, że miał ochotę się jeszcze nią potem zajmować.
            Kiedy opuściła Pokój Życzeń, zatrzymała się. Oparła się o ścianę. Była przytłoczona tym wszystkim. Miała ochotę uciec jak najszybciej od tego człowieka, ale coś ją zatrzymywało. Uratowali sobie życie. Ale do cholery, nie zapominała tego, co się działo. Wojna w jej myślach trwała i trwała. Nie potrafiła się uspokoić. W końcu odeszła. Ruszyła prosto w stronę prywatnego dormitorium. Wlokła się po schodach. Minął ją jakiś piątoklasista, który spojrzał na nią z niesmakiem. Spojrzała na swój wygląd. No tak, wszystko jasne. Miała na sobie tylko koszulę Notta, całą osmaloną, ale nie straciła ona zapachu perfum chłopaka. Była rozpięta z powodu braku guzików. Widać było tylko jej stanik z żałośnie zwisającymi ramiączkami. Natychmiast szybciej ruszyła po schodach, by zapobiec kolejnym spotkaniom z uczniami. Minęła jeszcze tylko jedną, małą Krukonkę. Ale dziewczynka bardziej zajęta była gadżetem, w którym rozpoznała dzieło ze sklepu Weasleyów. Podała Grubej Damie hasło i wpadła do Pokoju Wspólnego.
- Hermiono! – usłyszała wściekły głos, w którym od razu rozpoznała Ginny. Odwróciła się powoli. Ginny szła w jej stronę z niezadowoloną minę, która od razu zniknęła widząc, w jakim Hermiona jest stanie.
- Co jest, Ginny?
- Musimy pogadać, ale lepiej nie tutaj – złapała ją za ramię i pociągnęła do jej prywatnego dormitorium, bo Clemense zaprosiła swoje przyjaciółki do dormitorium dziewcząt. Ginny zamknęła za nimi drzwi i posadziła Hermionę na łóżku. Założyła ręce na piersiach i tupała niecierpliwe nogą.
- Czekam na wyjaśnienia.
Hermionie serce zamarło.
- Ginny, czy nie możemy…
- Nie, Miona! Malfoy dzisiaj spytał się mnie jak tam u ciebie, bo śpisz u Luny i nie masz siły się ruszyć po jakiejś imprezie!
- Co mu powiedziałaś? – zaniepokoiła się Gryfonka. Śnieżynka podbiegła do niej, a ta wzięła ją na kolana. Szczęśliwy pupil wstrząsnął uszkami.
- A co miałam mu powiedzieć? – oburzyła się. Hermiona miała już załamać ręce – Powiedziałam mu, że z tobą w porządku, ale nie masz siły się pokazać na lekcjach.
Brązowowłosa odetchnęła z ulgą.
- Jesteś najcudowniejszą przyjaciółką, Gin – ucieszyła się.
- Wiem – zauważyła – Dlatego powiedz mi, najcudowniejszej przyjaciółce, gdzie to cie nie było przez prawie całe 24 godziny? – była nieugięta. Musiała się dowiedzieć.
- Ginny, to nie jest takie łatwe – Hermina poczuła jak coś się w niej łamie. Nie chodziło jej tylko o Notta i o to, co przeżyła, ale też o to, czego się dowiedziała. Prawdy o Malfoyu. Ufała mu nadal, ale poczuła uraz. Nie powiedział jej, a powinien. Będzie musiała z nim pogadać.
- Miona, jestem twoją przyjaciółką i się martwię – westchnęła Ruda i usiadła obok niej. Obrzuciła jej strój bacznym spojrzeniem i aż zaniemówiła.
- Co z twoim stanikiem i czyja to koszula?
Hermionę zabolało serce. Te wspomnienia wróciły jak żywe.
- Proszę cię, nie teraz. Powiem ci nawet jutro, ale błagam daj mi się z tym oswoić.
Jej głos był tak rozpaczliwy, że Ginny się przestraszyła.
- Ale Miona, chyba żaden szmaciarz nie zrobił ci nic…
- Nie, Ginny – Hermiona przytuliła się do przyjaciółki – Dziękuję, że jesteś.
- Zawsze będę – zapewniła ją i pogładziła po włosach. Po raz pierwszy poczuła się jak starsza siostra. Zawsze to Hermiona pełniła funkcję jej pocieszycielki, a teraz było na odwrót. Bała się tego, co jej Hermiona powie, ale musiała wiedzieć. Nie pozwoli, by była z tym sama. Zawsze lepiej jest coś powiedzieć zaufanej osobie. Nie czuje się wtedy takim samotnym. Hermiona ją w tym utwierdziła.

Gryfonka leżała wpatrując się w księżyc. Przed chwilą dostała list od Malfoya z pytaniem, gdzie się podziewa. Odkąd Ginny wyszła nigdzie się nie ruszała. Starała się nie użalać nad sobą i iść do przodu, ale nie zawsze jej to wychodziło. Po raz dziesiąty czytała i gapiła się na pochyłe, schludne pismo Dracona. Tęskniła za nim i chciała go zobaczyć, ale gdy tylko przypomniała sobie o jego tajemnicy, której nie usłyszała od niego, ale od Notta… Przez to przecież stało się to, co się stało. Ale musiała z nim pogadać. Odpisała mu krótką wiadomość „Moje dormitorium”. Podała sówce, która wyleciała przez uchylone okno. Świeże powietrze. Tego potrzebowała. Wciąż czuła z płucach palący dym. Nie minęło pięć minut, a w jej pokoju pojawił się Draco. 


~~~~~~~~~~~~~~~ 
Notkę udało mi się wstawić wcześniej niż zwykle ;3 Mam już nawet prawie dwie strony kolejnej, bo wczoraj dopadła mnie szaleńcza ilość weny. Tak więc może kolejny rozdział pojawi się też w okolicach trzech dni. Może jeszcze w piątek ^^ Trochę obawiam się, że ta cała sytuacja z Nottem i uwięzieniem Hermiony za szybko się skończyła, ale blog niedługo się kończy, a mam jeszcze sporo do opisania. 
Pozdrawiam
Sheireen ♥


sobota, 22 czerwca 2013

Chwile Grozy



Hermiona stała jak sparaliżowana. Bała się, że nawet najmniejszy ruch może się źle dla niej skończyć. Czyjś niezbyt mocny uścisk krępował jej ręce. Nie miała jednak odwagi się wyrywać.
- Słodkich snów, szlamo – usłyszała nad swoim uchem i nagle ktoś przycisnął jej do ust mokrą szmatę. Starała się nie wdychać oparów znajdujących się w materiale, ale nie mogła tak długo wytrzymać. Brakowało jej powietrza. W końcu przeklinając sama siebie wzięła trochę powietrza, co od razu poskutkowało tym, że jej ciało osunęło się na zimną posadzkę wieży astronomicznej.
Ostatnim, co zauważyła to mężczyzna pochylający się nad nią. Nie rozpoznała jego twarzy. Zapadła w głęboki sen.

Tępy ból pulsował w jej głowie, w miejscu, gdzie się uderzyła o chłodną posadzkę. Kręciło jej się w głowie od eliksiru usypiającego. Chciała przetrzeć oczy, ale nie mogła podnieść rąk. Rozejrzała się po słabo oświetlonym pomieszczeniu. Nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. To przypominało jakieś opuszczone lochy. Z sufitu obficie zwisały kępy pajęczyn z obrzydliwymi, czarnymi pająkami. Wzdrygnęła się. Siedziała na krześle, ze związanymi rękami, a w ustach miała szmatkę, która uniemożliwiała jej mowę.
Czy została uprowadzona? O co tutaj chodziło? Czy znów coś złego zrobiła i przez to jest teraz porwana i przetrzymywana w tym pomieszczeniu? Próbowała oswobodzić nadgarstki z lin. Szarpnęła mocno i od razu zawyła z bólu. Jedna łezka poleciała po jej policzku. Odwróciła głowę, by zobaczyć swoje ręce. Ciekła po nich świeża krew. Liny miały ostre druty, żeby nie próbowała tak często się wyrywać. Zaklęła pod nosem.
Nagle drzwi otworzyły się z trzaskiem. Do pomieszczenia weszło trzech mężczyzn. Podniosła głowę, by zobaczyć, kim byli, ale nie rozpoznała ich twarzy. Na pewno byli Ślizgonami, ponieważ nosili plakietki w kształcie węża na piersi. Obrzuciła uważnie spojrzeniem jednego chłopaka, który starał się unikać jej wzroku. Wydawało jej się, że już go gdzieś kiedyś widziała. Próbowała szukać w pamięci. I nagle sobie przypomniała. Spotkała i rozmawiała z nim przed przesłuchaniem związanym z Ronem. Zupełnie o nim zapomniała. Wspomnienia jak żywe nawiedziły jej głowę.
„- Jak się nazywasz? – spytała.
- Bill, a ty?
- Hermiona – uśmiechnęła się delikatnie.
- Ach, no tak! Gryfonka – podał jej rękę. Uścisnęła ją niepewnie, a chłopak ucałował jej dłoń. Mile się zdziwiła. Takie maniery są bardzo rzadko spotykane.
- A ty z jakiego domu jesteś? – spytała.
- Slytherin – odpowiedział chłopak.”
            Teraz już go pamiętała. Poczuła gorzki smak w ustach. Powiedział jej, że nie wszyscy Ślizgoni są źli, a tutaj najwidoczniej maczał palce w jej uprowadzeniu. Niezły aktor z niego. Sprawiał wrażenie miłego, porządnego chłopaka. Zaczynała wątpić w dobroć Ślizgonów. Czy każdy z nich musiał mieć coś na sumieniu?
- Szlama się obudziła – oznajmił tubalnym głosem jeden z mężczyzn. Hermiona obrzuciła go wrogim spojrzeniem.
- Xander, daruj sobie takie określenia – powiedział cicho Bill. Środkowy uczeń wciąż siedział cicho.
- Zaraz tutaj będzie – oznajmił. Hermiona zmarszczyła brwi. O co tutaj do jasnej cholery chodziło? Znalazła się w niebezpieczeństwie, to wiedziała, ale kompletnie nie znała odpowiedzi, dlaczego. Specjalnie cały czas gapiła się na Billa, chłopaka, który ją pocieszał w niedalekiej przeszłości. Unikał jej wzroku jakby czuł, że się na niego patrzy. Usłyszała ciche kroki i nagle ktoś wszedł do lochów. Zacisnęła mocniej zęby, gdy zobaczyła wysokiego, żylastego Notta. Jego szare oczy zwęziły się, kiedy ją dostrzegł. Uśmiechnął się dość przerażająco.
- Dobra robota, Bill – powiedział cicho. Ślizgon lekko się zaczerwienił – Ja bym nie miał ochoty dotknąć tej brudnej szlamy.
Hermiona poczuła jak wszystkie mięśnie na jej ciele drętwieją. A więc to Bill ją złapał i tutaj przyprowadził. I jak ona mogła mieć zaufanie do ludzi? Dobrze myślała, że powinna ufać tylko tym, którzy byli z nią przez długi czas i nigdy nie zawiedli. Nott dał znać Ślizgonom, by opuścili pokój. Wykonali polecenie, jakby był ich szefem i zamknęli za sobą drzwi. Nott poprawił krawat i podszedł do niej. Wyciągnął z kieszeni sztylet. Hermiona była pewna, że to ten sam, który miała Bellatriks. Ślizgon zaśmiał się śmiechem, w którym nie było ani krzty poczucia humoru. Zimny, bezlitosny. Widział jej przerażenie na twarzy mimo tego, że starała się być dzielna. Hermiona zamknęła powieki, szykując się do mocnego ciosu. Poczuła chłód ostrza na policzku i szmata, która miała w ustach rozluźniła się. Otworzyła zdziwiona oczy. Obrzuciła czujnym spojrzeniem przystojną twarz chłopaka. Nie wiedziała dlaczego, ale było w nim coś pociągającego. Był przerażający, cichy i tajemniczy, ale miał w sobie to „coś”, czego nie mogła zrozumieć. Nie bawił się kobiecymi sercami tak jak Malfoy, ale była pewna, że gdyby chciał to potrafiłby się tak zabawić.
- Co się tak gapisz? – warknął.
- Możesz mi wyjaśnić, co do cholery znaczy to całe przedstawienie? – odparła groźnie. Kąciki ust chłopaka uniosły się delikatnie do góry.
- Mam robotę do wykonania – podwinął rękawy od czarnej koszuli. Hermiona od razu zauważyła, że nie miał Mrocznego Znaku na skórze.
- Nie byłeś śmierciożercą? – zachłysnęła się powietrzem. Obrzucił ją wściekłym spojrzeniem. Uniósł już rękę, by uderzyć ją w policzek, ale się powstrzymał.
- Nie twoja sprawa, szlamo. Muszę się pozbyć ciebie jak najszybciej – oznajmił, a Hermionie przeszedł nieprzyjemny dreszcz po plecach – Wstawaj! – krzyknął.
- Może mi powiesz jak mam to na Merlina zrobić?! – wrzasnęła i obrzuciła go zabójczym spojrzeniem. Zdziwił się lekko jej reakcją. Hermiona domyśliła się, że raczej pozytywnie. Pewnie nie spodziewał się, że w takiej sytuacji będzie jeszcze krzyczeć i pyskować. Stanął za nią i rozciął sztyletem liny. Nie omieszkał się przy okazji zadać jej sporo bólu drutami, które paskudnie rozcięły skórę. Spojrzała na swoje czerwone od krwi ręce i pokręciła dla rozluźnienia nadgarstkami. Zacisnęła zęby z bólu.
- Masz – Nott rzucił jej ścierkę nasączoną wyciągiem z czułków szczuroszczeta.
- Najpierw specjalnie zadajesz mi tyle bólu, a teraz niby chcesz mi ulżyć? – warknęła. Rzuciła w niego szmatą i wstała z krzesła.
- Narcyza powiedziała, że mogę zrobić cokolwiek chcę, byle byś tylko zapamiętała, że ze Ślizgonami nie można się zadawać – szepnął cicho, aż się przestraszyła - Przynajmniej nie może ktoś taki jak ty. Nic nie warta szlama. Zachowuj się w towarzystwie lepszych od ciebie – uśmiechnął się ironicznie. Hermiona zdała sobie sprawę, że kiedy ktoś mówił do niej szlama, nie przejmowała się tym. Tylko jeden Ślizgon zadawał jej ból od samego początku. Malfoy. Może to jednak coś znaczyło? Zawsze mówiła, że nie przejmuje się już tym określeniem i rzeczywiście tak było. Bolało tylko wtedy, gdy mówił tak do niej Draco.
Otrząsnęła się z myśli, ponieważ Nott podszedł do niej niebezpiecznie blisko. Widział odrętwienie malujące się na jej twarzy.
- Szczerze to się nie dziwię, dlaczego Draco stracił dla ciebie głowę – oznajmił. Hermiona zdrętwiała. Zimno wypełniło każdy skrawek jej ciała. Wyciągnął sztylet i delikatnie zaczął jeździć po jej szyi. Psychopata – pomyślała Hermiona.
- Nie możesz mnie zabić – powiedziała drżącym głosem. Skarciła się, ponieważ nie chciała pokazywać tego, jak bardzo się boi. Była Gryfonką, ale przecież takie sytuacje, gdzie w każdej chwili może ci się stać coś złego, sprawiają, że strach opanowuje twój umysł.
- Zabić nie, ale skrzywdzić owszem – mówił niezwykle cicho.
- Mówiłeś, że Narcyza kazała się mnie pozbyć, dlaczego?
Zaśmiał się.
- To Draco nic ci jeszcze nie powiedział? – podniósł brwi. Hermiona poczuła ucisk w sercu. Czyżby chodziło o te listy? Czyżby to były listy od matki Dracona, w której mówiła mu, że ma zerwać z nią wszelkie kontakty? A więc dlatego mówił, że wszystko będzie dobrze i nie pozwoli, by ktoś ich rozdzielił. Najwidoczniej nie będzie dobrze. Nie powinien trzymać tego w tajemnicy przed nią. Tutaj chodziło o jej osobę, która przez to była w niebezpieczeństwie.
- Po tym milczeniu uznaję, że nic ci nie powiedział – zgadł z satysfakcją w głosie – Coś mi się wydaje, że Draco nie daruje sobie, jeśli przez niego coś ci się stanie.
Jego głos był przesycony taki jadem, że Hermiona wywnioskowała tylko jedno. Nienawidzili się. Malfoy nigdy jej o tym nie mówił. Myślała, że to tylko wzajemna niechęć, a tutaj chodziło o coś większego. Nagle Nott rozciął materiał jej sweterka na ramieniu. Pisnęła przerażona. Kawałek materiału zsunął się, pokazując kawałek jej stanika.
- Gryfonka staje nam się powoli Ślizgonką – zadrwił Nott widząc jej szmaragdowe ramiączko. Hermionie żołądek zacisnął się ze strachu. Jeśli zamierzał ją skrzywdzić w taki sposób jaki już pojawił się w jej głowie, to walała umrzeć, niż żyć z takim wspomnieniem do końca życia. Rozejrzała się po pokoju. Dostrzegła zegar na zagraconym stoliku. Wskazywał godzinę trzecią w nocy. Tyle była nieprzytomna?
- Co ja Narcyzie zrobiłam? – szepnęła.
- Gdybyś nie kręciła się obok jej syna, szlamo, to nic by ci nie groziło – odparł wrednie.
- Draco jest dorosły i sam może decydować o swoim życiu!
- Draco jest arystokratą, a w starych rodzinach obowiązują zasady – wyjaśnił jej, jakby była małym dzieckiem – Niektórym z nas od początku są już przeznaczone partnerki.
Hermiona zamarła.
- To znaczy…? – urwała.
- Malfoyowi przytrafiła się Astoria – uśmiechnął się ironicznie – Wiedział o tym, ale nic jakoś go nie powstrzymywało, by się zabawić z tobą przez rok szkolny.
- Kłamiesz! – słyszała w swoim głosie tyle bólu, że sama by się tego nie spodziewała. To niemożliwe, by Malfoy bawił się jej uczuciami. Nie wierzyła Nottowi. Draco powtarzał jej, że zrobi wszystko, by byli razem. Teraz zrozumiała, że dawał jej wiarę.
- Jesteś naiwna, szlamo – syknął. Włożył jej sztylet pod ramiączko i je rozciął.
- Przestań – rozkazała, chociaż wiedziała, że to nic nie da.
- Nikt nie powiedział, że arystokraci nie mogą mieć kogoś na boku…
- Nie jestem dziwką! – krzyknęła. Nie wytrzymała i trzasnęła go w twarz. Ledwo to zrobiła już pożałowała swojego czynu. Oczy Notta zwęziły się niebezpiecznie. Przypominał jej trochę Voldemorta. Nie była to pocieszająca myśl. Chłopak popchnął ją mocno. Poleciała na ścianę i osunęła się na podłogę. Podszedł do niej, chcąc ją gwałtownie podnieść, ale ona zręcznie go wyminęła. Podcięła go i chłopak przewrócił się na posadzkę. Wykorzystała sytuację i podbiegła do drzwi. Szarpnęła za klamkę, ale drzwi były zamknięte. Zaczęła się szarpać. Łzy bezsilności poleciały jej po policzkach. Błagała Merlina w myślach, by jej pomógł. Nagle poczuła jak ktoś łapie ją w pasie i szarpnięciem odciąga od klamki. Krzyczała, wyrywając się i drapiąc. Nott rzucił ją na krzesło i szybko związał jej nadgarstki. Druty na linach jeszcze bardziej pogłębiły jej rany. Obszedł krzesło i stanął naprzeciw niej. Złapał za sztylet i całkowicie rozciął jej sweterek. Hermiona z bezsilności podniosła nogę i kopnęła go z całej siły w krocze.
Nott odsunął się i rzucał pod jej adresem potok obraźliwych wyzwisk. Hermiona cała się trzęsła. Nott wyciągnął różdżkę i wycelował w nią. Grube liny oplotły jej nogi.
- Psy trzeba przywiązywać – kucnął naprzeciw niej. Hermiona obrzucała go nienawistnym spojrzeniem – Wiedziałem, że jest na co popatrzeć – otaksował jej ciało.
- To ty mnie cały czas obserwowałeś? By mnie złapać dla Narcyzy? Czekałeś, aż w końcu będę sama? – warknęła.
- I tak i nie – odparł wymijająco.
- Psychopata – syknęła. Nott zaśmiał się zimno.
- Jeszcze mnie popamiętasz.
Podniósł się i podszedł do drzwi. Otworzył je bez problemu i trzasnął, wychodząc. Hermiona została sama w zimnych lochach. Ciekawe, kiedy ktoś w końcu zauważy jej nieobecność. Miała nadzieję, że Malfoy pojawi się i pomoże jej, ale to były tylko marzenia. Była więźniem w Hogwarcie. Nott wszystko to sobie zaplanował. Narcyza chciała się jej pozbyć, bo zagrażała honorowi rodu Malfoyów. Miała ochotę go przekląć. Dlaczego jej o tym nie powiedział?! Na Merlina przecież razem na pewno by coś wymyślili. Zaczęli znów się ukrywać, by zatuszować ich związek. Przełknęła łzy. Czuła się taka bezsilna. Och, weź się w garść, Hermiono!
            Rozejrzała się dokładnie po pomieszczeniu. Na stole leżało sporo narzędzi. Może coś jej się przydać. Najgorsze były to, że miała skrępowane ręce. Wszystkimi siłami starała się poruszyć krzesłem. Przesunęła się zaledwie dziesięć cali, kiedy usłyszała kroki na korytarzu. Zamarła. Wyobraziła sobie Notta i cała się spięła. Jeśli zauważy, co chciała zrobić…
            Do pokoju wszedł Bill. Po jego minie zauważyła, że bardzo nie chciał tutaj być. Cóż, szczerze mu się nie dziwiła. Chciała się nie odzywać, ale nie wytrzymała.
- Istnieją całkiem porządni Ślizgoni, co? – zironizowała, cytując jego słowa. Popatrzył na nią smutnym wzrokiem.
- Zostałem do tego zmuszony, Hermiono – powiedział. Spojrzała na niego niedowierzając. Na jej twarzy malowała się czysta niechęć.
- Teodor jest moim bratem przyrodnim – oznajmił.
- Jakoś mało mnie to obchodzi – syknęła.
- To on mnie do tego zmusił. Wykorzystał to, że się zaczęłaś kolegować z Carmen…
- A co ona ma do tego?! – krzyknęła. Próbowała wyjąć ręce, ale ostry ból ją odwrócił od tej czynności.
- Carmen jest moją dziewczyną – powiedział. Hermiona zaniemówiła. A więc Carmen jako Gryfonka też chodzi ze Ślizgonem? Świat stoi do góry nogami. Nagle poczuła złość. To znaczy, że Carmen spiskowała przeciw niej?
- Wy wszyscy działaliście przeciw mnie? – warknęła. I jak tutaj ufać ludziom.
- Carmen nie, nie mieszaj jej w to. Powiedziała mi wczoraj, zanim poszła na patrol, że zastąpiłaś ją w oglądaniu nocnego nieba – tłumaczył Bill. Hermiona przyglądała mu się uważnie, jakby chciała odnaleźć cień kłamstwa na jego twarzy.
- A ty powiedziałeś wszystko Nottowi? – zniesmaczyła się.
- Przepraszam, ale on jest starszy…
- A ty masz swój rozum i życie! Nie musisz robić tego, co on ci każe! – krzyknęła. Jak ludzie nie mogą tak myśleć! Obiecała sobie, że zrobi krzywdę Nottowi jak tylko go spotka. I tak nieźle mu już dokopała z czego czuła się dumna.
- On powiedział, że skrzywdzi Carmen, jeśli mu nie pomogę.
- Żmija – oburzyła się Hermiona – Bill, błagam pomóż mi przynajmniej zdjąć więzy z rąk.
Pokręcił przecząco głową. Popatrzyła na niego błagalnym wzrokiem.
- Proszę cię, Bill – szepnęła – Albo podaj mi coś ostrego do rąk, a ja sobie jakoś poradzę. Pomogę ci z Nottem, obiecuję.
Chłopak wyglądał jakby bił się ze swoimi myślami. W końcu z pewnością siebie na twarzy podszedł do stołu, by po chwili przeszukiwać go w celu znalezienia czegoś ostrego. Znalazł złamany gwóźdź. Hermiona ponagliła go ręką. Usłyszeli kroki na korytarzu. Bill wetknął jej gwoździa w rękę i przybrał groźbą minę. Nagle w drzwiach pojawił się Nott. Obrzucił ich czujnym spojrzeniem i kazał wyjść Billowi. Kiedy drzwi za chłopakiem się zamknęły, Hermiona znów poczuła przerażenie.
- Darowałem ci to, co zrobiłaś, szlamo – oznajmił – Masz do wykonania robotę.
            Stanął za nią, by odwiązać jej ręce. Hermiona wcześniej wyrzuciła gwóźdź z ciężkim sercem. Wiedziała, że nie byłoby dobrze, gdyby Nott go dostrzegł. Niestety, kiedy chłopak rozwiązał za pomocą różdżki więzy, dostrzegł coś ostrego pod jej krzesłem. Podniósł to z podłogi i stanął przed nią.
- Skąd to masz? – spytał. Hermiona próbowała przybrać zdumiony wyraz twarzy.
- Nie mam pojęcia, skąd to się tam wzięło – powiedziała.
- Sprytna jesteś, ale mnie nie okłamiesz – warknął. Odrzucił gwóźdź w daleki kąt. Hermiona nagle poczuła ból głowy. Nie! Próbował się dostać do jej myśli i wspomnień. Dziękowała w duszy, że nauczyła się do perfekcji oklumencji. Odpierała ataki od strony chłopaka. W końcu wściekły zaprzestał.
- Przynajmniej jesteś godną przeciwniczką – Hermiona doszukała się w jego głosie pochwały. Wiedział przecież, że ma do czynienia z niezwykle mądrą czarownicą. Hermiona nagle przypomniała sobie o swojej animagii i zdolnościach manualnych. Bała się, że Nott mógł dostrzec ten błysk w jej oczach. Hermiona skoncentrowała się na zdolności animagii. Błagam, błagam, niech mi to coś pomoże.
            Nagle poczuła jak jej mięśnie stają się bardziej twarde. Jak się napinają. Zaczęła lepiej widzieć i wyczuwać odór pomieszczenia. Ucieszyła się, kiedy pomyślała, że może właśnie uda jej się go zaskoczyć i wziąć nogi za pas, ale niestety przeliczyła się.
- Nie próbuj sztuczek z animagią – zadrwił – Rzuciłem na to pomieszczenie i liny parę skomplikowanych zaklęć czaronomagicznych jak i tych dobrych – uśmiechnął się wrednie. Hermiona przeklęła w myślach. Nott machnął różdżką, a krzesło Hermiony podjechało aż pod samo biurko.
- Co mam robić? – spytała, bo pamiętała słowa Ślizgona, że ma robotę do wykonania.
- Napisać list Malfoyowi, że wszystko dobrze, żeby cię nie szukał ani się nie obawiał, bo źle się poczułaś i poleżysz trochę w swoim dormitorium.
- Nie ma mowy! – zaprotestowała. Parę kosmyków osunęło się jej na twarz. Zdmuchnęła je gniewnie.
- Zrobisz to, co mówię, jasne?! – krzyknął. Wcisnął jej pióro w ręce i dał pergamin. Hermiona ledwo zaczęła pisać, a na pergaminie pojawiła się jej własna krew z nadgarstka. Próbowała nic nie mówić. Może jak Malfoy zobaczy plamy krwi to domyśli się, że jest w niebezpieczeństwie. Spojrzała na zegarek. Było parę minut po czwartej.
- Daj ręce – rozkazał jej nagle Nott. Szarpnął nią. Wziął jej rękę i, co ją wprawiło w szok, delikatnie zaczął wycierać jej rany wyciągiem ze szczuroszczeta. Przyjemny dreszcz przebiegł po jej ciele, kiedy dotknął jej drugiej ręki. Przeraziła się. Dlaczego tak reagowała na dotyk tego sadysty?!
- Bierz się do roboty – oznajmił, kiedy skończył bandażować jej rany. Hermiona lekko otumaniona napisała krótki liścik. Wiedziała, że nie ma sensu ukrywać tam żadnych tajnych wiadomości. To by jej nic nie dało. Nott był niezwykle mądrym uczniem. Najmądrzejszym w Slytherinie.
            Wziął od niej skończony list i go przeczytał.
- Masz szczęście, że nic nie kombinowałaś, szlamo – schował do kieszeni spodni zwitek pergaminu.
- Swoją drogą ciekawe jak zareaguje Pansy jak się dowie, że jest mi przeznaczona…
- CO?! – krzyknęła Hermiona robiąc wielkie oczy. Pansy i Teodor razem?! To jakiś żart, biedna Pansy. Być z takim sadystą i psychopatą. Musi jej powiedzieć jak tylko wyjdzie z tego cała. Wiedziała, że Pansy nie da sobie tak w kaszę dmuchać. Była stanowcza i sama kierowała własnym życiem (chociaż można i powiedzieć, że lubiła kierować innymi). Na pewno nie będzie chciała wyjść za kogoś takiego jak Nott. Hermiona pomyślała o Astorii Greengrass. Jej to pewnie bardzo na rękę, że ma przypisanego takiego Malfoya.
- Też nie jestem z tego zadowolony – odparł Nott – Nie jest w moim typie, ale… – popatrzył na nią z wrednym uśmiechem – Możesz sobie zapamiętać, że z chęcią będę chciał mieć kogoś na boku.
- Nigdy – syknęła – Powiedziałam ci już, co na ten temat uważam.
Szarpnął ją za ramiona i podniósł z krzesła. Był od niej o wiele wyższy. Wyższy nawet niż Malfoy. Hermiona zaczęła szybko oddychać. Miała ochotę go odepchnąć, bo był zdecydowanie za blisko niej. Nie przejmowałaby się tak tym, gdyby nie to, że niekorzystnie na nią wpływał. Spojrzała mu prosto w oczy.
- Jesteś tylko szlamą, która nie ma nic do gadania – przypomniał jej – Jeśli będę coś chciał, to dostanę to jak najszybciej.
- Słyszałam to już od Malfoya – warknęła.
- On jest słaby – syknął Nott – Jeszcze cię zrani, bo nie będzie miał odwagi sprzeciwić się matce.
Jego głos był bardzo przekonujący. Mówił tak, jakby już o tym wiedział. Jakby wiedział, co może się stać w najbliższej przyszłości. Nie podobało jej się to. Ale czy rzeczywiście Malfoy znajdzie w sobie tyle siły, by sprzeciwić się matce? Gorzej by było, gdyby miał też do czynienia z Lucjuszem. Przecież Narcyza też nie była z nim zbytnio szczęśliwa. Może zrozumie decyzję syna i ważniejsze będzie dla niej jego szczęście.
- Draco jest większym facetem od ciebie, więc na pewno da sobie radę. Nie musisz się martwić – odpyskowała. Nott uśmiechnął się złośliwie.
- Och, nie, ja się nie martwię. W końcu dzięki jego wyborom może jeszcze trafisz w moje ręce.
Hermiona popatrzyła na niego jak na najbardziej obślizgłego gada. Co on sobie wyobrażał?
- Przecież jestem szlamą, a ty nie tykasz szlamu – próbowała podejść go z tej strony.
- Jeśli chodzi o kochankę, to raczej mniej ważne – odparł, wiedząc, o co jej chodzi.
- Ty bezczelna żmijo! – wzięła głęboki oddech. Poprawiła swoje falowane włosy, które opadły jej na twarz i ramiona. Pisnęła cicho, ponieważ Nott popchnął ją na ścianę. Dobył swojego ostrza i przeciął jej drugie ramiączko. Hermiona z przerażeniem zacisnęła ramiona, by udaremnić stanikowi zsunięcie się. I tak miał jeszcze zapinkę z tyłu, ale nie czuła się bezpieczna. Miała ochotę uderzyć Notta, wygarnąć mu i zrobić krzywdę, ale najzwyczajniej w świecie się bała. Nagle Nott przejechał jej delikatnie sztyletem po piersiach. Nachylił się i pocałował w szyję.
- Nie! – odepchnęła go z całej siły od siebie – Nie waż się mnie dotykać ty psychopato!
Nott tylko się zaśmiał i podszedł do drzwi. Zanim wyszedł odwrócił się do niej i powiedział.
- Ubierz się lepiej, ty brudna szlamo, bo jeszcze sobie coś pomyślę.
Trzasnął głośno, aż się wzdrygnęła. Popatrzyła na swój biust. Widniała na nim całkiem długa, zaróżowiona kreska. Osunęła się po ścianie i ukryła twarz w dłoniach. Jak mogło do tego w ogóle dojść. Obiecała sobie, że Nott jej za to zapłaci. Nikt nie miał prawa jej tak traktować. W końcu jej głośny szloch ucichł. Zegarek wskazywał piątą. Dziewczyna zasnęła.

Rano Draco obudził się wypoczęty i gotowy na śniadanie i lekcje. Odwrócił się, gotów zobaczyć Hermionę, ale nie było jej. Miejsce, na którym zawsze spała było starannie pościelone. Dokładnie tak samo jak wczoraj, kiedy kładł się spać. Zaniepokoił się. Wstał i rozejrzał się po pokoju. Wszystko było dokładnie takie samo jak wtedy, kiedy Hermiona wychodziła. Żadnych śladów jej obecności. Nagle dostrzegł na biurku kartkę. Zapamiętał, że jej tam nie było. Podszedł i przeczytał liścik.

Draco, nie wracam na noc. Nie masz co się obawiać, nocowałam u Luny. Była niezła zabawa, ale trochę za bardzo balowałyśmy. Nie czuję się za dobrze, więc Luna udostępniła mi swój pokój. Jak coś jestem u Krukonów. Nie będzie mnie na zajęciach.

Hermiona

Draco zmarszczył brwi. Szkoda, że mu wcześniej o tym nie powiedziała, że idzie na babski wieczór do Lovegood. No, ale przecież mogła sobie robić co chciała z przyjaciółkami. Nawet ona ma prawo trochę się upić i mieć kaca. No, ale żeby tak od razu nie iść na zajęcia? Upijanie się i nie przychodzenie do szkoły nie było do niej podobne. Najwidoczniej kiedyś musiało to się zdarzyć. Miał nadzieję zobaczyć ją przynajmniej na jakimś posiłku i dzisiaj wieczorem. Ubrał się i ogarnął. Zamknął dormitorium Hermiony i za pomocą proszku Fiuu, teleportował się do swojego dormitorium, by spakować książki na lekcje. Wyszedł z dormitorium. W Pokoju Wspólnym nie było nikogo. Tylko jedna, drobna, czarnowłosa osóbka siedziała w kącie. Draco ją rozpoznał. To była jego przyjaciółka, Pansy. Podszedł do niej i zdziwił się, widząc ją całą zapłakaną.
- Hej, Pan, co się stało? – spytał, siadając obok niej. Dziewczyna zakrztusiła się łzami. Podała mu zwitek pergaminu. Wziął go i szybko przeczytał. Było tam zaledwie parę słów, ale wiedział już, dlaczego Pansy jest taka załamana. Miała taką samą sytuację jak on. Miała już wybranego partnera życiowego. Współczuł jej z całego serca. Nienawidził tego kolesia. Jeśli zrobi jej krzywdę w przyszłości… Tak, Teodor Nott jeszcze go zapamięta.

~~~~~~~~~~~~~~~
 No i jest :D Wiem, że trochę się porobiło, ale wszystko się rozwiąże w swoim czasie. Krótszym, dłuższym, nieważne. Rozwiąże się. Mam nadzieję, że rozdział jest dobry i nie zwaliłam go. Wczoraj byłam w kinie na Bling Ring. Cóż, szczerze to spodziewałam się czegoś lepszego, ale czego się nie robi dla zobaczenia genialnej Emmy w takiej roli *.*
Kto z Was zrobił już sobie wakacje? ;) 
Pozdrawiam
Sheireen ♥