Draco
podniósł się z podłogi natychmiastowo i spojrzał zabójczym wzrokiem na Daniela,
który najzwyczajniej w świecie patrzył na niego z kpiącym uśmieszkiem.
- I
po co ci to wszystko było, co? Zepsułeś jej zabawę, przez co oberwałeś –
powiedział szyderczo, opierając się nonszalancko o ścianę. Draco zapewne znów
by się na niego rzucił, gdyby nie to, że obok stał Zabini, który i tak już
odganiał tłum ciekawskich.
-
Może i oberwałem, ale nie jestem taką świnią, by wykorzystywać dziewczynę,
wtedy kiedy nie jest w pełni świadoma swoich czynów – warknął i wyszedł
wściekły z Pokoju Wspólnego Puchonów, nie zważając na krzyki pełne oburzenia
osób, które taranował torując sobie drogę. Nie wiedział, co ostatnio się w nim
dzieje. Nigdy nie pokazywał jawnie swoich uczuć i był dla wszystkich oschły i
wredny. A teraz? Nawet dla Granger jest miły, wpada we wściekłość, gdy widzi
jak całuje ją inny, w pewien sposób mu na niej zależy i jest o nią zazdrosny.
Szlak! Wszystko kręci się wokół niej. To ona doprowadza go do takiego stanu.
Jakby role się odwróciły. Kiedyś to on był dla niej oschły, a ona denerwowała
się za każdym razem, gdy jej dokuczał, chociaż starannie próbowała kontrolować
sytuację, a teraz jest na odwrót. Teraz to ona go zbywa, a jego to denerwuje.
Gdyby chociaż potrafił zapanować nad sytuacją i nie pokazywać tego. Walnął z
wściekłości pięścią o kamienną ścianę i zobaczył jak z jego dłoni skapuje
malutkimi kropelkami krew. Zapewne od czasu, kiedy pękł mu kieliszek, ale nie
poczuł tego pełen buzującej w nim wściekłości. Gdyby nie Granger to zabiłby
tego Krukona na miejscu. Jeszcze nigdy przedtem nikt nie odebrał mu czegoś, co
pragnął mieć. A chciał pójść z Granger na bal i spędzać z nią tyle czasu co on.
Nawet jeśli miałyby być to ciągłe kłótnie, ale chciałby. I to go najbardziej w
tym wszystkim irytowało. Na dodatek Gryfonka go spoliczkowała, a to było coś.
Nigdy nikt wcześniej sobie na to nie pozwolił, a ona już drugi raz! Najpierw w
3 klasie dostał od niej z pięści, a teraz to. Zdecydowanie na za dużo sobie
pozwalała, ale w końcu teraz nic ich nie dzieliło. Jak to powiedziała „Nie ma
już żadnych granic”, a on zamierzał to wykorzystać. Uśmiechnął się szyderczo na
samą myśl i opanowany wszedł do dormitorium Ślizgonów.
Hermiona
przez całą niedzielę nie wychodziła z Wieży Gryffindoru, bo po pierwsze
cholernie bolała ja głowa od alkoholu i imprezy, a po drugie nie chciała
spotkać na swojej drodze Malfoya i Daniela. Nie pojawiła się nawet na posiłkach
w Wielkiej Sali, tylko wzywała Stworka, który pracował w hogwarckiej kuchni, by
przyniósł jej coś do jedzenia. Czuła lekkie wyrzuty sumienia z wykorzystywania
skrzata, ale inaczej umarłaby z głodu. Dzisiaj jednak nie było wyboru. Zaczynał
się nowy tydzień i musiała pojawić się na zajęciach. Na lekcjach nie było
najmniejszego problemu, pomijając eliksiry, ale starała nie patrzeć się w
stronę Slytherinu i pracować. Na przerwach siadała na parapetach i uczyła się
do następnych lekcji, chowając twarz za zasłoną gęstych włosów. Teraz jednak
nie miała wyboru. Musiała iść na kolejny szlaban i być sam na sam z Malfoyem w
jednym pomieszczeniu. Cały czas czuła dziwną pustkę w żołądku, jakby nie
trafiła na stopień, ale nie miała się co dziwić. Zamierzała przeprosić Malfoya.
Tak właśnie. Ona, Hermiona Granger zamierzała przeprosić Dracona Malfoya za jej
zachowanie. Miała mieszane uczucia co do tego, ale musiała to zrobić, bo
przeciwstawiałaby się sama sobie, gdyby tego nie uczyniła. Od tego pamiętnego
wieczora, kiedy uderzyła Malfoya i wmówiła, że wie co robi miała poczucie winy
i była wściekła na siebie, że dała się wykorzystać i nie zapanowała nad
sytuacją. Przysięgła sobie, że już nigdy więcej nie wypije tak dużo Ognistej
Whiskey. Oczywiście wiadomo, że nie pochwalała zachowania Ślizgona i jego tak
gwałtownej interwencji, ale gdyby nie on wolała nie myśleć do czego, by doszło.
I była mu za to wdzięczna. Pożyczyła od Ginny różdżkę i przez całą drogę
modliła się, by Malfoy nie zignorował jej i przeprosin, bo tego, by nie zniosła.
Doszła do lochów ciągle zamyślona. Zastanawiała się, co mu powiedzieć. Przez to
wszystko nie zauważyła jak sam zainteresowany podszedł do niej i idzie obok.
Draco spojrzał na nią i rozmyślał nad tym, czy Gryfonka go nie zauważyła, czy
też go ignoruje. Miała nieprzytomny wzrok, ale i tak był święcie przekonany, że
druga opcja jest prawdziwa. Nie mógł wytrzymać jednak tej głuchej ciszy i
powiedział tylko jedno nachylając się nad nią.
- Bu!
Hermiona
pisnęła i odskoczyła wyjmując różdżkę i celując nią w stronę odgłosu. Kiedy
zobaczyła przed sobą Malfoya z ironicznym uśmieszkiem, jej serce, które przed
chwilą podeszło jej do gardła wcale nie zamierzało się uspokoić.
- Jak
długo…? – zdołała tylko wyksztusić ciągle zdezorientowana.
- Tak
z minutę. Na przyszłość bardziej uważaj, bo mógłby to być jakiś zabójca, albo
co gorsza napalony Krukon – powiedział ciągle z uśmieszkiem na twarzy. Hermiona
przypomniała sobie o tym, co miała zrobić, gdy usłyszała ostatnią wzmiankę i
otworzyła usta, by zatrzymać Malfoya.
-
Malfoy, ja… - głos jej zamarł i poczuła jakby miała wielką gulę w gardle. Nie
da rady.
- Co,
Granger? – spytał odwracając się. Hermiona, która właśnie układała sobie mądrą
przemowę popatrzyła w jego szare oczy i wszystko zapomniała. Cholera!
- Nic
– zdołała tylko wyjąkać.
-
Przecież widzę, Granger, że przed chwilą chciałaś coś powiedzieć.
- Bo
chciałam, ale to nieważne – odparła zmieszana i wkurzona na siebie przez to, że
nie potrafiła wypowiedzieć tego jednego słowa.
-
Wiesz, że nie dam ci teraz spokoju, póki się nie dowiem, o co chodzi? – Malfoy
zatrzymał ją.
-
Wiem
- No
więc…?
- No
więc, powinieneś wiedzieć, że nie musisz wszystkiego wiedzieć – odpowiedziała
szybko, gorączkowo myśląc nad tym jak się zmusić do przeprosin.
-
Powinienem wiedzieć, że nie muszę wszystkiego wiedzieć, fajnie – zakpił Malfoy.
-
Och, zamknij się – warknęła.
- Nie
ma mowy, ja się dowiem – oznajmił stanowczo i złapał za ramiona, stawiając
przed sobą.
- Przestań,
jesteś strasznie natrętny i ciekawski – odparła starając nie patrzeć się mu w
oczy, ponieważ wiedziała, że to wcale nie pomoże jej się skupić.
- Nie
ważne jaki jestem. Masz powiedzieć i tyle.
- Nie
rozkazuj mi… - syknęła mając ochotę krzyczeć – Nie mówiłam do ciebie – dodała
po chwili.
- A
niby do kogo? Jesteśmy tutaj sami i zdecydowanie wypowiedziałaś na początku
moje imię, więc to chyba oczywiste, że chciałaś coś mi powiedzieć. Gdybyś nie
wspomniała mojej wspaniałej osoby… – Hermiona przekręciła oczami -… to
uznałbym, że gadasz sama do siebie i jesteś wariatką – powiedział i zmusił ją
do spojrzenia w oczy.
-
Skończyłeś? – powiedziała tylko.
-
Nie… - zaprzeczył i znów miał dać jakiś wykład, kiedy Hermiona sfrustrowana
krzyknęła.
-
Chciałam tylko powiedzieć, że zapomniałam różdżki na szlaban! – Malfoy
popatrzył na nią zdziwiony.
- I o
to tyle krzyku?
-
TAK! – odparła tak stanowczo, że sama sobie uwierzyła.
-
Jesteś niemożliwa
- A
ty głupi
- A
ty… - nie skończył, ponieważ usłyszeli rozbawiony głos.
-
Przepraszam bardzo, że przerywam wam to intymne sam na sam, ale przypominam, że
od 7 minut trwa szlaban, na którego się nie stawiliście – Slughorn patrzył na
nich starając się przybrać surowy wyraz twarzy, co niezbyt mu wychodziło.
-
Przepraszamy najmocniej – Hermiona wyrwała się z ramion Ślizgona oddając
profesorowi swoją różdżkę i obrzucając Malfoya zabójczym spojrzeniem. Chłopak
najwidoczniej był rozbawiony całą tą sytuacją. Oddał Slughornowi różdżkę i
oboje ruszyli do magazynu na dział eliksirów. Ten pokój był zdecydowanie
mniejszy od magazynu ze składnikami i Hermiona uśmiechnęła się w duchu. Z
rozpoznawaniem eliksirów nie miała żadnych kłopotów, więc robota pójdzie
gładko.
- Jak
sobie poradzimy mając jedną różdżkę? – spytał Malfoy.
-
Mnie nie będzie potrzebna. Ja będę wyjmować i rozpoznawać, a ty chować do
odpowiednich półek. Oczywiście alfabetycznie, tak jak powiedział Slughorn na
początku naszego szlabanu, więc mam nadzieję, że znasz alfabet i mogę ci pod
tym względem zaufać – odparła i posłała mu szyderczy uśmiech.
- Nie
przesadzaj, Granger. Oczywiście, że znam alfabet nie wywyższaj się, to żadna
sztuka.
-
Wiem, że żadna sztuka, ale nie podejrzewam Ślizgonów o myślenie i takie
zdolności, więc… - nie dokończyła, ponieważ Malfoy przycisnął ją do półki.
-
Skarbie, my Ślizgoni możemy uknuć jakiś chytry plan, podczas gdy wy, Gryfoni
bezmyślnie rzucacie się do walki – rzekł szyderczo patrząc jej w oczy.
Otworzyła usta z oburzenia.
-
Wcale nie bezmyślnie! My rzucamy się do walki, bo pcha nas do tego odwaga i
honor!
-
Gryfoni i wasz honor – prychnął Malfoy.
-
Ślizgoni i wasze chytre plany, które nigdy nie wychodzą – odwdzięczyła mu się.
-
Niby kiedy nie wychodzą? – spytał zirytowany.
-
Dużo by wymieniać, ale niech no podam jakiś przykład. O, mam – uśmiechnęła się
udając olśnioną – W 1 klasie chciałeś być tak sprytny i donieść na nas, że mamy
smoka, którego chcemy przetransportować i powiedzieć o tym McGonagall, jednak,
o jaka szkoda, zapomniałeś, że była wtedy cisza nocna i również dostałeś
szlaban. Cóż za cudowny plan. A w 3 klasie chciałeś się pozbyć Hardodzioba
udając wielce poszkodowanego, po jednym draśnięciu…
-
Nawet nie wiesz jakie było głębokie – warknął.
- Mam
nadzieję, że bolało przynajmniej w połowie tak mocno jak udawałeś, by
doprowadzić do ośmieszenia Hagrida i ścięcia hipogryfa – skomentowała.
-
Jesteś podła
-
Ktoś tu coś mówi o podłości. Na szczęście dzięki mojej i Harry’ego interwencji
Dziobek uciekł.
-
Wiedziałem, że mieszaliście w tym place.
- Nie
spodziewałbyś się w ilu rzeczach maczaliśmy place – powiedziała wymijająco –
Chcesz jeszcze słuchać o twoich świetnych planach?
- Nie,
ale ty i tak wszystko podkoloryzowałaś na swoją korzyść – warknął.
- W
takim razie do roboty, panie Malfoy – uśmiechnęła się, pomijając ostatnią uwagę
i lekko odepchnęła go od siebie. Sprawnie wzięli się do pracy. Oczywiście,
Malfoy nie skąpił szydzenia z niej w różnych sytuacjach, ale Hermiona nie
przejmowała się tym. Czuła tylko satysfakcję, ponieważ wiedziała, że doucza
jej, bo wytknęła mu jego błędy, co przecież było urażeniem dumy Ślizgona.
Właśnie stawała na palcach i wyciągała rękę, by dosięgnąć do półki z
eliksirami. Bezskutecznie.
-
Czyżby problem? – usłyszała szyderczy głos Malfoya.
- Tak
– uśmiechnęła się przymilnie, wiedząc, że jej nieprzejęcie z szyderstwa jeszcze
bardziej go wkurzy – Ściągniesz te eliksiry?
- A
jeśli nie?
- To
dużo cię ominie – uśmiechnęła się zalotnie, dostrzegając w jego oczach te
iskierki, które ją od ostatniego czasu tak intrygowały.
-
Dobra idę, bo sobie nie poradzisz – powiedział niby od niechcenia.
- Już
nie trzeba – odparła szybko pozbywając się zalotnego uśmiechu i udając
obrażoną. Bawiło ją to, że swoją potęgą kobiecości, może zmusić do pomocy nawet
takiego Malfoya.
- Nie
poradzisz sobie, więc nie zdejmiesz, a mnie podobno coś ominie – odrzekł i bez
problemu ściągnął eliksiry z najwyższej półki, po czym zwrócił się do Hermiony
z jednoznacznym uśmieszkiem – Czekam na nagrodę.
-
Dzięki – rzuciła krótko i sięgnęła po eliksir.
-
Inną nagrodę – Hermiona czuła jego wzrok na sobie.
-
Jedna wystarczy i już ją dostałeś – odkorkowała buteleczkę i od razu poczuła
zapach pergaminu, skoszonej trawy, pasty do zębów i jakiś nieznany jej zapach.
Amortencja, eliksir miłości.
- Nie
taką, na jaką zasługuję.
- Nie
zachowuj się jak rozkapryszone dziecko…
- A
ty jak niedostępna cnotka – wtrącił. Hermiona popatrzyła na niego oburzona.
-
Skąd wiesz, czy w obecności innych facetów tak się zachowuję?
-
Domyślam się. Przykładna uczennica, panna Granger.
-
Zdziwiłbyś się
-
Udowodnij to zobaczymy – puścił jej oczko.
- Nie
skorzystam – odwróciła głowę starając się, by Malfoy nie zobaczył tego, że się
zarumieniła.
- Ale
ja tak – powiedziawszy to złapał ją za nadgarstek, a następnie przysunął do
siebie Gryfonkę, by nie mogła w jakikolwiek sposób się wyrwać.
-
Puszczaj, Malfoy, o co ci chodzi?
- Nie
pozwolę, by coś mnie ominęło, kocico.
- Ja
tylko tak powiedziałam, by cię zmusić do pomocy – Hermiona poczuła perfumy
Malfoya i całkowicie straciła głowę. Nie tylko dlatego, że były cudowne i
idealnie do niego pasowały, ale dlatego, że dowiedziała się, czym był ów
nieznajomy zapach, gdy otworzyła Amortencję.
-
Ładnie to tak prowokować mężczyzn uśmiechami i zalotnymi spojrzeniami? Widzę,
że nie tylko ja tutaj pogrywam – szepnął jej do ucha i poczuła jak tysiące
dreszczy przechodzi jej wzdłuż kręgosłupa.
- To
wcale nie tak… - zaczęła.
- Nie
broń się – przerwał jej.
-
Malfoy czy ty naprawdę myślisz, że poleciałabym na ciebie po tylu latach
chamstwa z twojej strony? – syknęła oburzona. Co on sobie wyobrażał?
-
Przekonajmy się – powiedział, a ona popatrzyła mu prosto w te pełne tajemnic,
szare oczy.
-
Masz na myśli zakład? – spytała niepewnie, a kiedy kiwnął głową dodała – Zgoda,
a teraz mnie puść.
-
Czekaj, ktoś musi przeciąć nasz zakład – odparł nie puszczając jej.
- A
widzisz tutaj kogoś oprócz nas? – podniosła brew.
-
Nie, ale sami możemy to zrobić – powiedział, a w jego oczach zatańczyły ogniki.
- Co
ty knujesz? – spytała patrząc na niego niepewnie.
-
Nic, a czy wyglądam jakbym coś knuł? Tak czy inaczej, zgadzasz się?
- Na
zatwierdzenie? Tak, oczywiście, że tak, ale powiedz mi najpierw co zamie… -
Hermiona nie dokończyła, ponieważ zatkało ją. Kiedy powiedziała „tak” Malfoy
nachylił się nad nią i delikatnie musnął jej usta. Trwało to zaledwie sekundę,
ale zdążyła poczuć motylki w brzuchu. Jego zimne usta, które zaledwie musnęły
jej sprawiły, że poczuła ekstazę i ciągle czuła chłód na swoich wargach.
Wiedziała, że to co przed chwilą poczuła, było wspaniałe i chciała więcej i to
ją najbardziej wkurzyło. Popatrzyła na niego i dostrzegła na jego twarzy
szelmowski uśmiech. Zrobił to specjalnie!
-
Podobało ci się? – spytał.
Draco
spojrzał jej w oczy i wiedział, że musi to zrobić, ale nie wiedział jeszcze jak
się za to zabrać. Podobało mu się w niej wszystko. Dosłownie. To jak się
poruszała, to w jaki sposób mówiła i gestykulowała. Kiedy powiedziała mu, że
dużo go ominie i posłała mu ten czarujący uśmiech to już nie mógł się dłużej
powstrzymywać. Każdy normalny facet o zdrowych zmysłach, by się na to nabrał i
nie miał się co winić, że na niego też to zadziałało. Zdjął z półki pudełko z
eliksirami i specjalnie został przy niej oczekując. Zauważył jej dumną twarz.
Chyba nie myśli, że pomógł jej za darmo? Co jak co nadal jest Ślizgonem i
oczekuje czegoś w zamian. Nawet od Granger. A może w szczególności od Granger?
Tego nie wiedział i nie miał zamiaru się dłużej zastanawiać. Upomniał się o
nagrodę specjalnie uśmiechając się jednoznacznie, by ją zmieszać. Ona jednak
zostawała nieporuszona i rzuciła mu krótkie „dzięki”. Czy naprawdę myślała, że
tylko tyle wystarczy? Nawet jeśli tak, to zamierzał jej to wybić z głowy.
Podobało mu się to, że nie rzuca się na każdego przystojniaka z wywalonym
językiem i jest niedostępna. Najwidoczniej dla niej wygląd nie miał znaczenia,
skoro była z takim Weasleyem, ale w końcu Weasley nie miał też rozumu i za
grosz przyzwoitości, więc chyba nigdy nie zgadnie co ona w nim widziała. Kiedy
po dłuższej rozmowie nic nie przyniosło rezultatów przyciągnął ją do siebie.
Pragnął jej bliskości i tego, że czuje, iż jest przy nim. Po zakładzie
wiedział, że musi jakoś rozegrać sprawę tak, by chodź na chwilę ją pocałować.
Jej różowe usta były bardzo kuszące, a teraz kiedy były tak blisko stawały się
jeszcze bardziej ponętne. W końcu nachylił się nad nią i delikatnie pocałował.
Zastanawiał się, czy zdoła to przeżyć, bo wiedział, że reakcja będzie
gwałtowna, dlatego więc nie pogłębił pocałunku. Inaczej nic by go nie
powstrzymało, ale nie mógł przecież dać po sobie tym znać, że ona mu się podoba
i jej pragnie. Dla nas to ma być gra. Zakład, który właśnie przecięliśmy. Na
początku popatrzył w jej zdezorientowane oczy, po czym spytał.
-
Podobało ci się? – postawił to pytanie wiedząc, że igra z ogniem, a jego życie
może być w każdej chwili zagrożone. Ujrzał w jej oczach gniewne błyski i poczuł
jak dziewczyna odpycha go od siebie.
- Czy
mi się podobało?! Ty kretynie zrobiłeś to specjalnie! To nieuczciwe! – zaczęła
wrzeszczeć.
-
Mówiłem ci już, słońce, że ze Ślizgonami nie wiąże się uczciwość – mrugnął do
niej, a Gryfonka zazgrzytała zębami – Właściwie to dlaczego sądzisz, że to było
nieuczciwe?
- Nie
mów mi, że nie wiesz, Malfoy! Specjalnie musnąłeś tylko moje usta, bym
zachciała więcej!
- A
chcesz? – przerwał jej z uśmiechem.
-
Nigdy w życiu! – syknęła rozwścieczona i rzuciła w nim eliksirem, który akurat
miała pod ręką – Nie myśl, że padnę ci się w ramiona jak te wszystkie naiwne
laski w Hogwarcie! – Gryfonka rzuciła w niego kolejnym eliksirem, a Draco
uchylił się tak, że butelka rozbiła się o drzwi.
-
Wiadomo, że nie od razu, Granger, ale później… - powiedział specjalnie ją
denerwując. Podobał mu się sposób w jaki traci kontrolę. Można było się wtedy
spodziewać po niej wszystkiego.
-
NIGDY! Słyszałeś, Malfoy?! Ani teraz, ani później! Po prostu nigdy!
-
Nigdy nie mów nigdy, kotek – Draco uśmiechnął się widząc jej zdenerwowanie.
Mało powiedziane. To była wściekłość w pełnej postaci. Uchylił się przed
kolejnym pociskiem i dodał – Nie wiadomo jak potoczy się ten rok
- Na
pewno nie po twojej myśli! – wrzasnęła.
- A
skąd wiesz, co myślę? Czyżbyś już zakładała, co bym chciał? W końcu nie ma już
żadnych granic i sama się o tym przed chwilą przekonałaś
- Nie
wiem, co myślisz! Nie wiem, czy ty w ogóle myślisz, ale skoro założyłeś się ze
mną, że w tym roku będę twoja to lepiej od razu jedź do Świętego Munga! –
krzyknęła, a Draco schował się za szafką, by uniknąć pocisku.
- I
tak będziesz – puścił jej oczko i posłał szelmowski uśmiech. Zobaczył jak jej
oczy rzucają w jego stronę błyskawicami. Nagle w jednej sekundzie Granger
chwyciła eliksir z sokiem z czyrakobulwy i rzuciła nim w niego. Draco w
ostatniej chwili schował się za szafką.
-
Przesadziłaś! – warknął, gdy butelka rozbiła się z hukiem o kamienną ścianę i
rzucił w Gryfonkę jakimś złotym eliksirem. Dziewczyna zręcznie go pochwyciła i
wlała zawartość do buzi.
-
Dzięki za Felix Felicis, skarbie – odparła do niego i popatrzyła z
szyderczym uśmieszkiem. A niech to! Że też musiał rzucić akurat tym! Wybiegł
zza szafki i rzucił kolejnymi eliksirami w Gryfonkę, ale ta zręcznie je
wyminęła i celnie trafiła go kolejnym eliksirem o seledynowej barwie.
Roześmiała się i schowała za gablotą, kiedy rzucił w nią kolejną serią małych
ampułek, które poszybowały niczym pociski od pistoletu.
-
Bawi cię to, Granger? – warknął wściekły widząc, że nie trafił do celu.
-
Nawet nie wiesz jak, Smoku! – zaświergotała i wychyliła się zza gabloty, by
ponownie rzucić eliksirem. Tym razem nie trafiła i gdy tylko zobaczyła minę
Dracona odwróciła się i zniknęła między gablotami. Draco pobiegł za nią słysząc
jej śmiech. Wypiła Felix Felicis i świetnie się bawiła, podczas gdy on szukał
ją między półkami ubrudzony jakimiś eliksirami z wściekłą miną. Nagle dostrzegł
Granger, która była odwrócona do niego plecami. Najwidoczniej spodziewała się,
że nadejdzie z drugiej strony. Draco z mściwym uśmieszkiem zaczął się skradać.
Kiedy go usłyszała, było już za późno, ponieważ złapał ją od tyłu i szepnął do
ucha.
-
Ładnie to tak pogrywać?
-
Czasami można się zabawić – stała spokojnie jakby w ogóle jej nie przeszkadzała
jego bliskość.
- To
może zabawimy się razem? – mruknął z usatysfakcjonowanym uśmieszkiem na twarzy.
-
Właśnie to robimy, chociaż zdecydowanie wolałabym widzieć twoją twarz, może
otrzymasz nagrodę za schwytanie mnie – usłyszał uwodzicielski głos Granger.
Zastanowił się nad tym co powiedziała. Właściwie to co mu szkodzi? Pozwolił jej
się swobodnie odwrócić.
-
Myślałam, że stchórzysz – mruknęła i uśmiechnęła się flirciarsko.
- Jak
mógłbym
-
Zasługujesz na nagrodę, skarbie – powiedziawszy to przybliżyła się do niego
powoli. Rozluźnił trochę uścisk, kiedy poczuł jej oddech na swoich ustach. To
był błąd. Jednym ruchem Granger wyswobodziła się z uścisku i uciekła znikając
za gablotą. Draco przeklął swoją naiwność. Gryfonka go najzwyczajniej w świecie
wykiwała. Przecież jeszcze przed chwilą chciała go zabić spojrzeniem za to, że
ją cmokną, a teraz niby sama tego chciała? Rzucił się biegiem i dobiegł do
drzwi wejściowych. Nagle zobaczył na stole różdżkę, którą zostawił, żeby pomóc
dziewczynie. Rzucił się biegiem i usłyszał krzyk. Granger najwidoczniej miała
te same plany, więc przyśpieszył. Dobiegł pierwszy i szybko złapał różdżkę
odwracając się i celując w Granger.
- Oj,
czyżby coś się nie udało? – spytał niewinnie. Hermiona popatrzyła na niego z
podniesioną brwią i tajemniczym uśmiechem i po chwili rzuciła w niego kolejnym
eliksirem, który trzymała w ręce. Draco wyczarował zaklęcie tarczy i butelka
rozbiła się, a kawałki szkła i płynu poleciały na różne strony. Hermiona z wściekłości
rzuciła jeszcze paroma eliksirami, które poszły w ślad za poprzednim. Właśnie
miała rzucić eliksirem, w którym Draco rozpoznał Amortencję i krzyknął.
-
Granger, nie rzucaj…! – za późno. Gryfonka rzuciła ampułką, która rozbiła się i
uwolniła na zewnątrz opary – Proszę, proszę widzę, że sama chcesz nas
zaczarować od razu niż męczyć się z zakładem, który i tak wygram.
-
Malfoy, masz różdżkę usuwaj szybko te opary i płyn! – wrzasnęła przerażona
Hermiona, która ujrzała dopiero co zrobiła.
-
Przecież sama tego chciałaś…
-
Usuwaj je! – krzyczała.
- A
co jeśli nie?
-
Draconie Lucjuszu Malfoy masz natychmiast to usunąć! – warknęła na niego
rozkazującym tonem.
-
Skąd wiesz jak…? – spytał zdziwiony i poczuł pierwsze efekty działania
eliksiru, który zdążył się powoli rozprzestrzenić.
-
Nieważne! Teraz to nieważne, usuń to! – Hermiona też zaczynała odczuwać
pierwsze objawy Amortencji i była przerażona. Przecież oni zaraz padną sobie w
objęcia!
- Ale
jak?! – krzyknął coraz bardziej zdenerwowany.
-
Idioto, masz różdżkę i jesteś czarodziejem, czyż nie?!
-
Granger ja już tracę głowę!
-
Rzuć mi tę różdżkę!
-
Ale…
-
Rzuć mi tę cholerną różdżkę, Malfoy! – warknęła i szybko złapała różdżkę i
osunęła opary. Oparła się o gablotę i osunęła po niej siadając na podłodze i chowając
twarz w dłoniach. Popatrzyła na Malfoya i wybuchła śmiechem. Był cały ubrudzony
eliksirami.
- Z
czego się śmiejesz? – spytał lekko zdziwiony tą nagłą zmianą nastroju.
-
Gdybyś siebie teraz widział… - zaczęła i jeszcze bardziej się roześmiała.
- To
twoja robota, wariatko.
-
Było ze mną nie zadzierać – powiedziała i znów roześmiała się serdecznie widząc
jak wygląda. Chłopak w końcu nie wytrzymał i też zaczął się śmiać.
-
Gdybyś widziała twoją chwilę paniki – roześmiał się, a ona otarła łzy z oczu i
złapała się za brzuch, który rozbolał ją ze śmiechu.
- A
ty swoją minę, kiedy uciekłam ci sprzed nosa…
Śmiali
się tak jeszcze dobre parę minut wypominając sobie nawzajem sytuacje, które
zaistniały podczas ich dzisiejszego szlabanu. Kiedy wreszcie przestali się
śmiać obrzucili pokój szybkim spojrzeniem oceniając straty.
-
Merlinie zbiliśmy ponad trzydzieści eliksirów. Slughorn na pewno zauważy braki
w magazynie – Hermiona powiedziała załamanym głosem.
-
Hej, kto jak kto, ale ja zbiłem tylko z pięć – odparł Malfoy, a Hermiona
westchnęła ciężko.
-
Dlaczego mnie nie powstrzymałeś?
-
Miałem narażać swoje życie? – odpowiedział, a Hermiona uśmiechnęła się mimo
woli.
- Z
takim tempem i kłótniami to prędzej zbijemy wszystko niż ułożymy – rzekła
ciągle z uśmiechem i zaczęła naprawiać stłuczone butelki. Przynajmniej one
pozostaną całe. Gdy skończyła usuwać plamy z podłogi i gablot usiadła ciężko na
stole i popatrzyła na Malfoya.
-
Zdejmij koszulkę – westchnęła.
- Że
co, Granger? – Malfoy spojrzał na nią z uśmieszkiem – Tak szybko?
- Ha
ha, bardzo śmieszne. Chcę ją oczyścić z plam, nie narażając cię już na pewną
śmierć jeśli mnie zdenerwujesz, gdy będę ją oczyszczać na tobie.
- Jak
chcesz – Malfoy zdjął koszulkę odsłaniając swój umięśniony tors. Hermiona
udała, że nie zrobił na niej wrażenia i wzięła od niego koszulkę i rozłożyła na
stole. Przykładała różdżkę do plam, które stopniowo znikały. W końcu oddała mu
ją w nienagannym stanie i założył ją.
-
Dzisiaj już nie ma sensu nic robić – powiedziała i ponownie usiadła na stole –
Jutro dokończymy tą część, która nie została zbita.
Nastała
cisza, a Hermiona przypomniała sobie o tym, co miała zrobić na samym początku i
teraz już nic jej nie powstrzymało do wypowiedzenia tych słów.
-
Malfoy, ja… przepraszam cię – wyrzuciła z siebie i ponownie popatrzyła na niego
zmieszana.
- Daj
spokój, Granger to tylko koszulka, która i tak wygląda lepiej niż wcześniej… -
zaczął.
-
Nie, nie o to chodzi. Chodzi o to, co zaszło na imprezie. Miałeś rację.
Wykorzystał mnie, ale oboje nie byliśmy trzeźwi i… - przerwała mu zmieszana.
- Nic
już nie mów. Ja nie jestem zły na ciebie, tylko na niego. Tak prawdziwy facet
się nie zachowuje – tym razem to on jej przerwał i popatrzył w brązowe oczy
pełne zmieszania i wstydu.
-
Wiem i dziękuję za interwencję. Nie wiem do czego, by doszło gdyby nie ty –
odparła onieśmielona.
- Nie
ma sprawy, Granger. Chodźmy już, czas na nas – odpowiedział i poczekał na nią
otwierając drzwi. Mimo, iż po sobie tego nie pokazał, był zadowolony z tego, że
Granger go przeprosiła i zrozumiała swoje zachowanie. I przede wszystkim to, że
jest mu wdzięczna za to, co zrobił. Kamień spadł mu z serca, kiedy żegnał się z
Gryfonką. Może i poszli innymi drogami do swoich domów, ale teraz poczuł, że
coś złączyło ich drogi, którymi na co dzień podążają przez życie.
~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za opóźnienia, ale jutro już idę do szkoły, bo kończą mi się ferie i starałam się korzystać z ostatnich dni jak najintensywniej. Teraz jak już wspomniałam zaczyna mi się szkoła i codzienne sprawdziany i kartkówki i nie zawsze będę miała czas, ale o wszystkim będę informować. Mam nadzieję jednak, że szkolne życie nie przeszkodzi mi w pisaniu na bieżąco notek. Dziękuję, za wasze oczekiwania na tą notkę, mam nadzieję, że was nią nie zawiodłam, bo starałam się xd Od razu przepraszam za mój brak pomysłów jeśli chodzi o nadawanie tytułu rozdziałowi xd I jeszcze jedno. Czy ten mały, niewinny pocałunek nie nadszedł za wcześnie? Chętnie przeczytam wasze opinie na ten temat w komentarzach.
Pozdrawiam
Sheireen ♥