sobota, 31 sierpnia 2013

Koniec, czy Początek?

            Draco wrócił do Malfoy Manor cały w nerwach. Czuł się jak największy oszust. Nie… On BYŁ największym oszustem. Od samego początku roku szkolnego chciał zdobyć Granger, by później rzucić ją jak wszystkie inne. Chciał pokonać tę poprzeczkę i udało mu się. Nie sądził jednak, że ta przygoda zostawi na jego życiu tak wielki ślad. Zakochał się w niej i chciał ją mieć. Tylko dla siebie. Czuł się wspaniale, kiedy ona też przyznała się do swoich uczuć wobec niego.
Myślał, że będzie gotów przeciwstawić się matce. Że ożeni się z Hermioną. Chciał nie stawić się na ślubie. Chciał się oświadczyć Granger na Hawajach, a tutaj wszystko poszło źle. Kiedy leżała w śpiączce, spanikował. Kiedy powiedział „Tak” na ślubie, znienawidził sam siebie. Przez całe wesele próbował się przekonywać, że Granger nie mogła być jego żoną.
Ona nie należała do jego świata.
Ludzie jak ona zawsze byli dla niego nikim.
Była szlamą.
            Nienawidził swojej osoby. Czuł się podle, ale musiał w to uwierzyć. Powtarzał sobie to słowo cały czas w myślach, dopóki nie uwierzył. Poluzował ten głupi krawat i ruszył prosto do swojego gabinetu. Astorii nie było w domu. Dawał jej pieniądze, by sobie wychodziła z przyjaciółkami na zakupy i nie zawracała mu głowy. Wolał zbankrutować, niż czuć jej obecność. Jeszcze nie zdążył się przyzwyczaić do innej kobiety u jego boku. Astoria była zupełnym przeciwieństwem Hermiony. Nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru. Ostatnio ciągle uzupełniał swój czas pracą. Teraz nie był pewny jak się na niej skupi, skoro Granger będzie pracować w ministerstwie. Będą się widywać prawie codziennie. Ciekawe jak oni to przeżyją.
            Poczuł wyrzuty sumienia, kiedy zauważył ten jej ból jaki spowodował u niej tamtego dnia. Najgorsze było jednak to, że ona go znienawidziła. Widział to po niej. W jej oczach, gestach. Wciąż go kochała i nienawidziła jednocześnie. Natomiast on chyba zawsze będzie należeć do niej.
            Usiadł na fotelu i założył nogi na biurko. Wziął do ręki stertę papierów, gotów zabrać się do pracy, kiedy nagle w jego okno zapukała sowa. Od razu rozpoznał w niej zwierzę Blaise’a. Diabeł ostatnimi czasy chciał sobie kupić wiewiórkę zamiast sowy, ale sprzedawczyni w sklepie spojrzała na niego dziwnie i powiedziała, że wiewiórek się nie tresuje. Uśmiechnął się przypominając sobie minę Ginny. Draco chciał się z nimi spotkać, by wypytać Rudą o Hermionę. Nie widział jej od tamtego dnia, kiedy spotkali się w ministerstwie. Podobno było u niej wszystko dobrze i spotykała się z Ginny. Czy to oznaczało, że Hermiona nic jej nie powiedziała?
            Wstał z fotela i podszedł do okna, by wpuścić nową sowę Diabła. Pokręcił głową z dezaprobatą, kiedy dostrzegł, że sówka ma rudawe piórka. Czego to Blaise nie zrobi, by dokuczyć Weasleyównej? Odczepił od nóżki zwierzęcia list i od razu wziął się za czytanie. Oparł się o parapet, a jego wzrok biegał szybko po kartce. Z każdym zdaniem był coraz bardziej wściekły. Zmiął pergamin w kulę i rzucił w kąt zezłoszczony. Musiał natychmiast iść do nowego domu Blaise’a i Ginny, którego wykupili, gdy tylko wrócili. Draconowi spadł z serca olbrzymi ciężar, kiedy dowiedział się, że z jego kumplem wszystko w porządku i operacja się udała. Nawet nie poprawiając marynarki i krawatu, teleportował się prosto pod przytulny, dość spory dom.
            Narzeczeni dopiero dwa dni temu się do niego wprowadzili, ale już był bardzo ładnie przyozdobiony. Był koloru niebieskiego, a w doniczkach zawieszonych na zewnętrznych parapetach, rosły kolorowe kwiaty. Draco nawet nie czekając na zaproszenie, wszedł do domu przyjaciela. W środku było niezwykle kolorowo, czysto i przytulnie. Poczuł przygnębienie, kiedy pomyślał o swojej mrocznej willi. O takim domu zawsze marzył. Blaise siedział w salonie na jasnozielonej kanapie ze smutną miną. Wiedział już, o co chodzi. Musiał natychmiast porozmawiać z Ginewrą.
- Gdzie jest Ginny? – spytał.
- Siedzi w sypialni. Zamknęła się. Nie chce ze mną rozmawiać.
- Ze mną musi pogadać. Tu chodzi o Hermionę. Jak ona w ogóle mogła?! – krzyknął i usiadł obok kumpla na kanapie, by chodź trochę się uspokoić.
- Dajmy jej trochę czasu. Wszyscy wiemy, że Hermiona była dla niej najbliższa – powiedział Diabeł. Malfoy popatrzył na niego wściekle.
- Chyba zapominacie o mnie.
- Ciesz się, że w ogóle cię poinformowaliśmy – odgryzł mu się czarnoskóry. – Zresztą zgadnij przez kogo Hermiona to zrobiła.
Draco prychnął gniewnie, ale poczuł wyrzuty sumienia. Blaise miał rację. Jednym czynem, swoim wahaniem i słabością zepsuł absolutnie wszystko. Tak bardzo chciał cofnął czas! Nagle usłyszeli kroki i w drzwiach pojawiła się załamana Ginny. Jej policzki były jeszcze mokre od łez, ale już nie płakała. Uspokoiła się w samotności. Popatrzyła na Dracona z pretensją.
- Wynoś się z mojego domu – rozkazała mu. Draco wstał z kanapy i popatrzył na nią ze zdeterminowaniem.
- Gdzie jest Granger?
- WYNOŚ SIĘ Z MOJEGO DOMU! Jak mogłeś jej to zrobić?! Wszystko zepsułeś! – Ruda nie panowała już nad sobą.
- GDZIE JEST HERMIONA?! – krzyknął rozwścieczony.
- Hej, hej spokojnie! – wtrącił się Zabini. – Porozmawiajmy na spokojnie.
- Nie mam zamiaru z nim rozmawiać  – Ginny spojrzała na Draco z największą nienawiścią. – Gdybym wiedziała, że okażesz się takim egoistą i dupkiem, nigdy, ale to nigdy nie pozwoliłabym jej się do ciebie zbliżyć.
- Hermiona jest moją dziewczyną! – warknął. Ginny machnęła różdżką, a zaklęcie trafiło Dracona. Syknął z bólu, kiedy zaklęcie rozcięło mu skórę na ręce, robiąc paskudną ranę.
- Ty masz żonę! Hermiona już w żaden sposób do ciebie nie należy!
- Merlinie! Spokojnie! Spokojnie! – panikował powoli Blaise. Musiał powstrzymać swoją narzeczoną i przyjaciela, by nie rzucili się sobie do gardeł i nie pozabijali.
- Ona nosi nasze dziecko! Mam do Hermiony jakieś prawo! Mam prawo wiedzieć, gdzie jest! – krzyknął. Draco wyglądał teraz niezwykle groźnie. Jego włosy jak zwykle były w nieładzie, garnitur leżał na nim niechlujnie, rana krwawiła, a oczy mroziły jak sople lodu. Blaise rzadko kiedy widywał go w takim stanie.
- Nie masz wobec niej żadnych praw! Ona nie jest twoją własnością, Malfoy!
- Mów, gdzie ona jest!
- Wyjechała!
- GDZIE?!
Ginny spojrzała na niego z wyrzutem, a po jej policzkach znów potoczyły się dwie łzy. Nagle zwróciła się do Blaise’a.
- Idę do mojej rodziny. Muszę powiedzieć Harry’emu i Ronowi o zaistniałej sytuacji, bo mają prawo wiedzieć. A ty się nim zajmij, może jak mu przemówisz do rozumu, to zmądrzeje.
- Gdzie jest Granger? – warknął Malfoy. Cały trząsł się z wściekłości.
- Ode mnie nigdy się tego nie dowiesz – odpowiedziała i westchnęła. – Daj jej już spokój, Malfoy. Będę wieczorem. Jak wrócę ma cię tu nie być.
           
            Ginny weszła do sypialni. Usiadła na łóżku i jeszcze raz spojrzała na list, który dzisiaj dostała. Nigdy nie spodziewałaby się, że spawy przybiorą taki obrót. Czy jest ktokolwiek, kto nie chciałby choć raz cofnąć czasu, by zmienić bieg wydarzeń? Ginny bardzo chciała, by nie doszło do czegoś takiego. Nie chciała, by Hermiona tak cierpiała. Spojrzała na list i przeczytała go ponownie.

Kochana Ginny!

Zapewne mnie już nie będzie, kiedy przeczytasz ten list. Wyjechałam i nie mam zamiaru wracać. Muszę zapomnieć. Nie chcę już zachowywać się jak ktoś, kto uwielbia sam sprawiać sobie tyle cierpienia. Jestem silna i już dawno powinnam podjąć taką decyzję, ale nie spodziewałam się, że kiedykolwiek dojdzie do czegoś takiego.
            Na pewno widziałaś artykuł o ślubie Dracona. To okropne, co się wydarzyło. Przed moją śpiączką pokłóciliśmy się. Kazał wynosić mi się z jego życia i posłuchałam go. Miałam wypadek i trafiłam do szpitala. Moje dziecko było zagrożone. Rozumiesz? O mały włos nie zabiłam swojego dziecka. Najgorsze było to, że kiedy się obudziłam, dowiedziałam się całej prawdy. Z początku nie mogłam uwierzyć, że on naprawdę mi to zrobił. Ożenił się i ma zamiar założyć swoją rodzinę. Czułam się taka oszukana. Nie spodziewałam się tego po nim. Mówił, że będzie dobrze, że nigdy mnie nie opuści. Dlaczego ja znów musiałam się zawieść na mężczyźnie, którego tak mocno pokochałam? Czasami wydaje mi się, że już nie będę zdolna do miłości…
  Parę dni później spotkaliśmy się w Ministerstwie Magii. Powiedziałam mu, że to dziecko już nie jest jego. To prawda. Nie chciałam, by moje dziecko wychowywało się bez ojca, ale chyba będę do tego zmuszona. Zrobię wszystko, by nigdy nie odczuło braku drugiego rodzica.
Jednak chyba nigdy nie zapomnę tego, co Draco mi powiedział. W końcu wyznał, dlaczego tak trudno było mu zrezygnować z tradycji. Prawda jest taka, że gdyby chciał, tak naprawdę bardzo chciał jak podobno kochał, to moglibyśmy być razem i założyć rodzinę. Ale oczywiście coś musiało go cofnąć. W końcu jak można zhańbić taki ród jak Malfoyowie poprzez ślub ze szlamą? Tak, sama w to nie wierzyłam, bo podobno już nie wierzył w te wszystkie brednie, jakie rodzice mu wciskali w dzieciństwie, ale chyba nauki z dzieciństwa zawsze w nas pozostaną. Odwrócił się ode mnie i zupełnie jakby zapomniał o tym, co było kiedyś między nami.
A najgorsze jest to, że wciąż pamiętam, kiedy go poznałam. Poznałam prawdziwego Dracona Malfoya. Kiedy się zakochałam, wydawało mi się, że jest dla mnie tym jedynym. Oboje to wiedzieliśmy. Z czasem rzeczy się zmieniały – stawialiśmy czoła coraz trudniejszym problemom, ale w końcu wszystko udało nam się pokonać. Myślałam, że nasz miłość jest silniejsza niż cokolwiek innego. Wtedy podczas kłótni błagał, bym została. Obiecywałam, że wrócę, jednak to nic nie dało. Pragnęłam, by każde z nas przypomniało sobie wtedy, co było między nami. Byśmy się już nie kłócili.
Wciąż zastanawiam się, czy nie osądzam go zbyt ostro. Draco zawsze miał dwie natury. W dzieciństwie wpajano mu różne rzeczy, wychowywano na śmierciożercę. Myślałam, że mogę go wyciągnąć z tego całkowicie, bo zawsze sądziłam, że pogubił się między byciem dobrym człowiekiem, byciem sobą, a możliwościami jakie życie mogło zaoferować tak imponującemu człowiekowi jak on, ale nawet mnie się to nie udało. Co ja sobie wyobrażałam?
 Jednak w ten sposób też go zrozumiałam. Zrozumiałam i pokochałam.
Ginny, ja wciąż go kocham. Kochałam go i nadal kocham, mimo wszystko.
Dlatego nie mogłam dłużej zostać. Musiałam wyjechać. Chcę zapomnieć, założyć rodzinę i ułożyć sobie życie na nowo.
Wiem, że to nie będzie łatwe, bo noszę w sobie jego dziecko. Boję się, że będzie bardzo do niego podobne. Chyba oszukuję sama siebie, myśląc, że zdołam zapomnieć, ale zawsze warto spróbować.
Może kiedyś wrócę, jednak teraz tego nie planuję i błagam, nie odciągaj mnie od tej decyzji. Już za późno. Błagam cię też, żebyś nikomu nie pokazywała tego listu. Powiedz, że wyjechałam, ale nic więcej. Mam nadzieję, że to zrozumiesz.

Na zawsze Twoja przyjaciółka i siostra
Hermiona.


~~~~~~~~~~~~~~
Niezwykle krótko, ale to epilog. Tak, kochane, to już koniec. Nie będę płakać, bo wrócę.
Wrócę na pewno i to na pewno jeszcze we wrześniu. Pisanie zawsze pozwalało mi się oderwać od szkoły, problemów i smutków.
Niedługo powinnam wstawić tutaj krótki opis tego, co będzie w kontynuacji, więc możecie oczekiwać, jeśli tylko Wam się chce xd

Obiecałam sobie, że się nie rozbeczę, ale chrzanie to, dwie łezki upuścić mogę C:
Chciałabym podziękować:

Nox – bo to pierwsze opowiadanie Dramione, którym się zainteresowałam i zostałam aż do końca. To dzięki Tobie i twojemu opowiadaniu zainteresowałam się tym parringiem.

Pani Lestrange – bo to ona uwierzyła w moje możliwości i doradziła podzielenie się tą historią z innymi.

Natalii i Baśce – bo są moimi przyjaciółkami, a niektóre ich pomysły na opowiadanie i nowe notki mnie doszczętnie rozwaliły xd

Vetenii Noks – bo jest moim wzorem do naśladowania w pisaniu.

Chciałabym podziękować wszystkim czytelniczkom. Tym, które komentowały prawie każdą notkę. Wy wiecie, że to o Was kochane chodzi, ale nie będę tutaj Was wszystkich wypisywać, bo obiecywałam, że notka o 19, a to by trochę zajęło. Wybaczcie xd

Dziękuję też za wszystkie rozmowy na GG. Uwielbiam z Wami rozmawiać i Was poznawać. To naprawdę ekscytujące i miłe :3 Mam nadzieję, że teraz, kiedy kończę tego bloga, to nadal będziemy pisać i utrzymamy kontakt.

Chciałabym Wam podziękować za to, że byłyście ze mną zawsze. W moich najlepszych i najgorszych chwilach. Wspierałyście, broniłyście mojej twórczości.
Dziękuję za ponad 3000 komentarzy, które karmiły moją wenę, dawały nowe pomysły na notki, sprawiały, że chciało mi się śmiać i płakać razem z Wami. Dziękuję Wam za to, że przeżywałam te same emocje.
Dziękuję za ponad 250 tysięcy wyświetleń, które przekonywały mnie, że ktoś codziennie wchodzi i z niecierpliwością czeka na coś nowego. To cholernie motywowało.
Jeszcze raz dziękuję WSZYSTKIM ZA WSZYSTKO.

Mocno ściskam i przesyłam całusy
Zawsze Wasza
Sheireen ♥





wtorek, 27 sierpnia 2013

Nowe Cele

            Siedziała cała w nerwach przed salą operacyjną, modląc się, by wszystko się udało. By Blaise przeżył. Mugolscy lekarze dawali mu jakieś szanse, ale Ginny wolała być pewna, że wszystko będzie dobrze. Żałowała, że nie ma nikogo przy sobie, kto mógłby ją wspierać w takiej sytuacji, ale wiedziała też, że Blaise potrzebuje większego wsparcia w tej chwili. Lekarze wstrzyknęli mu coś, co go uśpiło na pewien czas. Widok jego oczu, które powoli zapadały w sen, był ostatnim, jaki widziała zanim jej nie wyproszono z sali. Blaise powiedział jej wcześniej, że pierwszym, co chciałby zobaczyć po przebudzeniu, to jej brązowe oczy i uśmiech. Chciał wiedzieć, że wszystko jest dobrze i operacja się udała.
            Ginny zaciskała mocno piąstki. Nie dopuszczała do siebie żadnej złej myśli. Nawet nie chciała sobie wyobrażać, że coś może pójść nie tak. Wpatrywała się w zegarek. Sekundy dłużyły się jak minuty, minuty jak godziny. Wyczekiwanie było okropne. Podobno operacja miała trwać mniej niż dwie godziny. Ona siedziała już tutaj od godziny, a serce biło jej mocniej z każdą sekundą.
Błagam.
Błagam.
Błagam.
            To słowo kołatało się w jej głowie przez cały czas. Żałowała, że nie może być tam w środku, ale wiedziała, że jej obecność nie wpłynęłaby pozytywnie na skupienie lekarzy. Siedziała i siedziała, wbijając mocno paznokcie w dłonie, zamykając oczy i zagryzając mocno wargi, kiedy nagle drzwi się otworzyły. Natychmiast podniosła się z krzesła, czując lekkie osłabienie. Szumiało jej w głowie. Podeszła szybko do lekarza.
- Proszę mi powiedzieć jak się udała operacja – jęknęła błagalnie. Wysiedziała już tyle czasu w zdenerwowaniu i stresie, a teraz mogła poznać w końcu odpowiedź.
- Wciąż walczymy. Za dziesięć minut zaczniemy kolejny etap operacji – odpowiedział jej mężczyzna.
- Jak to „walczycie”?
- Wszystko będzie dobrze – lekarz posłał jej pokrzepiający uśmiech i zanim zdążyła zapytać o cokolwiek innego, zniknął w innym pomieszczeniu. Ginny stała jak sparaliżowana. Tak bardzo chciałaby mieć obok siebie kogoś bliskiego. Kogoś, kto teraz by ją uspokoił i posłał prawdziwe słowa otuchy. Oparła się zdenerwowana o ścianę.
Znów trzeba czekać.

            Zegar wskazywał południe, kiedy drzwi od sali operacyjnej się otworzyły. Ginny natychmiast podniosła głowę ku górze i podbiegła do tego samego mężczyzny, co wcześniej.
- Błagam powiedzcie mi… - wyszeptała słabo, a w jej oczach widniały zdeterminowane błyski. Musiała się dowiedzieć prawdy już teraz. Nie pozwoli sobie dłużej czekać.
- Operacja się udała. Pan Zabini powinien się obudzić w ciągu godziny.
Ginny drgnęło serce, a w oczach stanęły łzy wzruszenia. Udało się. Nie straciła go.
- Dziękuję. Tak bardzo wam dziękuję… - mamrotała pod nosem cała oszołomiona. – Czy ja będę mogła do niego przyjść?
- Za jakieś dwadzieścia minut będzie mogła pani wejść do środka, by posiedzieć przy bliskiej osobie – uśmiechnął się ciepło lekarz, a łzy radości popłynęły po policzkach Rudej. Była niezwykle szczęśliwa. Już nie mogła się doczekać, kiedy ponownie spojrzy w oczy ukochanego.

            Ściskała jego rękę i z delikatnym uśmiechem wpatrywała się w jego twarz. Spał i niedługo powinien się obudzić. Wiedziała, że za chwilę się przebudzi, a wtedy już wszystko będzie dobrze. Wrócą niedługo do domu i wszystko wróci do normy. Ich dni znów będą wypełnione humorem i wspólnymi wypadami tak jak w szkole i na początku wakacji. Nagle Blaise drgnął i obudził się. Lekko uchylił powieki, a Ginny zerwała się z rozpromienionym uśmiechem.
- Blaise, wszystko się udało – powiedziała ciepłym głosem, a chłopak odwzajemnił się delikatnie unosząc kąciki ust do góry.
- Jak długo będę musiał tutaj leżeć? – spytał. Ginny zastanowiła się.
- Założę się, że z trzy dni na pewno – odpowiedziała. Chłopak westchnął.
- Wiewióro?
- Mmm?
- Dziękuję, że przy mnie jesteś.

            Draco siedział na kanapie w pokoju. Nie mógł spać. Wciąż nie mógł sobie wybaczyć, że pozwolił jej się wynieść. On przecież nie chciał nic takiego powiedzieć. Kiedy się odwrócił, jej już nie było. W domu panowała pustka i okropna cisza. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak wiele dodawała jego życiu obecność tej Gryfonki.
            Siedział zamyślony, mając nadzieję, że dziewczyna w końcu otworzy drzwi wejściowe i zjawi się w środku. Musiał ją przeprosić. Wtedy nie panował nad sobą. Zaledwie parę godzin temu dowiedział się, że będzie mieć dziecko… Ta myśl nie dawała mu spokoju. Zachował się jak idiota. Pozwolił odejść swojej kobiecie, która na dodatek nosiła w sobie ich wspólne dziecko. Jak mógł być takim idiotą?! Minęły prawie trzy godziny i ani śladu po Hermionie. Zaczynał się poważnie zamartwiać. Miał nadzieję, że nic jej się nie stało. Nie mógł tak siedzieć bezczynnie. Musiał, po prostu musiał coś zrobić.
            Wstał z kanapy, kiedy nagle usłyszał pukanie do drzwi. Hermiona. Podszedł z bijącym sercem do drzwi i otworzył je. Jednak nie była to Hermiona ani nikt znajomy. Spojrzał zdziwiony na dwóch mężczyzn, którzy okazali się być z policji. Słyszał kiedyś kim oni byli w mugolskim świecie i lekko się przestraszył. Co się stało, że do niego przyszli?
- Przepraszam, że przeszkadzamy, ale chcieliśmy się spytać, czy zna pan może tę kobietę? – spytał jeden z nich i podsunął mu pod nos jakiś kawałek papieru. Draco zdziwiony przyjrzał się kawałkowi pergaminu i zauważył na nim postać Hermiony. Dziewczyna leżała na ulicy i wyglądała na nieprzytomną. Serce drgnęło mu w piersi.
- Znam ją… - wyksztusił, cały oszołomiony. – Co się stało?
- Potrącił ją samochód i znalazła się w szpitalu.
- Gdzie jest ten szpital? – dopytywał się, a w głowie mu szumiało. Hermionie coś się stało. Potrącił ją samochód. Złapał się za głowę. Ich dziecko… Jeśli cokolwiek im się stanie, to sobie tego nie daruje. Jest mężczyzną. Powinien ich bronić, a nie wyrzucać z domu w nocy.
- Zabierzemy pana tam, jeśli pan chce – powiedział drugi policjant, ale Draco potrząsnął głową.
- Powiedzcie mi tylko, gdzie jest ten szpital – warknął. Policjant podał mu ulicę, a Draco nie czekając na nic więcej zamknął im przed nosem drzwi i teleportował się prosto pod szpital, błagając, by wszystko było dobrze.

            Siedział przy jej łóżku, trzymając mocno za rękę. Nie mógł uwierzyć w to, co powiedział lekarz. Uderzenie przez samochód było mocne, a Hermiona się potłukła. Dziecko przeżyło, jednak ciąża była zagrożona, a dziewczyna zapadła w śpiączkę. Nikt nie miał pojęcia, kiedy Hermiona może się obudzić. Draco zaklął w myślach. Przeklinał swoją osobę. Nienawidził się za to, że do tego wszystkiego doszło. Zniszczyli piękno, które tak długo budowali.
- Hermiono, błagam, obudź się. Obiecuję ci, że wszystko się ułoży. Stworzymy rodzinę. Nie chcę jej tworzyć z nikim innym, tylko do cholery jasnej, obudź się dziewczyno. Dasz radę.
            Mówienie i silne ściskanie jej ręki nic nie dawało. Czuł się taki bezsilny. Niczego tak bardzo nie pragnął jak tego, by ona się obudziła. Nawet nie musiała mu wybaczać. Niech tylko się obudzi. Przesiedział obok niej kolejny następny cały dzień i połowę nocy, dopóki go nie wyprosili. Jednak wracał. Zawsze wracał, kiedy tylko pozwalali mu do niej wejść. Siedział przy niej godzinami i przemawiał do niej w nadziei, że w końcu kiedyś go usłyszy. Że otworzy oczy i spojrzy na niego tymi ciepłymi, brązowymi oczami. Chciał ją znów przytulać i całować. Żyła, owszem, ale nie dawała żadnego znaku. Najmniejszego.
Wiedział, że będzie musiał wrócić. Będzie musiał się ożenić, ale za nic nie chciał jej tutaj zostawiać samej. Napisał więc list do jej rodziców. Powiedział im także o dziecku. Z każdym dniem wiedział, że zbliżają się do rozstania. Do zakończenia tego pięknego i niemożliwego etapu jego życia. Nie chciał tak tego kończyć. Spojrzał ostatni raz na twarz jedynej kobiety, którą kiedykolwiek pokochał. Nie dała żadnego znaku życia. Tak jak cały czas odkąd siedział u jej boku. Uśmiechała się tylko leciutko.
Nie mógł już więcej jej tak krzywdzić.
Musiał odejść, bo nie chciał być już takim egoistą.
Zbyt wiele razy ją zranił.
Gdy Hermiona się obudzi, jego już nie będzie. Da jej możliwość rozpoczęcia nowego życia bez niepotrzebnego cierpienia jakie jej zadawał.

            Ginny i Blaise siedzieli znudzeni w szpitalu. Już od tygodnia chłopak musiał w nim leżeć, mimo iż wszystko było dobrze.
- Zdechnę tutaj z nudów – powiedział po raz setny tego dnia. Ginny siedziała zamyślona tuż obok niego i po chwili wpadła na pewien pomysł.
- Przebieraj się w ciuchy – powiedziała i uśmiechnęła się do niego.
- Po co? – zdziwił się.
- Porywam cię stąd – wstała cała rozpromieniona. Już po chwili obydwoje przemknęli niepostrzeżenie korytarzami i wyszli na świeże powietrze. Nareszcie. Oddalili się od szpitala i wpadli do jakiegoś parku.
            Zaczynało się powoli ściemniać, a oni siedzieli na jakiejś ławce, jedząc lody i śmiejąc się z dzisiejszego dnia. Blaise właśnie straszył mugoli przechodzących obok nich, wykorzystując czary do drobnych sztuczek, a Ginny śmiała się prawie do łez.
- O patrz, twoja rodzina! – Blaise wskazał na wiewiórkę, pomknęła po drzewie, by skryć się w koronie liści.
- Bardzo śmieszne – zmrużyła gniewnie oczy, ale uśmiechnęła się delikatnie. Nagle Blaise zamyślił się i popatrzył na nią dziwnie.
- Co? – pytała uśmiechając się delikatnie.
- Pstro – dał jej pstryczka w nos i się roześmiał, ale po chwili znów spoważniał. Wstał z ławki i uklęknął przed nią na ziemi.
- Co ty robisz? – zdziwiła się. – Blaise, wstawaj i nie rób z siebie idioty.
- Nie psuj chwili, przygotowywałem się – burknął z lekko obrażoną miną.
- Na co? – Ginny była oszołomiona.
- No właśnie nie dałaś mi dojść do słowa – mruknął.
- Nie no, nie wierzę – Ginny zdusiła parsknięcie śmiechem. – Czy ty jesteś obrażony?
- Chciałabyś – spojrzał na nią spode łba, ale po chwili machnął ręką. – Teraz siedź cicho, trzeba na nowo zrobić nastrój.
- Co? – roześmiała się, zupełnie nie wiedząc, o co chodzi.
- TO – Blaise z uśmiechem wyjął z kieszeni pudełeczko i otworzył je przed dziewczyną. – Wyjdziesz za mnie, Wiewióro?
            Dziewczynie przez chwilę odjęło mowę. Nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Spojrzała na piękny, złoty pierścionek ze śliczną perłą w środku.
- To żart? – jęknęła słabo. Oczekiwała, że Diabeł za chwile wstanie, roześmieje się i powie, że to oczywiście żart i że jej mina była bezcenna, ale do niczego takiego nie doszło.
- Nie, jestem całkowicie pewny tego, co robie – spojrzał jej głęboko w oczy, a ona się uśmiechnęła. Podniosła się z ławki i powiedziała cicho, ale stanowczo.
– Oczywiście, że za ciebie wyjdę, ty mój Diable.
            Blaise założył jej pierścionek na palec i wstał, by ją pocałować, ale Ginny była szybsza i rzuciła mu się w ramiona, zawieszając jak jakiś miś. Była przeszczęśliwa. Podjęła decyzję i była jej stuprocentowo pewna. Kochała go i wiedziała, że on ją także. Z wypowiedzeniem tych słów poczuła, że właśnie rozpoczęła nową drogę ku innemu, lepszemu życiu.

            Hermiona poczuła dziwną chęć otworzenia powiek. Miała taki cudowny sen i nie chciała się budzić. Mogłaby jeszcze trochę pospać, bo co jej szkodziło? Jednak czuła, że musi w końcu się obudzić. Musi wrócić do rzeczywistości, bo ktoś na pewno na nią czeka. Delikatnie rozchyliła powieki i oślepiło ją światło słoneczne przedzierające się przez okno. Całą siłą woli przełamała się, by otworzyć oczy całkowicie. Była niezwykle oszołomiona. Jakaś kobieta zaczęła kogoś wołać, gdy tylko zobaczyła, że się rusza i po chwili obok jej łóżka pojawili się jej rodzice oraz jakiś nieznajomy facet.
- W końcu się obudziłaś, droga panno – jej mama uśmiechała się, ale widać, że na jej twarzy przez długi czas gościł smutek.
- Co się stało? – spytała Hermiona. – Pamiętam, że szłam sobie ulicą i nagle zobaczyłam mnóstwo światła i uderzyłam się o coś… - zmarszczyła brwi i po chwili wszystko sobie przypomniała. Otworzyła usta z przerażenia i wstała z łóżka, ale ją zatrzymano.
- Hermiono, już wszystko dobrze – uspokoił ją tata, ale dziewczyna nie chciała już dłużej tutaj siedzieć.
- Co z moim dzieckiem? I gdzie jest Draco? – spytała rozpaczliwie. Przypomniała sobie, że się pokłócili. Rodzice wymienili porozumiewawcze spojrzenia, których nie zrozumiała.
- Przeniesiono cię do szpitala w Anglii, byśmy mogli przy tobie być…
- Nie rozumiem. Moje rzeczy zostały na wakacjach? I gdzie jest Draco? – powtórzyła i złapała się za głowę. Czuła się jakby wszystkie problemy spadły na nią tak nagle. Nie mogła sobie z nimi poradzić. Rodzice jednak jej nie odpowiedzieli. Nawet nie czuła jak wychodzi ze szpitala i rodzice odwożą ją do ich rodzinnego domu. Ciągle myślała o jednym. Co się działo przez ten czas? Pamiętała, że zemdlała, kiedy wyszła z ich wakacyjnego domku, a później obudziła się w szpitalu w Anglii. Nie wiedziała, co się stało z jej dzieckiem ani gdzie był Draco. Chciała go przeprosić za to wszystko. Nie chciała, by to wszystko tak się potoczyło. Oni mogą być jeszcze szczęśliwi i pragnęła tego. Nie mogła go stracić.
            - Mogę wiedzieć, o co tutaj chodzi?! – krzyknęła w końcu, kiedy weszła do domu. Zauważyła swoje walizki w pokoju gościnnym.
- Draco powiedział nam o wszystkim – odpowiedziała jej mama, a tata gdzieś wyszedł. Hermiona spojrzała na nią zdziwiona. Obydwie kobiety usiadły na wygodnej kanapie.
- Co to ma znaczyć?
- Wiemy o naszym wnuku – jej mama mimowolnie się uśmiechnęła, ale w jej oczach widniał smutek. – Ciąża była zagrożona i ledwo udało się was odratować.
Hermiona poczuła się jakby miała wielką bryłę lodu w żołądku. Nie, to niemożliwe. Mogła stracić dziecko. Chociaż ciąża była i jest nadal zagrożona, więc musi uważać.
- A gdzie Draco?! – krzyknęła, mimo iż wcale nie chciała, ale musiała wiedzieć, gdzie on jest. Oddychała szybko i głęboko. Czasami słyszała jego głos w śnie. Błagał, by się obudziła, wzywał ją i przeklinał. Jednak to na pewno musiało być częścią snu. Przecież jego nie było przy niej, kiedy się obudziła.
- Byłaś nieprzytomna przez trzy tygodnie – powiedziała jej mama, a Hermiona siedziała jak osłupiała. – To szczęście, że się obudziłaś.
Hermiona czuła, że mama specjalnie unika tematu Ślizgona. Tylko dlaczego nic nie chciała jej powiedzieć?! Przecież miała do tego prawo! O co tutaj chodziło?!
- Mamo, powiedz mi, gdzie jest Draco! Błagam cię! – podniosła się z kanapy. Kobieta zagryzła wargę, a Hermiona wiedziała, że coś jest nie tak. Ona w końcu też tak robiła, kiedy była zdenerwowana.
            Jean Granger podeszła do komody stojącej w pokoju przy oknie i wzięła jakąś gazetę. Pokazała ją córce, a Hermiona spojrzała na gazetę, która okazała się być Prorokiem Codziennym. Nagłówek, który widniał na pierwszej stronie sprawił, że jej serce zaczęła krwawić. To niemożliwe…

Jedyny potomek Malfoyów poślubił swoją wybrankę

Dnia 7 sierpnia jedyny potomek jednego z najstarszego rodu, Draco Malfoy, poślubił swoją wybrankę, również czystej krwi, piękną arystokratkę Astorię Malfoy (Greengrass). Uroczystość odbyła się w Malfoy Manor, dworze pana młodego, a zaproszono tylko najbogatszych i najbardziej wpływowych czarodziejów.
Narcyza Malfoy zapewne już niedługo będzie mogła się spodziewać nowego członka rodziny Malfoyów, jeśli tylko dwoje kochanków, którzy połączyli stare rody zechcą założyć rodzinę.

            Hermiona nie mogła dalej czytać. Nie chciała czytać kolejnych akapitów artykułu. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Spojrzała na zamieszczone pod artykułem zdjęcie. Uśmiechnięta i wyniosła Astoria Gree… Malfoy w tak bogatej sukni, że wyglądała jak jakaś beza. A obok niej on… jednak nie ten sam Draco, który był przy niej przez tyle dni. Miał na sobie tę cholerną maskę opanowania co kiedyś. Zupełnie jakby nic między nimi się nie wydarzyło.
            Odrzuciła gazetę w kąt i pobiegła do swojej sypialni. Rzuciła się na łóżko. Chciała płakać, chciała wrzeszczeć, kopać. Jednak nie potrafiła nic zrobić. Czuła wielką pustkę jakby była w jakiejś otchłani bez dna. Wiedziała, że upadała. Staczała się powoli…
Czuła się jakby ktoś odciął jej dostęp do powietrza…
Do narkotyku, który używała codziennie, by przeżyć…
Przestała istnieć.
Hermiony Granger już nie było.
Leżała i gapiła się w okno, i mimo iż jej serce krwawiło, rozrywało się na strzępy, a każda myśl była niczym sztylet, który jeszcze bardziej ranił ją od środka, nie potrafiła nic zrobić. W jej oczach była pustka.
Jej dusza umierała.
Powoli.
Skutecznie.
Jak mogła być taką samobójczynią? Jak mogła codziennie coraz bardziej się uzależniać i przyzwyczajać? Jak mogła myśleć, że wszystko będzie dobrze?
Draco był jak fałszywy diament. Błyszczał i oczarowywał, gdy światła były włączone, a kiedy przyszła noc i światła zgasły, on zgasł razem z nimi.
Nie mogła być z mężczyzną, którego kochała. Bez niego nie miała niczego. Bez niego przestawała istnieć. Jej marzenia i nadzieje zgasły w tym samym momencie, kiedy on odszedł.
            Musiała go zobaczyć. Choć na krótką chwilę, zanim wszystko zostanie stracone. Chciała odejść. Odejść i zapomnieć o nim i o tej miłości. O cierpieniach, radościach jakie przynosił jej każdy dzień z nim.
Potrzebowała go.
Nie, nie potrzebowała. Nie może go potrzebować.
To koniec.
            Podniosła się z łóżka i zeszła na dół. Zignorowała pytania mamy. Wyszła z domu i teleportowała się do Ministerstwa Magii. Przed wakacjami składała prośbę o pracę. Miała nadzieję, że z jej wynikami z egzaminów, z których dostała wszędzie W, uda jej się znaleźć dobrą pracę.
Weszła do Ministerstwa Magii i poszła do szefa jednego z departamentów.
- Ach, panna Granger – uścisnął jej rękę. – Co panią do mnie sprowadza?
- Chciałam się spytać, czy mogłabym dostać pracę w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. – powiedziała niedostępnym głosem, a staruszek, który był szefem w tym departamencie spojrzał na jej nienaganne wyniki z egzaminów.
- Oczywiście, panno Granger. Z takimi wynikami jest bardzo łatwo dać pani taką posadę.
- Chciałabym jeszcze wiedzieć, czy dałoby radę, bym pracowała za granicą i wysyłała tutaj raporty o funkcjonowaniu rządu w innych krajach – wtrąciła. Była pewna tego, co robi.
- Jak najbardziej – szef wyglądał na zachwyconego. – Brakuje nam osób w paru częściach świata i bardzo chętnie panią przyjmę.
- Bardzo dziękuję – powiedziała Hermiona, podpisując się pod umową pracy i wychodząc z pokoju przemiłego staruszka. Za tydzień zaczynała pracę w Ameryce. Wyjeżdżała i była tego stuprocentowo pewna. Musiała się oderwać od tych wszystkich wspomnień i zapomnieć, a tutaj nie dałaby rady.
            Rozglądała się po twarzach tych wszystkich czarodziejów, którzy ją mijali, aż nagle go dostrzegła. Rozmawiał z Ministrem Magii. Wyglądał bosko w tym swoim czarnym garniturze. Nie mogła uwierzyć, że go straciła. Przecież jeszcze tak niedawno należał do niej. Spędzali ze sobą całe dnie i noce. Odwróciła głowę, by przejść niezauważoną, ale wtedy właśnie ją dostrzegł.
- Hermiona! – zawołał.

            Draco przeklinał matkę i swoją nową małżonkę. Przez nie musiał zrezygnować ze swojej kobiety i zostawić ją w takim stanie. Przynajmniej praca pozwalała mu się wyrwać od tych myśli. Tak bardzo chciał mieć znów Hermionę przy sobie. Ciągle o niej myślał, a prawie codzienny widok Pottera nie poprawiał mu humoru. Potter był jej przyjacielem i nie mógł mu darować tego, że Hermiona leży w szpitalu w śpiączce.
            Rozmawiał właśnie z Ministrem Magii, kiedy ją dostrzegł. Nieprawdopodobne, bo przecież leżała w szpitalu, a jednak była zaledwie parę metrów od niego. Przeprosił najmocniej Ministra Magii i szybko ją dogonił.
- Hermiona! – zawołał, by się odwróciła. Kobieta przystanęła, ale nie spojrzała na niego. Wiedział, że zachowuje się znów jak ten pieprzony egoista. Miał jej dać spokój. Miał o niej zapomnieć i pozwolić jej na to samo, ale nie potrafił.
- Czego chcesz? – spytała cicho. Spojrzała na niego nieufnie. W jej oczach była taka pustka. Zero cierpienia, które rozrywało ją od środka.
- Kiedy się obudziłaś? Byłaś w śpiączce…
- Nie twoja sprawa. Zostawiłeś mnie i dziecko i wziąłeś ślub, kiedy ja byłam nieprzytomna – wypomniała mu i patrzyła w oczy. Chciała mu zadać tak wiele bólu. Chciała, by choć przez chwilę zdjął tę maskę opanowania, którą teraz miał na sobie.
- Wiesz, że nie mogłem inaczej.
- CHRZANISZ! – krzyknęła tak głośno, że parę pracowników zerknęło na nich ze zdziwieniem.
Spojrzała mu w te cholerne, szare oczy, które zauroczyły ją od samego początku. Chciała zapomnieć, ale teraz już wiedziała, że ona będzie go kochać do końca świata. Mogłaby czekać na niego milion lat, ale właśnie dlatego musiała wyjechać. Ona musi ułożyć sobie życie i założyć rodzinę tak jak on.
            Draco odciągnął ją w kąt korytarza, by nikt nie słyszał ich rozmowy po tym jak się wydarła.
- Co z naszym dzieckiem? – spytał. Prychnęła.
- To już nie jest twoje dziecko.
Udało jej się. Draco się zdenerwował. Przycisnął ją do ściany i nie pozwolił jej się ruszyć.
- Nie zabronisz widywać mi się z dzieckiem. – warknął.
- A jednak Astoria nie do końca cię zmieniła. Wciąż potrafisz okazywać uczucia – zauważyła, zupełnie ignorując jego wcześniejszą wypowiedź. Nie chciała tylko, by  był tak blisko niej, bo to nie działało na nią dobrze.
- Myślisz, że chciałem się żenić?
- Nie musiałeś
- Musiałem. Gdybyśmy się ze sobą pobrali, to ród Malfoyów nie byłby już zaliczany do tych, którzy nie skazili swojej krwi.
Nagle do nich obojga dotarło, co powiedział. Hermiona odepchnęła go od siebie i szybko ruszyła, by od niego uciec, ale nie pozwolił jej. Zatrzymał ją szybko, łapiąc za ramię i odwracając w swoją stronę.
- Hermiono, to nie tak…
- Nie tak? Draco, pobrałeś się z nią, a nie ze mną tylko dlatego, że nie chciałeś zszargać opinii Malfoyów – powiedziała z niedowierzaniem.
- Her…
- Nie, Malfoy. Mogłeś się nie żenić. Miałeś wybór. Mogliśmy być razem, ale ty po prostu nie chciałeś się żenić ze szlamą. Ważniejsza była dla ciebie tradycja utrzymania czystości krwi w rodzinie…
Draco milczał. Tak bardzo nie chciał, by to wszystko się wydało.
- Nie martw się, to dziecko już nie jest twoje – syknęła z nienawiścią. – Nie należy do twojej rodziny, a ja należę do twojej przeszłości.
- Nie mów tak – warknął. – Kocham cię, Hermiono, ale powinnaś zrozumieć.
- Nie rozumiem tylko jednego – wtrąciła. – Jak to możliwe, że kocham cię bardziej niż te wszystkie zdziry przede mną i bardziej niż ona, a będę musiała żyć bez ciebie?
Odwróciła się od niego i odeszła. A on nie próbował jej zatrzymać.
Zaczynała nowe życie bez niego.
Podążała nową drogą. Miała nowe cele w życiu.
Teraz chciała jedynie odnaleźć szczęście.

Taka miłość zdarza się raz w ciągu całego życia.
 Nie mogła trwać wiecznie.
 Była stracona od samego początku.

~~~~~~~~~~~~~~
Scarlett Clark, gratuluję zostania Wybrańcem pod ostatnim rozdziałem xd Nie dość, że napisałaś komentarz jako pierwsza, to jeszcze napisałaś 100 komentarz C:
Chciałabym też podziękować każdemu, który skomentował poprzednią notkę. Dostałam mnóstwo komentarzy i bardzo Wam dziękuję :*
A teraz do rzeczy:
Wiem, że mimo waszych próśb o Happy End i tak poszłam swoją drogą, ale ja już dawno chciałam tak skończyć, a posłuchanie się was zniszczyłoby moje plany na kontynuację. Przepraszam.
Tak czy inaczej mam nadzieję, że mimo wszystko rozdział wam się spodobał.
Epilog zapewne pojawi się o wiele szybciej niż ten rozdział.
Właśnie zdałam sobie sprawę, że ja naprawdę skończyłam swojego bloga.
Jednak żegnać się będziemy pod epilogiem. C: I to nie będziemy się żegnać na zawsze. Przynajmniej mam taką nadzieję, że żadne z Was mnie nie opuści, kiedy będę pisać kontynuację.
Pozdrawiam

Sheireen ♥

środa, 21 sierpnia 2013

Odchodzę, kochanie.

Ginny siedziała w ogrodzie nieopodal domu. Delikatny wiatr smagał jej twarz i wprawiał długie, rude włosy w ruch. Podjęła już decyzję, ale bała się powiedzieć Blaiseowi, że o wszystkim wie. Chłopak wyjeżdżał dzisiaj w nocy, by nikt o tym nie wiedział. Nie chciał, by ktoś go zatrzymał. Jednak ona miała inne plany. Nie mogła pozwolić, by miłość, która dawała im obojgu tyle szczęścia, przemknęła im przed nosem. Nie mogła opuścić go w takiej sytuacji.
Żałowała, że Hermiony nie mogło być obok niej, ale ta pewnie spędzała wymarzone wakacje w towarzystwie Malfoya. Czasami dostawała od niej listy, od których aż biło szczęściem. Cieszyła się, że jej przyjaciółka jest szczęśliwa z jej byłym wrogiem. Miała nadzieję, że będą razem. Prawda była taka, że oni pasowali do siebie idealnie. Ich miłość była niepokonana. Została wystawiona na tyle prób i wszystkie przetrwała. Ciekawiło ją tylko jedno. Jak Hermiona powie mu o dziecku i jak zareaguje ten arystokrata? Obiecywał jej, że będzie wszystko dobrze i się zajmie nią i dzieckiem, więc i Ginny trzymała go za słowo.
Wstała z trawy, na której siedziała i weszła do Nory. Jej mama przygotowywała właśnie obiad dla całej rodziny. Ginny chciała spojrzeć na zegar rodziny Weasleyów, ale znów przypomniała sobie, że mama po śmierci Freda schowała go. Dla całej rodziny myśl o tym, że ta wskazówka nigdy się nie poruszy, była przytłaczająca. Wiedziała jednak, że George cierpi najbardziej, ale i on potrafił się pozbierać, więc dla innych było to łatwiejszym zadaniem.
Wchodziła właśnie po schodach, kiedy natknęła się na Harry’ego. Czarnowłosy był jakiś zamyślony i gdyby nie to, że ona jeszcze jakoś w miarę była uważna, wpadliby na siebie i zapewne spadli ze schodów. Na szczęście nie doszło do niczego z tych rzeczy.
- Hej, Ginny – uśmiechnął się do niej przyjacielsko, a Ginny odpowiedziała mu tym samym.
- Harry, możemy porozmawiać? – spytała. Wiedziała, że jemu może zaufać i powiedzieć o swoich planach. Każdy inny z jej rodziny próbowałby ją zatrzymać.
- Jasne – odparł krótko i weszli do pokoju dziewczyny. W jednej chwili obydwoje przypomnieli sobie o tym, co wydarzyło się w tym pokoju na urodziny Harry’ego. Ginny pocałowała go, by o niej nie zapomniał podczas wojny. Teraz to uczucie przeminęło. Ona znalazła inną miłość, a Harry zdawał się właśnie zaczynać z tym przygodę.
- Harry, mam do ciebie prośbę – zaczęła powoli, a Wybraniec dał znać, że słucha uważnie, co ma mu do powiedzenia.
- Chodzi o to, że zamierzam wyjechać tej nocy…
Harry uniósł brwi zdziwiony jej słowami.
- Gdzie zamierzasz wyjechać?
- Nie wiem gdzie, ale wiem, że z Blaisem.
- On chcę cię odciągnąć od przyjaciół i rodziny i zabrać w jakieś nieznane ci miejsce? – zaniepokoił się czarnowłosy, a Ginny pokręciła głową z lekkim uśmiechem.
- Nie, on nawet nie wie, że z nim jadę, ale proszę cię, nie pytaj o co chodzi.
- Spoko – zgodził się Harry. – A co jest twoją prośbą?
- Ach, no tak. Chciałabym, byś jutro powiedział mojej rodzinie, że ze mną jest wszystko dobrze i na pewno wrócę. Nie wiem, kiedy, ale wrócę na pewno. Mógłbyś to dla mnie zrobić?
- W porządku, ale dlaczego sama im nie powiesz? – zdziwił się.
- Jestem pewna, że będą chcieli mnie powstrzymać, ale jeśli chodzi o miłość, Harry, to nic mnie nie powstrzyma. Myślę, że ty to doskonale rozumiesz.
            Uśmiechnął się do niej i podszedł do drzwi.
- Możesz mi wierzyć, że się tym zajmę – mrugnął do niej i zanim wyszedł, Ginny podbiegła do niego i krótko przytuliła.
- Dziękuję. Wiedziałam, że mogę na tobie polegać.

            Blaise chodził po swoim pokoju, pakując swoje rzeczy do walizek. Matka chciała z nim jechać, ale nie pozwolił jej na to. Chciał być sam. Miał nadzieję, że wróci szczęśliwie już po operacji. Cały i zdrowy.
Otworzył szafkę i dostrzegł w niej pudełeczko. Otworzył je i znalazł w nim śliczny pierścionek swojej matki oraz karteczkę.

Błagam cię, synu, nie popełniaj tego samego błędu co ja.
Gdybym nie miała ciebie, już dawno bym się załamała.
Pieniądze szczęścia nie dają i sama się o tym przekonałam w późniejszych latach.
Podaruj go tej, którą pokochasz naprawdę.
Zaakceptuję każdą kobietę, którą pokochasz, ponieważ nie chcę, byś cierpiał z powodu miłości.
Mama

Nie wiedząc czemu, spakował pudełeczko do kieszeni. Miał nadzieję, że będzie miał okazję dać pierścionek tej, którą pokochał.
Spakował ostatnie rzeczy do środka i zmniejszył je za pomocą zaklęcia. Włożył walizki do portfela i zszedł po schodach na dół, gdzie czekała na niego pani Zabini, niezwykle piękna czarownica o surowym wyrazie twarzy. Rozpaczliwie uścisnęła syna i pocałowała go w czoło.
- Trzymam za ciebie kciuki, kochanie. Wiem, ze za niedługo się spotkamy. Jesteś silny.
Pokiwał niemrawo głową i nic nie mówiąc, wyszedł na dwór, by się teleportować. Przez chwilę jeszcze obserwował każdy szczegół swojego domu i ogrodu. Mógł przecież już nigdy tu nie wrócić, jeśli coś złego by się stało.
            Zamknął oczy, by się teleportować, kiedy usłyszał krzyk.
- Poczekaj!
            Doskonale znał ten głos. Odwrócił się w stronę bramy i zauważył Ginny, która biegła przez cały ogród w jego stronę. Zszedł do niej po schodach, a ta rzuciła mu się na szyję.
- Co ty tutaj robisz? – zdziwił się, ale poczuł jak fala ciepła zalewa jego ciało, kiedy ta mała Wiewiórka się do niego przytuliła i pocałowała.
- Nigdy nie pozwolę ci odejść beze mnie.
- C-co? – wyksztusił.
- Wiem o wszystkim od dawna, Blaise – wyznała, lekko się czerwieniąc. – I nie pozwolę, byś był sam w takich chwilach.
- Wracaj do domu – odparł, chociaż wcale tego nie chciał.
- Myślisz, że się ciebie posłucham? – roześmiała się cicho. – Nigdy w życiu. Jadę z tobą.
            Chłopak stał jakby go piorun strzelił. Nie mógł uwierzyć, że ona naprawdę chciała z nim pojechać i towarzyszyć w takich chwilach.
- W takim razie w drogę, Wiewióro – uśmiechnął się, a w jego oczach zatańczyły diabelskie ogniki. Złapał ją za rękę i teleportował się wraz z dziewczyną prosto do mugolskiego świata.

Minął tydzień. Draco i Hermiona przechadzali się po plaży, przy cudownym zachodzie słońca. Wracali właśnie od basenowych barów, gdzie kupili sobie po soku z egzotycznych owoców. Piasek był przyjemnie ciepły, a fale spokojnie wspinały się po brzegu.
Hermiona już dawno nie czuła się tak beztrosko. Jej włosy były wilgotne po kąpieli w oceanie, a na szyi miała wciąż zarzucone hawajskie kwiaty, które zdobyła podczas nauki tańca hula. Czuła się jak w jakimś raju. Zdała sobie sprawę, że będąc z Malfoyem zawsze znajdowała się albo w niebie, albo w piekle. Jednak nigdy nie nudziła się z chłopakiem. Mimo iż spędzili ze sobą tyle czasu, to on wciąż ją zaskakiwał i nigdy nie nudził. Potrafił ją rozbawić, zdenerwować i rozczulić. Wywoływał w niej tyle emocji na raz, że nigdy nie spodziewałaby się, że kiedykolwiek będzie czuła coś takiego. 
            Hermiona poczuła jak robi jej się ciemno przed oczami i zatrzymała się gwałtownie. Draco popatrzył na nią zdziwiony.
- Coś się stało?
Nie odpowiedziała. Złapała się za głowę i zamknęła oczy. Było jej słabo już od dłuższego czasu, ale dopiero teraz to uczucie dało naprawdę o sobie znać.
- Nie, nic takiego – powiedziała cicho i ponownie złapała go za rękę, by wrócić do przechadzania się po plaży.
- Przecież widzę, że coś się dzieje – ciągnął dalej Draco.
- Jestem po prostu trochę osłabiona.
Jakby na potwierdzenie swoich słów, Hermiona poczuła jak jej nogi mięknął, a ona sama prawie by upadła, gdyby nie Draco, który ją złapał w ostatniej chwili. Wziął ją na ręce, a ta wtuliła się w jego ramię.
- Właśnie widzę jak trochę jesteś osłabiona – odparł z ironią, ale po chwili się opanował.
- To naprawdę nic takiego… - próbowała się bronić, ale chłopak nie dał za wygraną. Jak zwykle był uparty i musiał stawiać na swoim, ale teraz była mu za to bardzo wdzięczna.

            Nie wiedziała, kiedy to się stało, ale obudziła się, leżąc na kanapie, przykryta kocem. Jej ciałem wstrząsały dreszcze i oblewały zimne poty. Zdała sobie sprawę, że jest chora. Tylko dlaczego akurat musiało jej się to przytrafić w wakacje? Podniosła się do pozycji siedzącej i wypiła łyk wody, która leżała na stoliku. Na dworze było już ciemno. Na drugiej kanapie spał Draco, który najwidoczniej przysnął, kiedy się nią opiekował. Wciąż był w zwiewnej koszuli i szortach, a szklanka, z której pił przekrzywiła się, tym samym rozlewając na podłogę napój.
Znów się nią opiekował.
I cholera znów coś się z nią działo.
Ale przecież niemożliwe, by ciąża dawała tak o sobie znać, prawda?
            Zsunęła się z kanapy i wyszła na balkon. Usiadła na krawędzi basenu i zanurzyła stopy w wodzie. Jasny księżyc mocno oświetlał granatowe niebo. Noc była piękna i niezwykle spokojna. Hermiona zagryzła wargę. Musiała powiedzieć Draconowi o dziecku. Tylko… jak miała wybrnąć z kłamstwa? Chłopak tak się ucieszył, kiedy dowiedział się, że nie zostanie jeszcze ojcem. Jednakże obiecywał też, że jej nie zostawi, kiedy pojawi się ich dziecko. Samotna łza spłynęła jej po policzku, ale szybko wytarła ją wierzchem dłoni. Nie może się mazać.
            Usłyszała za sobą ciche kroki i obok niej po chwili dosiadł się Draco. Objął ją jedną ręką w pasie i spojrzał uważnie na twarz.
- Dlaczego płaczesz? – zaniepokoił się. Machnęła lekceważąco ręką. W końcu była kobietą i miała prawo mieć wahania nastrojów.
- Czasami są takie chwile, kiedy po prostu musisz jakoś wyładować swoje emocje – odpowiedziała, wpatrując się w podświetlany basen.
- Jednak musi być coś nie tak, skoro naszła cię taka ochota. Jeśli ci się tu nie podoba, to możemy wracać do domu… - zaproponował, ale Hermiona pokręciła głową.
- Nie, Draco, tutaj jest wszystko absolutnie wspaniałe. Na dodatek ty jesteś przy mnie, a to jest najważniejsze. – oznajmiła. Odgarnęła swoje brązowe włosy z twarzy. W jej czekoladowych oczach kryło się lekkie zagubienie. Nie miała pojęcia, co robić. Draco pocałował ją delikatnie w czoło, a później odnalazł jej malinowe wargi, które tak kochał. Oddała mu pocałunek z rozkoszą, wręcz rozpaczliwie, ale po sekundzie cofnęła się. Jak mogła go tak okłamywać?
Draco zmarszczył brwi, kiedy wstała, próbując ukryć nowe łzy, które popłynęły jej po policzkach. Wstała i szybko weszła do domu. On również uczynił to samo. Usłyszał trzask drzwi jednej z sypialni. Podszedł do nich i pociągnął za klamkę, ale była zamknięta.
- Hermiono, otwórz – powiedział, starając się przybrać spokojny ton. Właściwie to zaczynał lekko się denerwować, bo nie miał pojęcia, co się stało lub co zrobił nie tak. Na dodatek wydawało mu się, że Hermiona coś przed nim ukrywa i za wszelką cenę nie chce, by się o tym dowiedział. Ale on miał prawo wiedzieć, cokolwiek to było.
            Odpowiedziała mu cisza. Zapukał mocno w drzwi i ponownie szarpnął za klamkę. Hermiona, która opierała się o drzwi po drugiej stronie, zdusiła szloch. Musiała mu powiedzieć. Wolała, by dowiedział się o tym z jej ust, a nie po tym, że jej brzuch będzie się stopniowo powiększać.
- Granger, otwieraj! – usłyszała jego krzyk. Wzięła głęboki oddech. Nie mogła. Musiała to załatwić teraz, inaczej już nigdy nie będzie miała czystego sumienia.
            Draco dobijał się do drzwi, zupełnie zapominając, że może użyć różdżki. Bał się, co Hermiona może robić po drugiej stronie. Była załamana i zauważył zdenerwowanie w jej oczach. Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie. Wparował do środka i od razu odnalazł ją wzrokiem. Siedziała na łóżku. Już nie płakała, ale cała się trzęsła. Usiadł obok niej, równie zdenerwowany.
- Mogę wiedzieć, co ty znów odwalasz? – warknął. Potrząsnęła głową.
- Draco, to nie jest takie łatwe…
- Wal śmiało! Pewnie już kogoś poznałaś na imprezie, znudziłem ci się i uważasz, że to nie to, czego szukasz – powiedział, a w jego głosie brzmiała gorycz. Hermiona natychmiast zaprzeczyła.
- Nie, Merlinie! Nic z tego!
- To dlaczego coś ciągle przede mną ukrywasz? – warknął. Hermiona zrobiła wielkie oczy, co tylko potwierdziło słuszność jego słów. – No dalej, Granger, nie krępuj się.
- Dlaczego taki jesteś?! – teraz to ona na niego naskoczyła. Podniosła się z łóżka i popatrzyła na niego z góry.
- Niby jaki? – zdenerwował się.
- Dlaczego teraz zachowujesz się tak… oschle?
- Dziwisz mi się, kobieto? Ciągle zmieniają ci się humory! Raz się ze mną całujesz, a za chwilę odtrącasz i zamykasz się w pokoju! I jak ja mam się z tym niby czuć, skoro nie wiem do cholery, o co ci chodzi? – wykrzyczał. Teraz to i on wstał.
Hermiona otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale Draco znów się wtrącił.
- Ciągle płaczesz, śmiejesz się, płaczesz, zachowujesz niedostępnie! O co tutaj chodzi, Granger?! Wczoraj mi zasłabłaś i ja nie wiem dlaczego!
            Dziewczyna dzielnie powstrzymywała się od wybuchnięcia płaczem i uderzeniem Malfoya w twarz. Tak bardzo chciała, by już przestał jej to wszystko wypominać. Bo miał rację. Zachowywała się ostatnimi czasy bardzo dziwnie. Dlatego też trudno jest mu się dziwić, że w końcu nie wytrzymał, kiedy dzisiaj wyskoczyła z czymś takim.
            Rozbolała ją głowa od jego krzyku. Zrobiło jej się słabo. Tak samo jak wczoraj na plaży. Oparła się ręką o ścianę i zamknęła oczy. Draco, który i tak był zdenerwowany do granic możliwości, spojrzał na nią kpiąco.
- Zaraz pewnie wyjdę na okropnego chłopaka, bo może to przeze mnie czujesz się osłabiona?!
- Zamknij się… - wydukała cichutko i złapała się za brzuch, który ją rozbolał. Już teraz mogła wyczuć, że zrobił się odrobinę większy i twardszy.
- Teraz to mam się zamknąć?! – wydrwił. Hermiona zaczęła oddychać głęboko. – Każesz mi się zamknąć akurat wtedy, kiedy mówię ci prawdę o tobie?!
            Po policzkach dziewczyny spłynęły dwie łzy. Nie tylko bolała ją głowa i brzuch, ale także jego słowa. Draco rzadko kiedy się tak zachowywał. Usiadła na łóżku i skuliła się. Jęknęła z bólu i ponownie dała upust paru łzom. Dopiero wtedy Draco przestał na nią krzyczeć. Zapewne by obok niej usiadł, starał się dopytać, co się stało, ale teraz był za bardzo zdenerwowany. Ruszył ku drzwiom, by wyjść.
            Hermiona wstała powoli z łóżka. Teraz, kiedy była w ciąży nie powinna się tak bardzo denerwować. To nie było zdrowe, ale nie potrafiła teraz inaczej. Wyszła z pokoju i zauważyła Dracona, który siedział w fotelu, nerwowo nalewając sobie alkoholu do szklanki.
- Myślisz, że alkohol ci we wszystkim pomoże? – spytała płaczliwym głosem, w którym była nutka pretensji.
- Nie powinno cię to obchodzić – spojrzał jej prosto w oczy z takich chłodem, że aż ją zabolało serce.
- Dlaczego tak się zachowujesz, Draco?! – krzyknęła. – Przestań być tym oschłym draniem, bo to nie takiego Malfoya pokochałam!
Chłopak upuścił szklankę, która zbiła się na podłodze. Podszedł do niej cały wściekły. Przycisnął Hermionę do ściany i położył ręce po jej obydwu stronach.
- Natomiast ty nie jesteś już tą samą Hermioną, która mi zawróciła w głowie!
- Draco, proszę skończmy z tym. Nie kłóćmy się już… - wyszeptała błagalnie.
- To zachowujmy się w końcu normalnie! Nie tylko ja, Hermiono, ale również ty! Bo od tygodnia nie możemy się normalnie porozumieć bez choćby malutkiej kłótni!
- Myślisz, że ja się nie staram?! To nie jest takie łatwe, kiedy nie jestem z tobą szczera – jęknęła. Draco zrobił wielkie oczy i spojrzał na nią gniewnie.
- Nie jesteś ze mną szczera?! Granger, gadaj w końcu, a nie siedzisz cicho! – krzyknął, a Hermiona zagryzła wargi i zamknęła oczy, by nie uronić ani jednej łzy.
- Przestań na mnie krzyczeć – warknęła.
- A to niby dlaczego?!
- Bo jak tak dalej pójdzie, to ja od ciebie odejdę, a nie chcę, by moje dziecko wychowywało się bez ojca! – odparła na jednym wydechu.
            I wtedy do Dracona dotarł sens jej słów. Przypomniały mu się zdarzenia z ostatnich dwóch tygodni. Granger, która nie piła alkoholu, Granger, która miała te swoje humory. To znaczy, że była w ciąży.
- Czyje to dziecko? – spytał cicho, ale w jego głosie dało się słyszeć wściekłość. Hermiona zrobiła oburzoną minę.
- No przecież twoje! – warknęła. Jak mógł jej w ogóle zadawać takie pytanie?!
- Przecież powiedziałaś mi, że nie jesteś w ciąży – jego głos delikatnie się podniósł. Hermiona wiedziała, że Draco jest na skraju od mocnego wybuchu i zaczynała się obawiać.
- A co miałam ci powiedzieć?! – nie wytrzymała. – Nie wierzyłam ci w kwestii tego, że zostaniesz przy mnie, kiedy się dowiesz…
- Granger, jak mogłaś być taka głupia! – wybuch nastąpił. Draco walnął w ścianę obok jej głowy tak mocno, że zrobił małą dziurę. Hermiona pisnęła cicho i skuliła się. Wiedziała, że Draco nigdy by jej nie uderzył, ale i tak zaczynała się bać.
- Malfoy, przyznaj się, że ty nie chcesz tego dziecka!
- Granger, chcę! Chcę do cholery!
- To dlaczego tak reagujesz?! – krzyknęła rozpaczliwie.
- Bo gdybyś mi powiedziała wcześniej, to załatwiłbym sprawę z matką i Astorią i nie musiałbym może brać tego ślubu!
- Przecież powiedziałeś, że ta sprawa jest już załatwiona… - szepnęła Hermiona z niedowierzaniem, a jej serce przeszył sopel lodu tak zimny, że zmroził ją całą.
- A co niby miałem ci powiedzieć?!
- Ty też nie byłeś ze mną szczery! Nienawidzę cię! Jak mogłeś mnie tak okłamywać! Zabawiałeś się ze mną na tych wakacjach, by nacieszyć się tymi ostatnimi chwilami wolności przed ślubem, tak?! – chciała się odsunąć, być jak najdalej od niego, ale ten wciąż nie chciał jej puścić. Ich ciała prawie się ze sobą stykały. Draco nachylił się nad nią.
- Hermiono, nigdy, ale to nigdy bym się tobą nie zabawiał… - wyszeptał jej prosto w usta, specjalnie, by móc dotykać jej warg.
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, pocałował ją mocno i rozpaczliwie. Hermiona odwzajemniła pocałunek z równie wielkim żarem. Bała się, że ta kłótnia może zniszczyć wszystko. Bała się, że może po raz ostatni trzyma ją w ramionach. Tak bardzo nie chciała go stracić.
- Skarbie, szalenie pragnę twojej miłości, bo jak szaleniec cię kocham, ale teraz musimy dać sobie trochę czasu, by ochłonąć. Nie chcę, by to wszystko, co jest między nami się zniszczyło…
Serce ją zabolało. Wiedziała, że to jest trudny moment dla nich obojga.
- Draco, puść mnie – szepnęła. Pragnęła, by to on się od niej odsunął, bo ona nie potrafiła. Nie chciała opuszczać jego ramion, ale czuła, że musi ochłonąć. Jednak chłopak nie chciał jej puścić. Uwielbiam czuć jej drobne ciało przy sobie, rozkoszować się smakiem jej ust.
            W końcu, nie mogąc dłużej znieść tej chwili, odsunęli się od siebie obydwoje. Hermiona przełknęła łzy i ruszyła w stronę drzwi wyjściowych.
- Gdzie idziesz? – spytał Draco.
- Draco, ja tak dłużej nie potrafię.
- Odchodzisz?! – spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Nie na zawsze – powiedziała przez łzy. Draco w tej chwili czuł się tak, jakby rozpaczliwie chciał zatrzymać przy sobie coś, co przelatywało mu przez palce niczym piasek. Hermiona sięgnęła ręką po klamkę, ale wtedy ją zatrzymał.
- Nie odchodź ode mnie, Hermiono! – zagrodził jej drzwi, by nie mogła wyjść. Pokręciła głową.
- Nie utrudniaj tego…
- Nie pozwolę ci, rozumiesz?! – złapał ją za nadgarstki. Jeszcze nigdy się tak nie czuł. Zawsze jak czegoś chciał, to to miał i nigdy nie groziło mu to, że może coś stracić. Na dodatek, że może stracić kogoś tak mu bliskiego. Kogoś najważniejszego.
- Draco, wrócę! Wrócę, kiedy wszystko się ułoży!
            Malfoy spojrzał na nią i cały wściekły puścił jej dłonie. Odsunął się od drzwi i obrzucił ją chłodnym spojrzeniem.
- Proszę bardzo, Hermiono. Droga wolna! Możesz śmiało wynosić się z mojego życia.
Odwrócił się, by wyjść na balkon i wszystko przemyśleć. Usłyszał szloch dziewczyny i szczęk otwieranego zamka. Kiedy się odwrócił jej już nie było.
            Wiedział, że gdyby umiał panować nad sobą, to w tej chwili nigdy nie wypowiedziałby takich słów. Gdyby wiedział, co się stanie, to nigdy nie pozwoliłby jej opuścić tego domu.
Teraz jednak było za późno. Ona odeszła, a on jej pozwolił.
Pociągnął alkohol prosto z butelki.
Może trunek nie usunie wszystkich jego problemów, ale pozwoli zapomnieć na jakiś czas.

            Hermiona szła załamana, cała we łzach. Nie wiedzieć czemu, miała przeczucie, że wszystko się skończyło. Że już niczego nie da się naprawić. Pozwolił jej wynieść się z jego życia. Dlaczego to tak cholernie bolało? Dlaczego miłość musiała wiązać się z aż takim cierpieniem?
Szła szybko ulicą, ledwo widząc przez łzy.
Wszystko się skończyło.
Została sama.
            Wiedziała, że nie chce wracać z powrotem do Dracona, ale nie miała innego wyjścia. Musiała zabrać swoje rzeczy i wrócić do domu. Do ich wyjazdu zostało jeszcze pięć dni, ale nie zapowiadało się, by spędzili je w swoim towarzystwie. Tutaj ich drogi się rozchodziły.
            Nagle usłyszała warkot silnika. Odwróciła się i oślepiły ją światła jadącego samochodu. Następne, co poczuła, to mocny ból i uderzenie w głowę.
Usłyszała jak ktoś wychodzi z samochodu i przerażony dzwoni po karetkę.
Zrobiło jej się ciemno przed oczami… Wszystko wydawało się rozwiewać.
Świat, i wszystko, co ją otaczało ucichło.
Poczuła jak zatraca się w nicość.

~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam ponownie :D Zaraz pewnie dostanę nagany za ten rozdział przez to, do czego w nim doprowadziłam, ale co tam! Ja raczej jestem z niego całkiem zadowolona, ale to pewnie dlatego, że odkąd dodałam ostatni rozdział, to rozpierała mnie taka wena, że napisałam ten i jeszcze miniaturkę. Co do miniaturki, to nie wiem, czy ją udostępnię, bo jest trochę dziwna. Oczywiście jest ona o mojej ukochanej parze Dramione. Także jeśli ją dodam, to dopiero po zakończeniu tego bloga, a została mi jeszcze jedna notka i epilog :)
Pozdrawiam

Sheireen ♥