czwartek, 30 maja 2013

Myślodsiewnia


Hermiona czuła się trochę niezręcznie i niekomfortowo w towarzystwie Cormaca. Nic a nic się nie zmienił. No, co najwyżej mógł podrosnąć, nabyć więcej mięsni i cofnąć się w rozwoju. Najwidoczniej jedyną wiedzę jaką posiadał był Quidditch. Wciąż gadał o nadchodzącym meczu. Miał nadzieję zagrać na pozycji obrońcy, bo Ron będzie nieobecny podczas gry. Mówił coś właśnie na temat składu drużyny Gryffindoru. Uważał, że Harry niezbyt dobrze wybrał  zawodników i on by to zrobił lepiej.
- Słuchaj, Cormac, czy ty się przypadkiem nie zapominasz? To Harry jest kapitanem i on decyduje.
- Dlatego też Weasley jest w drużynie. Gdyby nie był przyjacielem Pottera nie byłby w składzie.
- Był lepszy na próbach – powiedziała.
- Jestem od niego lepszy tylko wtedy coś się stało z moją miotłą – poskarżył się.
- Och, rozumiem – odparła i uśmiechnęła się lekko w duchu. Sama przecież złamała regulamin, by pomóc Ronowi w zdobyciu pozycji obrońcy. Dobrze, że nikt poza Harrym tego nie wiedział. Swoją drogą ta paplanina Cormaca zaczęła ją męczyć i powoli żałowała, że zdecydowała się na poświęcenie dla niego jej drogocennego czasu. Usiedli na ławce na błoniach.
- Zamówiłem nową miotłę – powiedział zadowolony – Jak będziesz chcieć to pozwolę ci się nią przelecieć, ale ostrożnie. Miotła jest dla mnie najważniejszą rzeczą – uśmiechnął się. Był całkiem przystojny, ale zbyt pewny siebie. Zupełnie jak Malfoy – przeszło jej przez myśl. Tyle, że Malfoy jest inteligentny, a rozmowy z nim nie ograniczają się tylko do quidditcha. Można by powiedzieć, że z Draconem mogła porozmawiać prawie o wszystkim. Był jak przyjaciel.
- Cudownie – odpowiedziała głosem pozbawionym wszelkich emocji. Cormac chyba nie zwrócił uwagi na jej znudzenie malujące się bardzo dokładnie na twarzy i zaczął mówić o wszystkich cechach jego nowiusieńkiej miotły. Hermiona zaklęła w duchu. Za jakie grzechy wybrała McLaggena? Cóż, może dlatego, że tylko przy Gryfonie, Malfoy może odczuć konkurencję. Chociaż Hermiony zdaniem Ślizgon był atrakcyjniejszy. I głupi! Fałszywy i podły! Rozejrzała się po błoniach, bo dziwnie się poczuła. Jej instynkt nie zawiódł i tym razem. Malfoy właśnie wyszedł na błonia z uwieszoną u boku Astorią i usiadł niedaleko nich na ławce. Czy on sobie z niej kpi? Zmrużyła oczy. Przybliżyła się do Gryfona, który nawet nie zdawał się tego zauważać. Kiedy Astoria weszła Malfoyowi na kolana poczuła jak krew się w niej gotuje. Musiała zrobić Malfoyowi na złość. Była pewna, że on to samo robi jej. Chce dopiec mu do żywego. Objęła za szyję zdziwionego McLaggena i usiadła na jego kolanach okrakiem. Nigdy w swoim całym życiu, by się na to nie odważyła. Ale teraz pora na lekkie zmiany. Potrafiła zdobywać coś rozumem, ale czyny też muszą kiedyś wejść w rolę. Gryfon zdziwił się z początku jej zachowaniem, ale szybko się uśmiechnął. Hermiona pomyślała o tym, co robi. To zachowanie w ogóle nie pasowało do Gryfona. Prawdziwy Gryfon nigdy nie wykorzystałby człowieka do swoich celów. Dążyłby sam nawet jeśli podkładano mu kłody pod nogi. Chrzaniła to. Przedziały między domami nie istnieją. Każdy może się zmienić lub po prostu odkrywać swoje nowe cechy. To sortowanie uczniów patrząc na ich charaktery i pochodzenie. Niby wszyscy w Slytherinie są tacy sami – przebiegli i aroganccy. Przecież istnieją całkiem fajne osoby z tego domu. Tak samo było z Gryffindorem. Nie każdy Gryfon był odważny i miał swój honor. Założyłaby się też o wszystko, że nie każdy w Ravenclawie jest mądry. W tej chwili przedziały przestały się dla niej liczyć. Była sobą z lekkimi zmianami. Malfoy obserwował Granger i jej poczynania znad ramienia Astorii, która była niezwykle zajęta tuleniem się do niego. Draco wiedział, w co też pogrywa, ale to nie miało znaczenia. Myślał, że będzie używać umysłu przeciw niemu i czuł się bardzo pewnie, kiedy przyszedł z Astorią do Wielkiej Sali, ale uznał, że się przeliczył. Granger była naprawdę poważnym przeciwnikiem. Odpłaciła mu tym samym, co sprawiło, że na sam widok Gryfonki z innym facetem robiło mu się gorąco, a dłonie świerzbiły. Chciał pokazać McLaggenowi, gdzie jego miejsce, ale opanował się. Nie da Granger tej satysfakcji. Obserwował jak Cormac kładzie dłonie na jej biodra. No nie! Granger jest moja! Potężny Gryfon pocałował Hermionę w szyję. Tego było za wiele. Draco odepchnął od siebie Astorię i pociągnął ją za sobą. Szedł dość szybkim krokiem w stronę pary.
- Proszę, proszę – powiedział chłodno – Kogo my tu mamy.
Hermiona z lekkim ociąganiem (co cholernie podniosło mu ciśnienie) odwróciła się do niego wciąż tkwiąc w ramionach Cormaca.
- Szybko zmieniasz obiekty zainteresowań, Granger – rzucił krótką uwagę.
- Nie szybciej niż ty, Malfoy. Możesz iść? Jestem zajęta.
- Właśnie widzę. I nie, nie mogę odejść – czemu ona wciąż tkwi w ramionach tego McLaggena?!
- Lepiej odejdź Ślizgonku, zanim moje mięśnie cię dopadną – zagroził mu Cormac. Draco uśmiechnął się szyderczo.
- To ciekawe. Gdybyś miał jeszcze trochę mózgu to może i bym się bał.
Draco zastanawiał się, co było między tą dwójką. Przecież gdyby nie byli wcześniej lub (nie daj Merlinie!) przez cały czas w dobrych kontaktach to nie sądził, żeby Cormac dał tak szybko się uwieść.
- Smoczku, chodźmy od nich. Cuchnie tutaj szlamem – uśmiechnęła się pięknie i wrednie Astoria.
- Idź beze mnie, króliczku – mruknął, a Astoria oburzona odeszła. Hermiona parsknęła niekontrolowanym śmiechem, co go zdziwiło.
- Z czego się głupio cieszysz, Granger?
Nie otrzymał jednak odpowiedzi. Hermiona była rozbawiona. Króliczku? Czy to jakiś taki żart? Mógł się przynajmniej bardziej postarać, jeśli chciał ją zdenerwować. Poczuła silny uścisk Ślizgona na ramieniu. Szarpnął ją w swoją stronę, gdzie trafiła w jego ramiona. Przestała się śmiać.
- No dalej, Granger, co cię tak rozśmieszyło? – łypnął groźnie na McLaggena, który prężył mięśnie.
- Twoja osoba, Malfoy. To zadziwiające jaki potrafisz być romantyczny. Króliczku? Świetny żart.
- My chyba musimy pogadać – warknął. Hermiona miała coś odpowiedzieć, kiedy potężny osiłek wstał, złapał ją za rękę i pociągnął w swoją stronę. Uścisk Ślizgona również był silny, więc stała między nimi i czuła się rozszarpywana. Chłopcy wyglądali, jakby kłócili się o ważną dla nich obojga rzecz. Wkurzyło ją to.
- Idź do siebie, Malfoy, bo nie ręczę za swoje odruchy – warknął McLaggen.
- Nie podskakuj, kretynie. Chcę pogadać z Granger na osobności.
- Powinienem być obok nie uważasz?
- A to niby dlaczego? – zadrwił.
- Bo dostałem drugą szansę u tej dziewczyny i nie zamierzam jej zmarnować.
Hermiona oczekiwała, że Malfoy wyśmieje Gryfona, ale Ślizgon spojrzał na nią chłodno. W jego szarych oczach panowała najprawdziwsza burza.
- Byliście razem? – spytał cicho. Za cicho…
- Nie! – zaprzeczyła.
- Tak! – odparł Cormac. Hermiona odwróciła się w stronę Gryfona.
- Nigdy nie byliśmy razem – wydukała – To, że poszliśmy wspólnie na przyjęcie do Slughorna nic nie znaczy.
- Nie wykręcaj się – warknął Cormac – Kiedy złapałem cię pod jemiołą...
Dla Malfoya tego było za wiele. Ten kretyn był kiedyś z Hermioną. Owszem, to było kiedyś, ale teraz znów jej zagraża. On całował Granger. Całował się z jego Granger. Odepchnął stanowczo dziewczynę obok i grzmotnął z całej siły Cormaca w nos. Po chwili po twarzy chłopaka zaczęła lecieć strużka krwi. Natarli na siebie jak dwa rozwścieczone byki.
- Tylko nie nos! – ryknął.
- Złamany, czy nie i tak ci nic nie pomoże – warknął Malfoy.
- DOŚĆ! – krzyknęła wściekła Hermiona. Przy pomocy zaklęć manualnych rozłączyła bijących się chłopaków, ale troszkę za mocno. Oboje odlecieli i mocno potłukli się o trawę. Zakryła usta ręką i rzuciła się biegiem w stronę Malfoya. Zatrzymała się w połowie drogi i chciała zawrócić do McLaggena, ale oboje zauważyli, do kogo pierwsza podbiegła Granger. Ślizgon uśmiechnął się kpiąco do Gryfona. Dziewczyna obrzuciła go chłodnym spojrzeniem i podeszła do Cormaca. Podała mu rękę i podciągnęła z trawy. Nie zwracając uwagi na podnoszącego się Malfoya ruszyła pod ramię z McLaggenem prosto do zamku. O co mu do cholery chodziło? Najpierw leci do Astorii i próbuje jej zagrać na nerwach, a teraz rzuca się o to, że ona robi to samo. Przecież ma prawo do tego, prawda? Nie są razem i nigdy nie byli. Zacisnęła mocniej rękę Gryfona ze złości.
- Nie przejmuj się nim, ja jestem w pobliżu – pocieszył ją chłopak. Hermiona wcale nie poczuła się lepiej. Co jej po obecności Cormaca, skoro Malfoy jest nieobliczalny i zawsze może ponownie dojść do czegoś takiego jak przed chwilą. Wolała nie wiedzieć, co znów wymyśli Ślizgon. Przeszedł sam siebie. Westchnęła ciężko i zostawiając McLaggena weszła do dormitorium dla dziewcząt.

Ginny przyglądała się swojemu odbiciu w lusterku i była zachwycona. I zarazem przerażona. Blaise zauważył jej przemianę i lekko się o nią zaniepokoił. Spojrzała na swoje ostre jak igły kły. Przez nie nieźle sobie poraniła usta. Musiała się pilnować. I prawie wygadała się Hermionie. Nie chciała na razie nic mówić przyjaciółce, ale uznała, że to chyba będzie konieczne. Od rana nic nie jadła. Próbowała przegryźć coś, ale nic nie przechodziło jej przez gardło. Jedynie zwykła woda, ale ona też była jakaś dziwna w smaku. Potrzebowała zaspokoić swoje pragnienie. Teraz w tej chwili! Nie wytrzymywała. Kręciło jej się w głowie. Wiedziała, czego jej potrzeba. Przecież była wampirem. Przeraziła ją ta myśl. Ona jest niebezpieczna dla otoczenia! Będzie musiała poradzić się Hermiony. Tylko jej całkowicie ufała i wierzyła, że ta znajdzie jakieś wyjście. Clemense wpadła do dormitorium i spojrzała na nią dziwne. Szybko się zreflektowała i spytała.
- Jak wyglądam w tej sukience? Umówiłam się i chciałabym wyglądać dobrze… - oznajmiła. Miała na sobie jasnoniebieską sukienkę z paroma diamencikami na dekolcie.
- Wyglądasz pysznie – skomentowała Ginny. Ugryzła się szybko z język, co sprawiło, że skaleczyła go o kły. Zaklęła w myślach – To znaczy, ten ktoś na pewno chciałby cię schrupać. Wyglądasz świetnie.
- Dzięki. Życz mi szczęścia! – uśmiechnęła się i przytuliła szybko Ginny. Ruda poczuła niezwykle intensywny zapach. Szybko się zbrzydziła. O czym ona na Merlina myśli?! Odwróciła się i spojrzała jeszcze raz w lustro, kiedy Clemense wybiegła z pokoju szczęśliwa. Niezwykle ciemne i wygłodniałe oczy. Czerwone usta i blada cera kontrastująca się z jej płomiennorudymi włosami. Zaraz zwariuje. Była tego pewna. Szybkim krokiem doszła do drzwi, a następnie wyszła z Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Zapach ludzi był dla niej bardzo intensywny. Szybko wyczuła kogoś niedaleko niej w jakimś pustym korytarzu. Zobaczyła chłopaka o ciemnych włosach. Poruszała się niezwykle cicho, ale i tak ją wyczuł. Spojrzał na nią swoimi ciemnoniebieskimi oczami i Ruda przez chwilę się zatrzymała. Skądś go kojarzyła. Nie miała ochoty się jednak zastanawiać. Przywołała chłopaka palcem. Ten jak zahipnotyzowany ruszył w jej stronę. Kiedy był już dostatecznie blisko, silnym ruchem wepchnęła go do pustej klasy i natychmiast wtopiła kły w jego szyję. Poczuła jak ciepła ciecz spływa go jej gardła. Tego potrzebowała. Najgorsze było to, że nie zaspokajała pragnienia, ale jeszcze bardziej się ono potęgowało. Usłyszała w swojej głowie głos Galii.
- Wystarczy! Ginny, przestań, bo go przemienisz!
Ginny natychmiast się odsunęła, chociaż było to dla niej bardzo trudne. Spojrzała na chłopaka. Był nieprzytomny. Dopiero teraz go rozpoznała. To był Daniel Roswell. Ten sam, z którym chodziła Hermiona na początku roku. Odsunęła się przerażona, widząc nakłucia na jego skórze. Wybiegła z klasy i szybko wpadła do dormitorium Hermiony. Wiedziała, że dziewczyna nie obrazi się, jeśli z niego skorzysta. Tutaj będzie mieć spokój i będzie z dala od spojrzeń innych. Zatrzasnęła za sobą drzwi i odgarnęła rude kosmyki włosów za ucho. Dostrzegła Hermionę siedzącą na łóżku w dresie. Dookoła niej porozrzucane były książki i pergaminy. W ręku trzymała jabłko, które utkwiło z połowie drogi do ust, gdy Ginny wpadła do pokoju. Hermiona wpatrywała się w nią zamurowana. Dosłownie osłupiała.
- Ginny? Dlaczego ty masz krew na koszuli? – spytała słabym głosem, a Ginny spojrzała na swoją bluzkę. Na kołnierzyku widniały szkarłatne kropelki i plamki krwi. Jeszcze świeżej. Poczuła jak robi jej się duszno. Natychmiast zemdlała.

Draco siedział wściekły w bibliotece. Podwójnie wściekły. Po pierwsze dlatego, że przez swoją głupotę i chęć zdenerwowania Hermiony doigrał się i teraz może ją stracić, a po drugie dlatego, że przez rozmyślania o tym nie mógł się skupić na nauce. Jego oczy bezwiednie spacerowały po literach, ale za nic nie rozumiał tego, co czyta.
- Niech to szlag! – warknął, czym zwrócił na siebie uwagę Blaise’a.
- Nie no, stary, próbuję się uczyć – oznajmił Diabeł.
- I tak to ci nic nie pomoże.
- Stwarzam pozory – uśmiechnął się – No więc?
- Co? – zdziwił się widząc minę kumpla.
- Smoku, dlaczego jesteś takim kretynem i robisz to Mionie? – warknął Zabini.
- To ona chodzi z McLaggenem!
- Bo ty chodzisz z Greengrass! – syknął.
Draco odsapnął wściekły. Ta wymiana zdań do niczego sensownego go nie doprowadzi.
- To ona kazała mi iść do Astorii, a więc proszę bardzo. Zrobiłem jej na złość.
- Aleś ty głupi – skomentował Blaise i wywrócił oczami – Granger jest o ciebie zazdrosna tak samo jak ty o nią, ale ona nie pokazuje tego w ten sam sposób, co ty.
Draco milczał. Granger zazdrosna o niego? To chyba jakieś żarty. Przecież gdyby jej zależało to nie umówiłaby się z Gryfonem. Gdyby mi zależało nie poszedłbym do tej głupiej Greengrass. Ale jemu do cholery zależało! To Granger była nieznośna. Zawsze wszystko psuła. A już mogło być dobrze. Nie, nie mogło, bo do cholery jasnej obroniła tego rudego idiotę, Weasleya. Blaise jakby czytał mu w myślach.
- Wkurzyłeś się na nią tylko o to, że obroniła swojego przyjaciela?
- Uważasz, że to jej przyjaciel?
Blaise kiwnął głową.
- Zawsze nim będzie. Nie powinieneś zmuszać jej do tego, by wybierała między tobą a nim.
- Nie powiedziałem jej, żeby między nami wybierała! – oburzył się.
- Ale ona tak to odebrała.
- Skąd ty tyle wiesz? – zmrużył oczy. Blaise uśmiechnął się lekko.
- Nie tylko ty z nią gadasz, Smoku.
- Spotykasz się potajemnie z Granger?! – warknął. Diabeł się roześmiał.
- Nie potajemnie, bo nie mamy nic do ukrycia. Ona cierpi przez ciebie Draco, nie wiem, jak możesz do tego doprowadzać. Miona jest serio jedyną normalną dziewczyną jaka ci się trafiła – skomentował na poważnie. Smok zastanowił się nad słowami przyjaciela. Może rzeczywiście źle postąpił z Hermioną?
- Ale ona wybrała Weasleya! Sama wyszła nie chcąc ze mną rozmawiać.
- Bo ją wyprosiłeś, kretynie – zauważył czarnoskóry. Draco zaklął pod nosem. To tylko i wyłącznie jego głupota. Nigdy zbytnio nie zastanawiał się nad tym, co robił, bo jeśli coś zepsuł to za pieniądze mógł sobie kupić nową, lepszą rzecz. Jeśli chodzi o dziewczyny, to o te nadzwyczaj się nie starał. Przecież zawsze mógł je ponownie oczarować lub po prostu zdobyć nową. A teraz chodziło o Granger. O dziewczynę niezwykle trudną do zdobycia i zrozumienia. Myślał przez dłuższy czas nad tym, co powinien zrobić, by odwrócić sytuację i wyjść z niej z twarzą. Po chwili już wiedział i uśmiechnął się perfidnie pod nosem.
- Widzę, że coś zrozumiałeś i w twojej głowie narodził się paskudny plan – zauważył Blaise.
- Taaak. Dzięki, Diable – zrobił tajemniczą minę i wrócił do czytania książki. Wiedział co robić. Miał już pewien plan. W końcu nie przypadkowo był Ślizgonem znanym z przebiegłości.

Hermiona podniosła nieprzytomną dziewczynę i ułożyła ją na łóżku.
- Aguamenti – powiedziała i twarz Ginny oblała zimna woda. Ruda od razu się przebudziła. Zobaczyła Hermionę i zerwała się oddalając się jak najdalej od Gryfonki.
- Nie podchodź do mnie lepiej, Herm – oznajmiła. Hermiona zmarszczyła brwi.
- O co chodzi, Gin?
- To długa historia…
- Mam czas – przerwała jej.
- Pewnie uznasz, że jestem głupia, że się na to zdecydowałam… - ciągnęła.
- Ginny, na Merlina siadaj obok mnie i opowiadaj, co się stało! – ponagliła ją brązowowłosa. Ginny westchnęła. Usiadła na samym rogu łóżka. Bała się zrobić krzywdę Hermionie. Nie chciała jej narażać na niebezpieczeństwo. A jaka już była prawda. Stała się niebezpieczna i coraz bardziej dziczała. Niedługo może nawet nie panować nad sobą i nad tym, co robi. Galia powiedziała jej, żeby przestała. Więc duch dziewczyny wciąż w niej jest? Podpowiada jej jak się nauczyć obsługiwać tak cenny dar? Pff, cenny! Tyle już kłopotów jej narobił, a to dopiero początek. Opowiedziała jej o wszystkim. O tym jak przyjęła nieświadomie ducha Galii i jak dziewczyna nawiedzała ją, przez co nie mogła zasnąć. Na koniec przyznała się do swojej decyzji i o tym jak stała się wampirem. Nawet na tą wiadomość Hermiona nijak nie zareagowała. Miała poważną minę i zdawało się jakby jej myśli płynęły w jej głowie z prędkością światła. Ginny zawiesiła głowę i przyznała się do tego, że zaatakowała człowieka, którym był Daniel.
- Ten Daniel? – szepnęła Hermiona. Ginny kiwnęła głową. Powiedziała też, że pod wpływem przerażenia wynikającego z jej czynów zostawiła nieprzytomnego chłopaka w pustej klasie.
- Musimy coś z tym zrobić, Ginny. Gdybyś mi powiedziała wcześniej, może i bym coś poradziła, ale teraz nie ma dla ciebie ratunku. Tak czy inaczej musimy potrenować panowanie nad twoją mocą i wampiryzmem. Nie będzie to łatwe, ale zrobię wszystko, by ci pomóc – powiedziała stanowczo.
- Przepraszam cię… i dziękuję - szepnęła ruda.
- Nie masz za co – odparła brązowowłosa – Myślę, że Blaise też powinien się o tym dowiedzieć. On również może ci pomóc.
- Och nie! Błagam, Herm on nie może się dowiedzieć! – zerwała się mała osóbka z łóżka.
- Ginny, tak będzie lepiej. Wtedy będę miała wsparcie w nim i nie będę sama.
- Nie może to być ktoś inny? – spytała rozpaczliwie.
- Harry, Clemense? Nie sądzę. Ginny nie daj się prosić! – nalegała Hermiona. W końcu po dłuższych przekonaniach Ginny zgodziła się wyjawić prawdę Blaiseowi. To nie będzie łatwe. Tego była pewna. Wampiryzm może z każdą sekundą coraz bardziej opanowywać Ginny. Musiała pomóc przyjaciółce. Nie może jej zostawić w potrzebie. Westchnęła w duchu. Kolejne problemu spoczywające na jej barkach. Miała nadzieję, że pod koniec roku szkolnego wszystko się ułoży. Albo żeby przynajmniej zdała wyjątkowo owutemy. Nauka była dla niej niezwykle ważna. Teraz jednak nie miała na nią ochoty. Usiadła w kącie w wygodnym, czerwonym fotelu i otworzyła książkę jej ulubionej autorki Venetii Noks*. Pokładała w tej autorce wielkie nadzieje i wierzyła, że osiągnie ona sukces. Uwielbiała czytać jej twórczość. Pierwszą książkę pochłaniała już piąty raz, ale nie potrafiła się powstrzymać. Vanetia pisała bardzo wciągająco. Hermiona wiedziała, że w młodym wieku osiągnęła sukces i z pewnością doskonale będzie jej się układać w pisarstwie. Zatopiła się w lekturze. Ginny leżała na łóżku i wpatrywała się w płomienie skwierczące w kominku. Na dworze było ciemno i ciepły, marcowy dzień przerodził się w niezwykle chłodną noc. W pokoju zaległa cisza. Można było usłyszeć Śnieżynkę, która oddychała i spała na swoim posłaniu obok kominka. Zwierzątko zwinęło się w kłębek i śniło, beztrosko poruszając co jakiś czas długimi uszkami. W tym samym czasie na błoniach wesoło śmiali się i przechadzali Clemense z Harrym. Wybraniec nie wiedział, czy postępuje słusznie. W końcu Clemense jest byłą dziewczyną Rona. Nie powinien się z nią spotykać. Ale w tej wili było coś wyjątkowego. I nie chodziło tutaj o te głupie czary. Miał nadzieję, że nie pożałuje swojej pochopnej decyzji… Niedaleko nich w lochach za zimną, kamienną ścianą siedzieli trzej Ślizgoni. Rozmawiali w odległym kącie nie przejmując się pozostałymi mieszkańcami Domu Węża. Pansy patrzyła z pretensją na Dracona, który ledwo co pozbył się przed chwilą uciążliwej Astorii. Miała mu za złe, że jest taki lekkomyślny i wciąż nie dorósł. Skoro mu zależy na tej Granger to dlaczego jej tego nie pokaże całkowicie? Co niby ta dziewczyna ma pomyśleć? Najpierw mówi jej, że jest dla niego najważniejsza, a chwilę później włazi na oczach wszystkich do WS z inną laską uwieszoną na ramieniu. Martwiła się o niego. Zaczęła już traktować Smoka jak swojego brata i chciała, by wreszcie znalazł swoją drogę. Bawił się i korzystał z życia po tylu latach bycia pod ręką ojca, ale musiał też to życie sobie zaplanować, prawda? Rozmawiała już z nim na ten temat, ale ten chyba zbytnio nie przejął się jej słowami. Nabijał się razem z Blaisem z jakiegoś ucznia i zupełnie ją ignorował.
- Jesteście jak dzieci! – warknęła płaczliwym głosem i odeszła od nich obrażona. Musiała pogadać z Hermioną. Nie wiedziała o czym, ale potrzebowała rozmowy z tą dziewczyną. Może dlatego, że była ona równie ważna dla Draco teraz jak ona kiedyś? To dziwne jak każdy zmienił się w tym roku przez tą dwójkę. Nawet ona nie gardziła już Gryfonami i uczniami z innych domów. Tymczasem była jednak zmęczona i potrzebowała snu oraz odetchnięcia od nie swoich problemów. Zamknęła za sobą drzwi i poszła zażyć kąpieli w czarnej łazience ze szmaragdowymi akcentami. Weszła do wielkiej, białej wanny i odkręciła srebrny kurek. Odetchnęła głęboko, kiedy do jej nozdrzy dostał się odświeżający sosnowy zapach. Zamknęła oczy i rozkoszowała się bezgraniczną ciszą.

Draco siedział już w swoim prywatnym dormitorium. Po tym jak pożegnał się Blaisem mocnym uderzeniem w plecy nie mógł przestać myśleć o słowach Pansy. Rzeczywiście zachował się jak dziecko. Miała całkowitą rację. Co też Granger mogła sobie pomyśleć? Najpierw całuje ją, daje drogi prezent i mówi, że jest najważniejszą osobą w jego życiu i zależy mu na niej, a parę dni później już znajduje sobie inną. Tyle, że Granger przecież jest twarda i chyba się tym jakoś nie przejęła skoro robiła mu na złość? Gdyby naprawdę cierpiała, to chyba schowałaby się i nie pokazywała nikomu na oczy wypłakując łzy? Po raz pierwszy zdał sobie całkowitą sprawę, że on w ogóle nie zna tej dziewczyny. Źle się z tym poczuł. Przebywali przecież ze sobą tyle czasu. Tyle długich miesięcy. Co z tego, że wiedział jaki jest jej ulubiony kolor, muzyka i książki, skoro nie znał jej z charakteru? Nie mógł przewidzieć tego jak się czuje. Tak nie powinno być. Poczuł pustkę w sercu. Zaczął tęsknić za Granger. Za jej bliskością, za jej śmiechem, za ciepłymi, brązowymi oczami i miękkimi lokami. Idiota. Był totalnym idiotą. Jeden dziecinny wybryk i już jej nie miał. Jedna chwila, która zepsuła wszystko, co może być naprawiane długie tygodnie lub w ogóle nie będzie się dało tego naprawić. Przypomniał sobie ich wspólnie spędzone chwile. Pamiętał je bardzo dokładnie, ale i tak chciał się poczuć tak, jakby znów tam był. Wyciągnął marmurową myślodsiewnię i wpuścił do niej swoje wspomnienia. Bez wahania wpłynął w nie.

Sceny przemywały mu przed oczami tak bardzo wyraźnie. Obrazy z ich dzieciństwa, wzajemne dogryzanie sobie i obrażanie się. Wydarzenie w Malfoy Manor, rozpaczliwy krzyk dziewczyny. Później scena wojny. Ponowny widok martwych ciał i Granger leżącej na posadzce pełnej gruzu, Bellatriks biegnąca do niej i śmiejąca się szyderczo. Scena, w której jej pomógł.
- Po co miałbyś dotykać nic nie wartej szlamy? – jej głos dochodził jakby z daleka, gdy okrutne wydarzenia bitwy śmigały mu przed oczami. Obraz się zamazał i zobaczył samego siebie śmiejącego się z Granger stojącej przed murem i rzucającą przekleństwa. Wtedy pierwszy raz dostrzegł jak bardzo jest ładna. Następnie scena u Madame Malkin.
- Malfoy, ty podły, zadufany w sobie, pieprzony arystokrato… Jesteś zwykłą świnią i jeśli możesz to odwróć się i weź swoją dupę w troki. Gdybyś obraził mnie to jeszcze bym darowała, ale nie wasz się obrażać moich przyjaciół, jasne?
- Jak chcesz, Granger. Teraz odejdę, ale nie myśl, że w przyszłości tak łatwo się mnie pozbędziesz
Ich głosy szumiały mu w głowie, która zaczynała pulsować bólem. Ponowne zamazanie obrazu. Czarna mgła kształtująca się w kolejne wydarzenie. Stał w pociągu i patrzył jak Gryfonka wywala go z przedziału oraz jego wściekłą minę. Obraz Hermiony policzkującej Weasleya i widok dziewczyny siedzącej na drewnianym pomoście i wypłakującą oczy. Cała zmoknięta i drżąca z zimna. Chwilę później wskoczyła na drzewo w postaci wielkiej, czarnej pantery. Nie mógł się nie uśmiechnąć, widząc swoją zaskoczoną minę i satysfakcję na twarzy Gryfonki. Bez znudzenia przyglądał się jak siedzą w kompletnej ciszy i nie odzywają się do siebie. Do tej pory nie wiedział, co w niego wtedy wstąpiło, że siedział przy Granger i marnował czas. Teraz zrozumiał. To nie było marnowanie czasu. Żadna sekunda z Granger nie była marnotrawstwem. Z uśmiechem przyglądał się jak wrzeszczą na siebie, aż w końcu dziewczyna rzuca w niego jego marynarką i zeskakuje, by mu przywalić. Scena się zmieniła. Podłoże pod jego nogami znów się utworzyło. Znów znalazł się na błoniach. Obserwował jak wrzuca rozwścieczoną Hermionę do wody. Dziewczyna wynurza się i zaczyna na niego wrzeszczeć.
- Mówiłam już, że cię zabiję? – powiedziała z groźbą w głosie.
- Nawet krzyczałaś
Ich głosy znów zabrzęczały mu w głowie. Nagle ujrzał jak podaje rękę dziewczynie, a ta wciąga go pod wodę i sama wyskakuje na pomost ze śmiechem. Jej śmiech był taki dźwięczny i cudowny. Przypomniał sobie, że wtedy po raz pierwszy uznał, że mógłby go słuchać godzinami. Chwilę później dostrzegł siebie samego i Granger jako malutki punkcik na horyzoncie. Dziewczyna przytulała się do niego. Przypomniał sobie jak się wtedy bała wody i głębokości. I wtedy dopadła go myśl. Kiedy leżał z dziewczyną na pomoście i rozmawiali, przypomniał sobie spokój wymalowany na jej twarzy. Obiecał sobie wtedy, że już nigdy nie będzie przez niego płakać. Że nigdy jej nie skrzywdzi.
- Nie… - powiedział sam do siebie. Tyle razy przez ten czas ją skrzywdził. Tyle się działo. Nie zwracał już uwagi na to, że wciąż przenosi się we wspomnieniach. Jak obrazy ich szlabanu i wspólnego balu przepływają mu przed oczami. Ich pierwszy pocałunek. Widok odciśniętej ręki na policzku dziewczyny, uderzonej przez Daniela i jego gniew. Bójka i jego szlaban. Wypłynął ze wspomnień. To było dla niego zbyt bolesne.

Nachylił się nad myślodsiewnią i zamknął oczy. Tyle razy skrzywdził Granger, chociaż obiecał sobie, że nigdy do tego nie dopuści. Poczuł wielką tęsknotę za nią. Zachował się wobec niej okrutnie. Musi to odkręcić. Inaczej straci u siebie w oczach. Ta dziewczyna jest wyjątkowa. Nie zasługuje na takie traktowanie. Spojrzał na zegar stojący na kominku. Za pięć minut wybije północ. Nie był jednak śpiący. Usiadł w zielonym fotelu i nalał sobie kieliszek Ognistej Whisky. Musiał jeszcze raz wszystko przemyśleć. 

~~~~~~~~~~~~~~~ 
Proszę bardzo ;) Jak obiecałam tak jest nowy rozdział. Na razie niesprawdzany, ale za chwilę się za to wezmę. Jeśli chcecie mi ułatwić robotę i znaleźliście jakieś błędy to proszę Was, piszcie o nich. Mam nadzieję, że nie zawiodłam. To już 40 rozdział i jest dla mnie wyjątkowy. Chciałam w nim umieścić skrawki wcześniejszych rozdziałów jako przypomnienie. Powrót do przeszłości. Jak zauważyliście pewnie wspomniałam tutaj drogą Vanetię Noks jako autorkę książki czytanej przez Hermionę. A więc mam coś na ten temat do powiedzenia. 
Droga Venetio! Twój epilog mnie oczarował. Mimo szczęśliwego zakończenia i tak zrobiło mi się bardzo smutno na duszy. Twój blog jest najlepszym jaki czytałam. Bardzo Ci dziękuję za wyróżnienie mnie wśród innych Twoich czytelników. To dla mnie zaszczyt nie do opisania. Osiągnęłaś wielki sukces, o którym niektórzy mogą tylko pomarzyć i w Ciebie wierzę. Napisałam to od siebie już we fragmencie rozdziału jako przemyślenia Hermiony. Życzę powodzenia w pisaniu nowego bloga. Pozdrawiam Cię i życzę weny.
Sheireen ♥
Co do moich czytelniczek to też dodam coś od siebie. Wytrwaliście ze mną już przez 40 rozdziałów. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszych czytelników. Miałam swoje wzloty i upadki i zawsze przy mnie byłyście. Dziękuję Wam za to :*
Pozdrawiam
Sheireen ♥

niedziela, 26 maja 2013

Decyzja


Otworzyła usta, a cała sala zastygła w napięciu.
- Nie… winny – powiedziała tak cicho, że sama ledwo siebie usłyszała.
- Proszę głośniej! – zwrócił się do niej sędzia.
- Niewinny! – odparła stanowczo.
- CO?! – po lewej stronie Malfoy podniósł się z krzesła nie w pełni świadomy tego, co usłyszał. Na sali rozległ się szum. Zdziwienia, wściekłości i ulgi. Pani Weasley uśmiechnęła się do Hermiony, która utkwiła wzrok w podłodze.
- Cisza! Osobiście oświadczam, że kara pana Ronalda Weasleya została skrócona z miesiąca pobytu w Azkabanie do jednego tygodnia. Sprawę uważam za zakończoną! – powiedział stary czarodziej tubalnym głosem. Wszyscy powstawali ze swoich miejsc z zamiarem wyjścia z pomieszczenia. Tylko Hermiona nie drgnęła, wciąż siedząc na krześle. Czy dobrze zrobiła? Oczywiście, że tak. Ron zawsze pozostanie jej bliski niezależnie od tego, co zrobi. Jak nie patrzeć to jej były przyjaciel. Jeśli im się uda, mogą nawet z powrotem stworzyć Złote Trio. Nie, nie żałowała. Teraz weźmie sprawy w swoje ręce. Już dawno powinna tak zrobić. Dzięki niej Ron ma o wiele krótszy pobyt w więzieniu dla czarodziejów. Nie oczekiwała jego wdzięczności. Miała tylko nadzieję, że ich relacje się poprawią.
- Och, Hermiono! Dziękuję!
Ktoś mocno ją przytulił i pocałował w czoło. Hermiona lekko skołowana dostrzegła przed sobą panią Weasley – Dzięki tobie Ron ma krótszy wyrok. Dziękuję ci, nie musiałaś tego robić!
- Chciałam, pani Weasley – uśmiechnęła się Hermiona. Przejechała wzrokiem po tłumie i znalazła go. Patrzył na nią z grymasem na twarzy. Nie był zadowolony. Kiedy spojrzeli sobie w oczy, Malfoy odwrócił się i wyszedł z rozprawy. Razem z Melodią zniknął w tłumie.
- Pani Weasley, ja już muszę się zbierać – wycedziła szybko, byle tylko dogonić Malfoya. Wiedziała, że szykująca się rozmowa nie będzie łatwa.
- Ależ oczywiście, kochana! Mam nadzieję, że wpadniesz do nas z Ronem i Harrym na wakacje – powiedziała pogodnie kobieta i ostatni raz mocno uścisnęła Gryfonkę. Hermiona właśnie miała się wycofać, kiedy wpadła prosto na Harry’ego.
- Hermiono, jestem taki dumny! Myślałem, że już wsadzisz Rona na miesiąc do Azkabanu – powiedział.
- Gdzie on jest? – spytała.
- Właśnie zostanie wywieziony. Jadę z nim – odparł Harry już bardziej ponuro.
- Może ja też…? – zaczęła, ale Wybraniec jej przerwał.
- Lepiej nie. Wolałbym, byś nie była w takich miejscach. Trzymaj się i… - urwał na chwilę – Jak będziesz potrzebować pomocy z Malfoyem, to mów.
I już go nie było. Hermiona natomiast szybko przepchnęła się przez tłum. Malfoy zapewne ruszył w stronę kominków, by teleportować się do szkoły. Musiała go dogonić. Nie było to łatwe zwłaszcza na szpilkach. Przywołała windę i wsiadła do niej. Krata skrzypnęła i powoli zaczęła się zamykać. Och, szybciej! Zdawało jej się, że jedzie tą windą już całe wieki, kiedy nagle otworzyła się ukazując przed sobą wielką fontannę z czarodziejem, czarownicą, centaurem, gobelinem i skrzatem. Stara fontanna, za czasów panowania Voldemorta została zastąpiona tą co kiedyś. Szybko pobiegła ku kominkom i udało jej się go złapać. W tym samym czasie Draco teleportował się za pomocą sieci Fiuu. Nie poczuł, że ktoś go złapał za rękaw. Hermiona lekko się przestraszyła, ale już po chwili wylądowała na dywanie w prywatnym dormitorium Ślizgona, a sam Malfoy ledwie utrzymał równowagę.
- Granger?! Co ty tu na Merlina robisz?! – krzyknął wściekły.
- Aktualnie przez ciebie leżę na podłodze – zaczęła się podnosić i otrzepała się z niewidocznego kurzu.
- Po cholerę za mną szłaś? – warknął – Nie mam ochoty cię widzieć.
- Jesteś na mnie zły, bo nie wkopałam mojego przyjaciela? – podniosła głos i spojrzała mu buntowniczo w oczy.
- Żebyś wiedziała! Ja robię wszystko, by go zamknęli i by zapłacił za to, co zrobił, a ty tchórzysz i bronisz mu dupę!
- Ja nigdy nie tchórzę, Malfoy! Mam honor i jestem uczciwa wobec przyjaciół!
- Przyjaciół?! Ty go nazywasz przyjacielem?! Za to, co ci zrobił?
- Nie chcę do tego wracać – odparła stanowczo.
- Powinnaś się cieszyć, że na niego doniosłem – warknął, a kąciki jego ust podniosły się kpiąco ku górze – Mam nadzieję, że ten tydzień nieźle mu zrobi – dodał i odwrócił się, by iść do łazienki. W Hermionie coś pękło. To Malfoy doniósł na Rona. Powiedział, że ta kara nie będzie zła, że nie zrobi mu nic, co uszkodziłoby Weasleya fizycznie. Dlatego też wybrał Azkaban. Pobyt tam nieźle miesza w psychice nawet najpotężniejszego czarodzieja.
- Ty! Ty podły, podstępny, obrzydliwy Ślizgonie! - ruszyła w jego stronę wściekła. Draco odwrócił się ku niej wciąż z drwiącym uśmiechem na twarzy.
- No co, Granger?
Stanęła bardzo blisko niego. Chciała mu wszystko wygarnąć w twarz.
- Pragniesz tylko nieszczęścia dla tych, których nie lubisz! Jesteś potworem!
- Przesadzasz! Po prostu chcę, by rudy dostał za swoje – powiedział jej lekceważąco w twarz. Hermiona rzuciła mu ostatnie, krótkie spojrzenie i się odwróciła.
- Uciekasz? – spytał.
- Nie. Wychodzę, bo nie chcę już cię widzieć – warknęła.
- No jasne, leć sobie do Weasleya – podszedł do drzwi i otworzył je – Droga wolna.
- Jest w Azkabanie, ty idioto – odparła – Ty lepiej idź sobie do Astorii. Będziecie do siebie idealnie pasować.
- Z największą rozkoszą – posłał jej jadowite spojrzenie.
- Cieszę się bardzo, życzę wam szczęścia! – syknęła i wyszła przy okazji mocno trzaskając drzwiami. Jak ona go nienawidzi! Jest taki podły! Jak mógł?! Targały nią wszelkie, negatywne emocje. Miała ochotę go walnąć w tą pyszałkowatą twarz. Wyszła z lochów i skierowała swoje kroki do biblioteki. Potrzebuje się wyciszyć i uspokoić, a co było najlepszym na to sposobem? Oczywiście, że książki. Kiedy delikatnie otworzyła drzwi i do jej nozdrzy dostał się zapach starych tomów i pergaminów od razu zapomniała o wściekłości. Sięgnęła po pierwszą, lepszą książkę i usiadła w ulubionym kącie biblioteki, gdzie nikt nigdy jej nie przeszkadzał.

Ginny siedziała z Blaisem na błoniach i rozmawiali o wszystkim i o niczym. Ślizgon był zadowolony, że z dziewczyną nic nie jest i już wyszła ze Skrzydła Szpitalnego. Dręczył właśnie patykiem wielką kałamarnicę, która wyciągnęła swoje macki na brzeg. Ginny przyglądała się beznamiętnie na to, co robi. Nie miała ostatnio powodów do żartów. Była przede wszystkim zmęczona. Nocami nie mogła spać, bo nawiedzała ją Galia. Cały czas proponowała jej połączenie ich w jedno. Ona potrzebowała ciała, a Ginny spokoju. Galia obiecała jej, że Ginny po tym procesie wciąż będzie sobą. Co najwyżej może przejąć dary i niektóre cechy dziewczyny. Ginny rozmyślała nad tym bardzo poważnie. Jeśli to miałoby w końcu dać jej spokój to czemu nie? Bała się jednak, że to mogą być jakieś podstępne zamiary wobec niej. A jeśli przyjmie ducha Galii i przy tym straci swoją duszę i przestanie istnieć? Bardzo ją to dręczyło. Nie miała pojęcia jak się zachować. Położyła się na trawie, a lekkie słoneczko i wiatr muskały jej ciało. Blaise właśnie zaczął do niej coś mówić, ale nie usłyszała go, bo momentalnie przysnęła. Od razu nawiedziła ją Galia. Ginny zaklęła w myślach.
- Dziewczyno, daj mi spokój! – krzyknęła wyczerpana.
- Dopiero wtedy, gdy powiesz mi, co z moją propozycją – przypomniała jej dziewczyna.
- Skąd mogę wiedzieć, czy mogę ci zaufać? – spytała niepewnie Ginny.
- Masz moje słowo, a ja cenię swój honor. Jestem bardzo dumna tak samo jak mój ród – odparła wyniośle. Ginny spojrzała na nią uważnie. Dziewczyna wyglądała bardzo młodo. Zupełnie jakby była w jej wieku, ale jej zachowanie… zachowywała się jak typowa dorosła i doświadczona kobieta.
- Co się stanie, jak przyjmę twoją duszę?
Galia uśmiechnęła się.
- Otrzymasz upragniony spokój, a dodatkiem może być parę moich darów…
- Jakich darów? – dopytywała się Weasley.
- To tajemnica – odparła z błyskiem w oku – Nie sądzę, byś pożałowała tej decyzji.
- I właśnie dlatego się obawiam. Wybacz, Galio, ale nie wierzę ci – odparła Ginny i spojrzała w czarne oczy. Czuła się trochę, jakby mogła z nich wyczytać setki minionych lat.
- Albo mi się wydaje, albo u was, czarodziejów istnieje zaklęcie zwane wieczystą przysięgą – powiedziała dusza dziewczyny.
- Owszem, istnieje.
- Daj mi rękę – powiedziała niemal rozkazującym głosem. Ginny zawahała się.
- Co mi da twoja wieczysta przysięga, skoro jak ją złamiesz to nie umrzesz, bo i tak jesteś martwa?
Galia się rozzłościła. Wyglądała jakby miała eksplodować.
- Nie musisz mi o tym przypominać!
Ginny obrzuciła ją czujnym spojrzeniem. Nie wiedziała dlaczego, ale postanowiła przyjąć propozycję Galii. Tak, wiedziała, była głupia, ale miała już dość.
- Będziesz mnie nawiedzać za każdym razem, gdy tylko usnę? – spytała.
- Oczywiście. Nawet jeśli bym już tego nie chciała – warknęła rudowłosa.
Ginny westchnęła. Prędzej czy później i tak padnie ze zmęczenia. To absurdalne, ale zdecydowała się. Co innego jej pozostało? Hermiona? Nie, nie chciała martwić przyjaciółki. I tak już miała sporo na głowie, a jej sprawa jeszcze więcej by jej przysporzyła kłopotów. Nie powinna obciążać przyjaciółki swoimi sprawami. Musi to załatwić sama.
- Zgadzam się, Galio – odarła. Jej głos nie brzmiał normalnie. Rudowłosa dziewczyna spojrzała na Ginny i uśmiechnęła się przyjaźnie. Nawet jej to wyszło.
- Cudnie – wstała i podeszła do Ginewry. Ta od razu zaczęła się zastanawiać, czy dobrze zrobiła.
- Co muszę zrobić? – spytała słabo.
- Tylko to wypić – podała jej malutki flakonik, który wyglądał jakby pływał w nim zamknięty dym.
- Wspomnienie? – zdziwiła się.
- Kawałek mnie – poprawiła ją. Ginny mimowolnie skrzywiła się. Drżącymi rękami wzięła flakonik i odkorkowała go. Dym spłynął do jej ust niczym ciecz. Nic nie poczuła. Galia wpatrywała się w Ginny z dumą i zadowoleniem.
- Za chwilę zacznie działać – odparła z nadzieją w głosie – Po tylu latach w końcu wolna!
Ginny poczuła jakby słaby prąd przeszedł po jej ciele. Dotknęła swojej ręki, która stała się strasznie zimna i bardziej blada niż zwykle.
- Co się dzieje? – przestraszyła się
- Och, to jeden z moich darów. Stajesz się w połowie martwa – dodała z satysfakcją.
- Co?! – Ginny zakręciło się w głowie. Galia uśmiechnęła się. Wiedziała już, że Ginny przyjmie ten dar. Uwielbiała go i cieszyła się z posiadania go. Była wampirem. Tylko wilkołak mógł zabić prawdziwego wampira. Dlatego też rodzice ostrzegali ją przed Remusem. Bali się o nią. Pożałowała swojego nieposłuszeństwa. Tyle czekała, by znaleźć kogoś, kto ją uwolni i da jej upragniony spokój.
- Co ze mną zrobiłaś?! – krzyknęła Ginny. Poczuła się silniejsza i… starsza? Bardziej dorosła?
- Stajesz się wampirem moja droga – wyznała usatysfakcjonowana Galia – Witaj, siostro.
Ginny zakręciło się w głowie. Postać Galii powoli nikła jej przed oczami. W końcu poczuła jakby spadała w otchłań bez dna. Nagle odpłynęła. W końcu doznała upragnionego snu i odpoczynku.

Blaise gadał do Ginny o nadchodzącym meczu. Dokuczył jej, że pewnie Gryfoni przegrają i oczekiwał jakiegoś komentarza z jej strony, ale nie doczekał się. Odwrócił się do tyłu i zobaczył, że Ginny śpi słodko na trawie. Była blada. Podniósł ją z ziemi i stwierdził, że ciało dziewczyny jest strasznie zimne. Ucieszył się jednak, że usnęła, bo mówiła mu, że jest zmęczona z powodu braku snu. Na jej prośbę przemycał nawet eliksir energii, bo eliksir słodkiego snu nic nie zdziałał w jej przypadku. Jednak eliksiry nie działają wiecznie, a nawet po upływie dłuższego czasu działają odwrotnie. Także Ginny po paru godzinach robiła się jeszcze bardziej śpiąca. To nie było dla niej zdrowe i bardzo się o nią martwił. Wszedł do zamku. Zastanawiał się, gdzie położyć Ginny. Pokój Wspólny Slytherinu odpadał. Dormitorium Smoka pewnie też. Zostawała mu Hermiona. Tylko gdzie ona może być? Przesłuchanie już się skończyło, bo spotkał wściekłego Dracona na obiedzie. Smok nic nie chciał mu powiedzieć, ale Blaise nie był głupi. Smok patrzył w stronę Granger i rzucał ku niej błyskawice.
- Wszystko musi zepsuć – mruczał pod nosem – Jest nieznośna.
Tak więc Blaise wiedział, kto jest przyczyną złego humoru Smoka. Diabeł miał nadzieję, że znajdzie Granger. Po czasie uznał, że ma naprawdę dużo szczęścia w życiu. Hermiona wracała z biblioteki z trzema książkami w ręce.
- Hej, Miona! – zawołał. Gryfonka odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła.
- Hej, Diable – Ślizgon podszedł do niej. Hermiona spojrzała pytająco na przyjaciółkę, która spała w ramionach chłopaka.
- Zasnęła? – spytała z niedowierzaniem.
- W końcu. Nie obudźmy jej. Chciałem się spytać, czy mogłabyś mnie wpuścić do Gryffindoru, by ją położyć do łóżka.
- Głupie pytanie – odparła – Jasne, że tak, chodź.
Ruszyli szybko po korytarzach, aż w końcu doszli po ruchomych schodach do porteru Grubej Damy.
- Hasło? – spytała śpiewająco.
- Ciii! – ofuknęła ją Hermiona - Przebiśnieg.
Gruba Dama pewnie gdyby potrafiła, to by się zarumieniła. Otworzyła przejście najciszej jak to możliwe i wpuściła ich do środka. Blaise rozejrzał się po pokoju. Dawno tutaj nie był. Właściwie ostatni raz wtedy, kiedy wyciągnął Ginny na spotkanie, bo przegrała zakład i pokłócił się z Potterem. Kiedy Ginny zerwała ze Zbawcą Świata Czarodziejów myślał, że Harry przyjdzie do niego się kłócić, ale ten tylko powiedział mu, że jeśli zrobi coś Ginny, to osobiście się z nim rozliczy.
- Ja, Hermiona Granger pozwalam Blaiseowi Zabiniemu na wejście do dormitorium dziewczyn – wyrwał go z zamyślenia głos Gryfonki. Weszła po schodach i otworzyła drzwi do dormitorium dla dziewcząt. Blaise wszedł do środka. Stwierdził, że Gryfoni mają naprawdę świetnie widoki z najwyższych wież zamku. Było tutaj o wiele bardziej przytulnie niż w zimnych, nigdy nie widzących światła dziennego pomieszczeń Slytherinu.
- To jej łóżko – Hermiona wskazała na łoże i rozsunęła firany baldachimu. Blaise delikatnie położył Ginny na łóżku. Hermiona zdjęła jej baletki i przykryła kołdrą.
- Chodźmy. Niech śpi spokojnie – dodała i razem z Blaisem wyszli z dormitorium, a Hermiona podprowadziła Diabła do dziury w portrecie.
- Dzięki, Blaise – powiedziała.
- Miona? – spytał.
- Hmm?
- Czemu znów Smok jest na ciebie zły? – spytał. Hermiona poczuła złość na myśl o blondynie, ale świetnie to ukryła.
- To zapewne chwilowe – powiedziała – To nic poważnego.
Diabeł pokiwał głową i wyszedł. Był pewny, że Hermiona kłamie i nie chce go martwić.

Nazajutrz Hermiona wstała rano z Ginny, która była całkowicie wypoczęta i miała dobry humor. Hermiona nie dała się jednak oszukać. Widać było, że ruda czymś się trapi. Za nic nie mogła z niej wyciągnąć i bardzo ją to irytowało. Przecież mówiły sobie wszystko, nie? Co więc takiego do cholery jasnej się działo, że Ginny milczała jak zaklęta? I co z jej wyglądem? Była cholernie blada, oczy jej ściemniały tak samo jak obramówki, a usta zrobiły się bardziej czerwone. Ginny wyglądała bardzo ładnie i… nienaturalnie? Owszem, zawsze była bardzo ładna i była popularna wśród chłopaków, ale teraz aż tryskała od niej kobiecość i seksapil. Chłopcy oglądali się za nią. I dlaczego była taka dumna i wyniosła, kiedy chodziła?
- Co z tobą, do cholery? – spytała lekko oburzona.
- A co miało się ze mną stać? – uśmiechnęła się Ginny. Nie pokazała jednak swoich zębów jak to zawsze robiła, a tylko podniosła kąciki ust ku górze.
- Zachowujesz się jak nie ty…
- To chwilowe – odparła.
- Słucham? Skąd u ciebie ta przemiana? – dopytywała się.
- Hermiono, o co chodzi? Przecież wciąż jestem sobą – odparła – Skończmy ten temat.
Hermiona z trudem opanowała się od rzucenia kolejnej uwagi. Miała właśnie wchodzić do Wielkiej Sali, kiedy ktoś ją zatrzymał. Była to Astoria Greengrass. Uśmiechała się naprawdę paskudnie jak na swoją wyzywającą urodę.
- Przegrałaś, idiotko.
Hermiona spojrzała na nią nierozumiejącym wzrokiem, ale po chwili już wiedziała o co jej chodziło. Draco wszedł do Wielkiej Sali i objął w pasie Astorię, przy okazji patrząc wyzywająco w oczy Hermionie. Zamurowało ją.
- Chodź, Astorio – warknął, ale szybko się zreflektował – Nie zniżaj się do poziomu Granger i jej przyjaciół Gryfonów. W tym Weasleya – dodał wrednie i odszedł ze Ślizgonką, trzymając ją w pasie. Hermiona stała wpatrując się w niego. Miała ochotę mu przywalić. Merlinie, czy ona naprawdę musi wybierać między nim a Ronem? Ginny również zbrakło słów. Musiała jednak pocieszyć Hermionę.
- Chodźmy, Herm – powiedziała – Nie pokazuj, że jakoś cię to ruszyło.
Miała rację. Hermiona ruszyła z nią i usiadła przy stole Gryfonów.
- Co za obślizgły, fałszywy gad – skomentowała, nalewając sobie kawy. Ginny nalała do szklanki soku dyniowego i upiła łyk, by po chwili wypluć go na koszulkę jakiegoś chłopaka z Gryffindoru, siedzącego naprzeciw niej. Hermiona rozpoznała w nim McLaggena.
- Co za paskudztwo! – skwitowała Ginny patrząc z obrzydzeniem na sok.
- Przecież zawsze ci smakował – zdziwiła się Hermiona, patrząc uważnie na McLaggena, który oglądał swoją koszulkę. Ginny spojrzała na niego.
- O matko, przepraszam cię! – próbowała się tłumaczyć.
- Nic nie szkodzi, od czego mam różdżkę – już po chwili usunął mokre plamy z koszulki. Ginny odsunęła od siebie szklankę z sokiem dyniowym i pomachała do Blaise’a, który szedł z niezbyt zadowoloną miną w ich stronę. Usiadł między nimi i zwrócił się do Hermiony.
- Co Smok na Merlina wyprawia?
Hermiona obrzuciła Malfoya chłodnym spojrzeniem. Nie wyglądał na zadowolonego z tego, że Astoria zawiesiła mu się na ramieniu i mruczy mu do ucha zapewne jakieś słodkie słówka. Upiła łyk kawy.
- To nic takiego.
- NIC TAKIEGO?! – wybuchł Blaise aż Hermiona drgnęła – Jak to nic takiego?! – krzyknął już trochę ciszej.
- Och, Diable pokłóciliśmy się.
- O co?
- Jak zwykle o Rona – przewróciła oczami.
- I? – dopytywał się – To nie powód, żeby chodził z tą wywłoką Greengrass.
- Zbulwersował się tylko dlatego, że obroniłam Rona przed dłuższym pobytem w Azkabanie.
- Przecież jakby nie patrzeć rudy jest twoim byłym przyjacielem – zmarszczył brwi Diabeł.
- No właśnie. Ale tego kretyna chyba to nie obchodzi. Kazałam mu iść do tej wyw… do Greengrass, a on mi do Rona i tak wyszło – powiedziała sucho.
- Nie no ja z nim pogadam.
- Nie musisz – wtrąciła.
- Miona, niedobrze mi się robi jak ich widzę razem przyklejonych do siebie jak dwa glonojady.
- Dzięki, Diable – powiedziała cicho Hermiona – Straciłam apetyt.
Wstała i zarzuciła swoją torbę na ramię. Nie oglądając się za siebie wyszła z Wielkiej Sali prosto pod klasę transmutacji. Siedział już tam zmęczony Harry. Widać było, że przed chwilą wstał i również jest bez śniadania. Jego włosy były jeszcze bardziej roztrzepane niż zwykle.
- Cześć – powiedziała i usiadła na ławce obok czarnowłosego – Co u niego?
Harry przetarł oczy i ziewnął. Wiedział, że Hermiona ma na myśli Rona.
- Nienajlepiej, ale powiedział, że wytrzyma.
Kiwnęła głową. Da radę. Niedługo wyjdzie i wszystko będzie jak dawniej. Może uda im się z powrotem znaleźć wspólny język. Dzwon wybił godzinę lekcyjną i oboje jako pierwsi weszli do klasy. Hermionie lekcja ciągnęła się bardzo wolno, ale wyszła z klasy całkiem zadowolona, bo już udało jej się zebrać dwadzieścia punktów dla swojego domu. Szła właśnie po schodach, kiedy pękła jej torba i książki wysypały się z hukiem.
- Cholera – mruknęła – Muszę zrezygnować z jakiegoś przedmiotu, bo moja torba tego nie wytrzyma…
Naprawiła ją zaklęciem i zaczęła zbierać książki. Ktoś kucnął obok niej i pomógł w zbieraniu. Spojrzała na chłopaka, którym okazał się być McLaggen.
- Dzięki – odparła odbierając z jego rąk ostatnią książkę i wkładając ją ponownie do torby.
- Nie ma za co – odpowiedział jak zwykle tym samym, pewnym siebie głosem. Dzwonek zapowiadający drugą lekcję zaczął dzwonić i wyrwał Hermionę z zamyślenia. Razem z Cormackiem wbiegli szybko po schodach. Mieli krótkie spóźnienie. Niestety ktoś zajął miejsce obok Ginny i musiała usiąść z chłopakiem. Nie spodobało jej się to. Nie była głupia i wiedziała, że McLaggen wciąż na nią leci. Od szóstej klasy, kiedy to złapał ją pod jemiołą u Slughorna nie dawał jej spokoju. Tak było i tym razem. Robiła właśnie notatki na zaklęciach, kiedy się spytał.
- Co tam u ciebie, Granger?
Chwila milczenia.
- W porządku – odpowiedziała na luzie. Niechże się szybko odwali.
- Słuchaj, co ty na to, żeby gdzieś wyjść po lekcjach?
- Mam dużo roboty – odparła i spojrzała na niego. Puścił jej perskie oczko i uśmiechnął się uwodzicielko. Głupek – pomyślała. Chyba nie myśli, że coś to zdziała?
- Nie masz nawet godzinki? – dopytywał się.
- Nie sądzę.
- Szkoda – cmoknął – Jak coś to wiesz, gdzie mnie szukać.
Jasne. Już lecę. Prychnęła w duchu. Przeżyła zaklęcia i podziękowała Merlinowi, gdy wychodziła z klasy. Jednak przypomniała sobie, co teraz ma. Eliksiry. Och nie. Po raz pierwszy w życiu zaczęła się zastanawiać, czy nie zerwać się z lekcji. Nie zniesie widoku Malfoya. Chciała się jakoś na nim odegrać, ale nie wiedziała jak. Może tym samym? Uśmiechnęła się paskudnie. Czemu nie? Tylko musi znaleźć kogoś odpowiedniego. Kogoś, kogo mogłaby mieć za pierwszym razem. Już wiedziała kogo.
- Cormac? – spytała chwilę później, kiedy doszła do lochów – Masz jeszcze wolną godzinę? – dodała na tyle głośno, by usłyszał ją przechodzący obok Malfoy z Astorią. Udało jej się. Do chłopaka dotarł jej głos. Nie mogła jednak wiedzieć, że krew się w nim zagotowała i ledwo się powstrzymał od przywalenia McLaggenowi.
- Jasne, Granger.
- To po lekcjach?
Kiwnął głową. Hermiona podeszła do Ginny, która wycierała usta. Dopiero kiedy podeszła bliżej, zauważyła, że Ginny wyciera krew z rozciętej wargi.
- A tobie co się stało?
- Cholerne kły – powiedziała. Hermiona popatrzyła na nią i zmarszczyła brwi. Do Ginny dotarło, co też palnęła.
- Blaise’a oczywiście. Nie mógł się powstrzymać, rozumiesz – tłumaczyła szybko.
- Ehe… - wydukała wciąż niezbyt wierząc Rudej – Umówiłam się z Cormackiem.
Ginny wypadło lusterko z rąk. Kawałki szkła rozleciały się o podłogę.
- Coś ty powiedziała? – niedowierzała – Reparo…
- To, co słyszałaś.
- Ale dlaczego? – jej wzrok padł na Malfoya i zrozumiała – Nie wiem, czy to dobry  pomysł…
- Niech zobaczy, co stracił i do czego doprowadził tym wybrykiem – powiedziała mściwie Hermiona. Ginny wywróciła oczami.
- Okej, daję ci wolną rękę. Mam nadzieję, że nie pożałujesz tego, co zamierzasz zrobić.
Nie pożałuje. Utwierdziła się w tym, kiedy zobaczyła całujących się Malfoya i Astorię w kącie lochów. Co dziwne, chłopak przyciągnął Ślizgonkę wtedy, kiedy ich spojrzenia się spotkały. Pożałujesz – pomyślała Hermiona. Miała nadzieję, że będzie cierpiał tak jak ona. Bo nie mogła tego przed sobą ukryć. Cierpiała i to bardzo, kiedy ich widziała razem. Miała ochotę płakać, krzyczeć i przywalić mu jednocześnie. Weszła do klasy równo z dzwonkiem. Reszta lekcji minęła spokojnie. Kiedy wychodziła z ostatniej lekcji doszło do niej, co za chwilę będzie. Spotkanie z McLaggenem. Spojrzała na niego. Czy to nie będzie podłe? Potraktuje go jak chęć zemsty na Malfoyu. Odrzuciła myśl. Zmieniła się na tyle, by móc wykorzystać choć raz osobę dla swojej korzyści. Podeszła do Cormaca i razem wyszli z zamku, pod czujnym spojrzeniem Dracona Malfoya. Uśmiechnął się perfidnie. Wiedział, w co pogrywa Granger. Mała spryciula. Czuł się trochę urażony, że wybrała akurat takiego McLaggena. Ten idiota miał mięśnie i urodę, ale za grosz rozumu. Co się stało, że tak łatwo uległ Granger? Chociaż, czy ma się czemu dziwić? Granger miała w sobie „to coś”, że jak chciała to potrafiła. Sam się o tym przekonał.
- Chodźmy się przejść – szepnął do ucha rozchichotanej Astorii i ruszył z dziewczyną prosto śladami Granger. 
~~~~~~~~~~~~~~~ 
Hej Wam ;) Jak obiecałam tak jest :D Spędziłam naprawdę udany weekend, a Wy? Mam nadzieję tylko, że się przez niego nie rozchoruję. Chociaż dzięki temu miałabym więcej czas na pisanie notek. Mam nadzieję, ze nie zawiodłam Was decyzją Hermiony i Ginny. Co z naszą główną parą? Hmm. Mam ochotę wprowadzić lekką burzę. Co prawda nie była ona zaplanowana, ale powiedzmy, że mam taki kaprys xd Przez to opowiadanie będzie dłuższe, ale i tak nie będzie się ciągnęło w nieskończoność niczym tasiemiec. Ile planuję rozdziałów? Na razie nie mam pojęcia, ale myślę, że powolutku zbliżamy się do końca, bo mamy już prawie marzec w opowiadaniu. Nie ciągnąc dłużej tego monologu:
Pozdrawiam
Sheireen ♥