Hermiona
czuła się trochę niezręcznie i niekomfortowo w towarzystwie Cormaca. Nic a nic
się nie zmienił. No, co najwyżej mógł podrosnąć, nabyć więcej mięsni i cofnąć
się w rozwoju. Najwidoczniej jedyną wiedzę jaką posiadał był Quidditch. Wciąż
gadał o nadchodzącym meczu. Miał nadzieję zagrać na pozycji obrońcy, bo Ron
będzie nieobecny podczas gry. Mówił coś właśnie na temat składu drużyny
Gryffindoru. Uważał, że Harry niezbyt dobrze wybrał zawodników i on by to zrobił lepiej.
-
Słuchaj, Cormac, czy ty się przypadkiem nie zapominasz? To Harry jest kapitanem
i on decyduje.
-
Dlatego też Weasley jest w drużynie. Gdyby nie był przyjacielem Pottera nie
byłby w składzie.
- Był
lepszy na próbach – powiedziała.
-
Jestem od niego lepszy tylko wtedy coś się stało z moją miotłą – poskarżył się.
-
Och, rozumiem – odparła i uśmiechnęła się lekko w duchu. Sama przecież złamała
regulamin, by pomóc Ronowi w zdobyciu pozycji obrońcy. Dobrze, że nikt poza
Harrym tego nie wiedział. Swoją drogą ta paplanina Cormaca zaczęła ją męczyć i
powoli żałowała, że zdecydowała się na poświęcenie dla niego jej drogocennego
czasu. Usiedli na ławce na błoniach.
-
Zamówiłem nową miotłę – powiedział zadowolony – Jak będziesz chcieć to pozwolę
ci się nią przelecieć, ale ostrożnie. Miotła jest dla mnie najważniejszą rzeczą
– uśmiechnął się. Był całkiem przystojny, ale zbyt pewny siebie. Zupełnie jak
Malfoy – przeszło jej przez myśl. Tyle, że Malfoy jest inteligentny, a rozmowy
z nim nie ograniczają się tylko do quidditcha. Można by powiedzieć, że z
Draconem mogła porozmawiać prawie o wszystkim. Był jak przyjaciel.
-
Cudownie – odpowiedziała głosem pozbawionym wszelkich emocji. Cormac chyba nie
zwrócił uwagi na jej znudzenie malujące się bardzo dokładnie na twarzy i zaczął
mówić o wszystkich cechach jego nowiusieńkiej miotły. Hermiona zaklęła w duchu.
Za jakie grzechy wybrała McLaggena? Cóż, może dlatego, że tylko przy Gryfonie,
Malfoy może odczuć konkurencję. Chociaż Hermiony zdaniem Ślizgon był
atrakcyjniejszy. I głupi! Fałszywy i podły! Rozejrzała się po błoniach, bo
dziwnie się poczuła. Jej instynkt nie zawiódł i tym razem. Malfoy właśnie
wyszedł na błonia z uwieszoną u boku Astorią i usiadł niedaleko nich na ławce.
Czy on sobie z niej kpi? Zmrużyła oczy. Przybliżyła się do Gryfona, który nawet
nie zdawał się tego zauważać. Kiedy Astoria weszła Malfoyowi na kolana poczuła
jak krew się w niej gotuje. Musiała zrobić Malfoyowi na złość. Była pewna, że
on to samo robi jej. Chce dopiec mu do żywego. Objęła za szyję zdziwionego
McLaggena i usiadła na jego kolanach okrakiem. Nigdy w swoim całym życiu, by się
na to nie odważyła. Ale teraz pora na lekkie zmiany. Potrafiła zdobywać coś
rozumem, ale czyny też muszą kiedyś wejść w rolę. Gryfon zdziwił się z początku
jej zachowaniem, ale szybko się uśmiechnął. Hermiona pomyślała o tym, co robi.
To zachowanie w ogóle nie pasowało do Gryfona. Prawdziwy Gryfon nigdy nie
wykorzystałby człowieka do swoich celów. Dążyłby sam nawet jeśli podkładano mu
kłody pod nogi. Chrzaniła to. Przedziały między domami nie istnieją. Każdy może
się zmienić lub po prostu odkrywać swoje nowe cechy. To sortowanie uczniów
patrząc na ich charaktery i pochodzenie. Niby wszyscy w Slytherinie są tacy sami
– przebiegli i aroganccy. Przecież istnieją całkiem fajne osoby z tego domu.
Tak samo było z Gryffindorem. Nie każdy Gryfon był odważny i miał swój honor.
Założyłaby się też o wszystko, że nie każdy w Ravenclawie jest mądry. W tej
chwili przedziały przestały się dla niej liczyć. Była sobą z lekkimi zmianami.
Malfoy obserwował Granger i jej poczynania znad ramienia Astorii, która była
niezwykle zajęta tuleniem się do niego. Draco wiedział, w co też pogrywa, ale
to nie miało znaczenia. Myślał, że będzie używać umysłu przeciw niemu i czuł
się bardzo pewnie, kiedy przyszedł z Astorią do Wielkiej Sali, ale uznał, że
się przeliczył. Granger była naprawdę poważnym przeciwnikiem. Odpłaciła mu tym
samym, co sprawiło, że na sam widok Gryfonki z innym facetem robiło mu się
gorąco, a dłonie świerzbiły. Chciał pokazać McLaggenowi, gdzie jego miejsce,
ale opanował się. Nie da Granger tej satysfakcji. Obserwował jak Cormac kładzie
dłonie na jej biodra. No nie! Granger
jest moja! Potężny Gryfon pocałował Hermionę w szyję. Tego było za wiele.
Draco odepchnął od siebie Astorię i pociągnął ją za sobą. Szedł dość szybkim
krokiem w stronę pary.
-
Proszę, proszę – powiedział chłodno – Kogo my tu mamy.
Hermiona
z lekkim ociąganiem (co cholernie podniosło mu ciśnienie) odwróciła się do
niego wciąż tkwiąc w ramionach Cormaca.
-
Szybko zmieniasz obiekty zainteresowań, Granger – rzucił krótką uwagę.
- Nie
szybciej niż ty, Malfoy. Możesz iść? Jestem zajęta.
-
Właśnie widzę. I nie, nie mogę odejść – czemu ona wciąż tkwi w ramionach tego
McLaggena?!
-
Lepiej odejdź Ślizgonku, zanim moje mięśnie cię dopadną – zagroził mu Cormac.
Draco uśmiechnął się szyderczo.
- To
ciekawe. Gdybyś miał jeszcze trochę mózgu to może i bym się bał.
Draco
zastanawiał się, co było między tą dwójką. Przecież gdyby nie byli wcześniej
lub (nie daj Merlinie!) przez cały czas w dobrych kontaktach to nie sądził, żeby
Cormac dał tak szybko się uwieść.
-
Smoczku, chodźmy od nich. Cuchnie tutaj szlamem – uśmiechnęła się pięknie i
wrednie Astoria.
- Idź
beze mnie, króliczku – mruknął, a Astoria oburzona odeszła. Hermiona parsknęła
niekontrolowanym śmiechem, co go zdziwiło.
- Z
czego się głupio cieszysz, Granger?
Nie
otrzymał jednak odpowiedzi. Hermiona była rozbawiona. Króliczku? Czy to jakiś
taki żart? Mógł się przynajmniej bardziej postarać, jeśli chciał ją
zdenerwować. Poczuła silny uścisk Ślizgona na ramieniu. Szarpnął ją w swoją
stronę, gdzie trafiła w jego ramiona. Przestała się śmiać.
- No
dalej, Granger, co cię tak rozśmieszyło? – łypnął groźnie na McLaggena, który
prężył mięśnie.
-
Twoja osoba, Malfoy. To zadziwiające jaki potrafisz być romantyczny. Króliczku?
Świetny żart.
- My
chyba musimy pogadać – warknął. Hermiona miała coś odpowiedzieć, kiedy potężny
osiłek wstał, złapał ją za rękę i pociągnął w swoją stronę. Uścisk Ślizgona
również był silny, więc stała między nimi i czuła się rozszarpywana. Chłopcy
wyglądali, jakby kłócili się o ważną dla nich obojga rzecz. Wkurzyło ją to.
- Idź
do siebie, Malfoy, bo nie ręczę za swoje odruchy – warknął McLaggen.
- Nie
podskakuj, kretynie. Chcę pogadać z Granger na osobności.
-
Powinienem być obok nie uważasz?
- A
to niby dlaczego? – zadrwił.
- Bo
dostałem drugą szansę u tej dziewczyny i nie zamierzam jej zmarnować.
Hermiona
oczekiwała, że Malfoy wyśmieje Gryfona, ale Ślizgon spojrzał na nią chłodno. W
jego szarych oczach panowała najprawdziwsza burza.
-
Byliście razem? – spytał cicho. Za cicho…
-
Nie! – zaprzeczyła.
-
Tak! – odparł Cormac. Hermiona odwróciła się w stronę Gryfona.
-
Nigdy nie byliśmy razem – wydukała – To, że poszliśmy wspólnie na przyjęcie do
Slughorna nic nie znaczy.
- Nie
wykręcaj się – warknął Cormac – Kiedy złapałem cię pod jemiołą...
Dla
Malfoya tego było za wiele. Ten kretyn był kiedyś z Hermioną. Owszem, to było
kiedyś, ale teraz znów jej zagraża. On całował Granger. Całował się z jego Granger. Odepchnął stanowczo
dziewczynę obok i grzmotnął z całej siły Cormaca w nos. Po chwili po twarzy
chłopaka zaczęła lecieć strużka krwi. Natarli na siebie jak dwa rozwścieczone
byki.
-
Tylko nie nos! – ryknął.
-
Złamany, czy nie i tak ci nic nie pomoże – warknął Malfoy.
-
DOŚĆ! – krzyknęła wściekła Hermiona. Przy pomocy zaklęć manualnych rozłączyła
bijących się chłopaków, ale troszkę za mocno. Oboje odlecieli i mocno potłukli
się o trawę. Zakryła usta ręką i rzuciła się biegiem w stronę Malfoya.
Zatrzymała się w połowie drogi i chciała zawrócić do McLaggena, ale oboje
zauważyli, do kogo pierwsza podbiegła Granger. Ślizgon uśmiechnął się kpiąco do
Gryfona. Dziewczyna obrzuciła go chłodnym spojrzeniem i podeszła do Cormaca.
Podała mu rękę i podciągnęła z trawy. Nie zwracając uwagi na podnoszącego się
Malfoya ruszyła pod ramię z McLaggenem prosto do zamku. O co mu do cholery
chodziło? Najpierw leci do Astorii i próbuje jej zagrać na nerwach, a teraz
rzuca się o to, że ona robi to samo. Przecież ma prawo do tego, prawda? Nie są
razem i nigdy nie byli. Zacisnęła mocniej rękę Gryfona ze złości.
- Nie
przejmuj się nim, ja jestem w pobliżu – pocieszył ją chłopak. Hermiona wcale
nie poczuła się lepiej. Co jej po obecności Cormaca, skoro Malfoy jest
nieobliczalny i zawsze może ponownie dojść do czegoś takiego jak przed chwilą.
Wolała nie wiedzieć, co znów wymyśli Ślizgon. Przeszedł sam siebie. Westchnęła
ciężko i zostawiając McLaggena weszła do dormitorium dla dziewcząt.
Ginny
przyglądała się swojemu odbiciu w lusterku i była zachwycona. I zarazem
przerażona. Blaise zauważył jej przemianę i lekko się o nią zaniepokoił.
Spojrzała na swoje ostre jak igły kły. Przez nie nieźle sobie poraniła usta. Musiała
się pilnować. I prawie wygadała się Hermionie. Nie chciała na razie nic mówić
przyjaciółce, ale uznała, że to chyba będzie konieczne. Od rana nic nie jadła.
Próbowała przegryźć coś, ale nic nie przechodziło jej przez gardło. Jedynie
zwykła woda, ale ona też była jakaś dziwna w smaku. Potrzebowała zaspokoić
swoje pragnienie. Teraz w tej chwili! Nie wytrzymywała. Kręciło jej się w
głowie. Wiedziała, czego jej potrzeba. Przecież była wampirem. Przeraziła ją ta
myśl. Ona jest niebezpieczna dla otoczenia! Będzie musiała poradzić się
Hermiony. Tylko jej całkowicie ufała i wierzyła, że ta znajdzie jakieś wyjście.
Clemense wpadła do dormitorium i spojrzała na nią dziwne. Szybko się
zreflektowała i spytała.
- Jak
wyglądam w tej sukience? Umówiłam się i chciałabym wyglądać dobrze… -
oznajmiła. Miała na sobie jasnoniebieską sukienkę z paroma diamencikami na
dekolcie.
-
Wyglądasz pysznie – skomentowała Ginny. Ugryzła się szybko z język, co
sprawiło, że skaleczyła go o kły. Zaklęła w myślach – To znaczy, ten ktoś na
pewno chciałby cię schrupać. Wyglądasz świetnie.
- Dzięki.
Życz mi szczęścia! – uśmiechnęła się i przytuliła szybko Ginny. Ruda poczuła
niezwykle intensywny zapach. Szybko się zbrzydziła. O czym ona na Merlina
myśli?! Odwróciła się i spojrzała jeszcze raz w lustro, kiedy Clemense wybiegła
z pokoju szczęśliwa. Niezwykle ciemne i wygłodniałe oczy. Czerwone usta i blada cera kontrastująca się z jej płomiennorudymi włosami. Zaraz
zwariuje. Była tego pewna. Szybkim krokiem doszła do drzwi, a następnie wyszła
z Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Zapach ludzi był dla niej bardzo intensywny.
Szybko wyczuła kogoś niedaleko niej w jakimś pustym korytarzu. Zobaczyła
chłopaka o ciemnych włosach. Poruszała się niezwykle cicho, ale i tak ją
wyczuł. Spojrzał na nią swoimi ciemnoniebieskimi oczami i Ruda przez chwilę się
zatrzymała. Skądś go kojarzyła. Nie miała ochoty się jednak zastanawiać.
Przywołała chłopaka palcem. Ten jak zahipnotyzowany ruszył w jej stronę. Kiedy
był już dostatecznie blisko, silnym ruchem wepchnęła go do pustej klasy i
natychmiast wtopiła kły w jego szyję. Poczuła jak ciepła ciecz spływa go jej
gardła. Tego potrzebowała. Najgorsze było to, że nie zaspokajała pragnienia,
ale jeszcze bardziej się ono potęgowało. Usłyszała w swojej głowie głos Galii.
- Wystarczy! Ginny, przestań, bo
go przemienisz!
Ginny
natychmiast się odsunęła, chociaż było to dla niej bardzo trudne. Spojrzała na
chłopaka. Był nieprzytomny. Dopiero teraz go rozpoznała. To był Daniel Roswell.
Ten sam, z którym chodziła Hermiona na początku roku. Odsunęła się przerażona,
widząc nakłucia na jego skórze. Wybiegła z klasy i szybko wpadła do dormitorium
Hermiony. Wiedziała, że dziewczyna nie obrazi się, jeśli z niego skorzysta.
Tutaj będzie mieć spokój i będzie z dala od spojrzeń innych. Zatrzasnęła za
sobą drzwi i odgarnęła rude kosmyki włosów za ucho. Dostrzegła Hermionę
siedzącą na łóżku w dresie. Dookoła niej porozrzucane były książki i pergaminy.
W ręku trzymała jabłko, które utkwiło z połowie drogi do ust, gdy Ginny wpadła
do pokoju. Hermiona wpatrywała się w nią zamurowana. Dosłownie osłupiała.
-
Ginny? Dlaczego ty masz krew na koszuli? – spytała słabym głosem, a Ginny
spojrzała na swoją bluzkę. Na kołnierzyku widniały szkarłatne kropelki i plamki
krwi. Jeszcze świeżej. Poczuła jak robi jej się duszno. Natychmiast zemdlała.
Draco
siedział wściekły w bibliotece. Podwójnie wściekły. Po pierwsze dlatego, że
przez swoją głupotę i chęć zdenerwowania Hermiony doigrał się i teraz może ją
stracić, a po drugie dlatego, że przez rozmyślania o tym nie mógł się skupić na
nauce. Jego oczy bezwiednie spacerowały po literach, ale za nic nie rozumiał
tego, co czyta.
-
Niech to szlag! – warknął, czym zwrócił na siebie uwagę Blaise’a.
- Nie
no, stary, próbuję się uczyć – oznajmił Diabeł.
- I
tak to ci nic nie pomoże.
-
Stwarzam pozory – uśmiechnął się – No więc?
- Co?
– zdziwił się widząc minę kumpla.
-
Smoku, dlaczego jesteś takim kretynem i robisz to Mionie? – warknął Zabini.
- To
ona chodzi z McLaggenem!
- Bo
ty chodzisz z Greengrass! – syknął.
Draco
odsapnął wściekły. Ta wymiana zdań do niczego sensownego go nie doprowadzi.
- To
ona kazała mi iść do Astorii, a więc proszę bardzo. Zrobiłem jej na złość.
-
Aleś ty głupi – skomentował Blaise i wywrócił oczami – Granger jest o ciebie
zazdrosna tak samo jak ty o nią, ale ona nie pokazuje tego w ten sam sposób, co
ty.
Draco
milczał. Granger zazdrosna o niego? To chyba jakieś żarty. Przecież gdyby jej
zależało to nie umówiłaby się z Gryfonem. Gdyby
mi zależało nie poszedłbym do tej głupiej Greengrass. Ale jemu do cholery
zależało! To Granger była nieznośna. Zawsze wszystko psuła. A już mogło być
dobrze. Nie, nie mogło, bo do cholery jasnej obroniła tego rudego idiotę,
Weasleya. Blaise jakby czytał mu w myślach.
-
Wkurzyłeś się na nią tylko o to, że obroniła swojego przyjaciela?
-
Uważasz, że to jej przyjaciel?
Blaise
kiwnął głową.
-
Zawsze nim będzie. Nie powinieneś zmuszać jej do tego, by wybierała między tobą
a nim.
- Nie
powiedziałem jej, żeby między nami wybierała! – oburzył się.
- Ale
ona tak to odebrała.
-
Skąd ty tyle wiesz? – zmrużył oczy. Blaise uśmiechnął się lekko.
- Nie
tylko ty z nią gadasz, Smoku.
-
Spotykasz się potajemnie z Granger?! – warknął. Diabeł się roześmiał.
- Nie
potajemnie, bo nie mamy nic do ukrycia. Ona cierpi przez ciebie Draco, nie
wiem, jak możesz do tego doprowadzać. Miona jest serio jedyną normalną
dziewczyną jaka ci się trafiła – skomentował na poważnie. Smok zastanowił się
nad słowami przyjaciela. Może rzeczywiście źle postąpił z Hermioną?
- Ale
ona wybrała Weasleya! Sama wyszła nie chcąc ze mną rozmawiać.
- Bo
ją wyprosiłeś, kretynie – zauważył czarnoskóry. Draco zaklął pod nosem. To
tylko i wyłącznie jego głupota. Nigdy zbytnio nie zastanawiał się nad tym, co
robił, bo jeśli coś zepsuł to za pieniądze mógł sobie kupić nową, lepszą rzecz.
Jeśli chodzi o dziewczyny, to o te nadzwyczaj się nie starał. Przecież zawsze
mógł je ponownie oczarować lub po prostu zdobyć nową. A teraz chodziło o
Granger. O dziewczynę niezwykle trudną do zdobycia i zrozumienia. Myślał przez
dłuższy czas nad tym, co powinien zrobić, by odwrócić sytuację i wyjść z niej z
twarzą. Po chwili już wiedział i uśmiechnął się perfidnie pod nosem.
-
Widzę, że coś zrozumiałeś i w twojej głowie narodził się paskudny plan –
zauważył Blaise.
-
Taaak. Dzięki, Diable – zrobił tajemniczą minę i wrócił do czytania książki.
Wiedział co robić. Miał już pewien plan. W końcu nie przypadkowo był Ślizgonem
znanym z przebiegłości.
Hermiona
podniosła nieprzytomną dziewczynę i ułożyła ją na łóżku.
- Aguamenti – powiedziała i twarz Ginny
oblała zimna woda. Ruda od razu się przebudziła. Zobaczyła Hermionę i zerwała
się oddalając się jak najdalej od Gryfonki.
- Nie
podchodź do mnie lepiej, Herm – oznajmiła. Hermiona zmarszczyła brwi.
- O
co chodzi, Gin?
- To
długa historia…
- Mam
czas – przerwała jej.
-
Pewnie uznasz, że jestem głupia, że się na to zdecydowałam… - ciągnęła.
-
Ginny, na Merlina siadaj obok mnie i opowiadaj, co się stało! – ponagliła ją
brązowowłosa. Ginny westchnęła. Usiadła na samym rogu łóżka. Bała się zrobić
krzywdę Hermionie. Nie chciała jej narażać na niebezpieczeństwo. A jaka już
była prawda. Stała się niebezpieczna i coraz bardziej dziczała. Niedługo może
nawet nie panować nad sobą i nad tym, co robi. Galia powiedziała jej, żeby
przestała. Więc duch dziewczyny wciąż w niej jest? Podpowiada jej jak się
nauczyć obsługiwać tak cenny dar? Pff, cenny! Tyle już kłopotów jej narobił, a
to dopiero początek. Opowiedziała jej o wszystkim. O tym jak przyjęła
nieświadomie ducha Galii i jak dziewczyna nawiedzała ją, przez co nie mogła
zasnąć. Na koniec przyznała się do swojej decyzji i o tym jak stała się
wampirem. Nawet na tą wiadomość Hermiona nijak nie zareagowała. Miała poważną
minę i zdawało się jakby jej myśli płynęły w jej głowie z prędkością światła.
Ginny zawiesiła głowę i przyznała się do tego, że zaatakowała człowieka, którym
był Daniel.
- Ten
Daniel? – szepnęła Hermiona. Ginny kiwnęła głową. Powiedziała też, że pod
wpływem przerażenia wynikającego z jej czynów zostawiła nieprzytomnego chłopaka
w pustej klasie.
-
Musimy coś z tym zrobić, Ginny. Gdybyś mi powiedziała wcześniej, może i bym coś
poradziła, ale teraz nie ma dla ciebie ratunku. Tak czy inaczej musimy
potrenować panowanie nad twoją mocą i wampiryzmem. Nie będzie to łatwe, ale
zrobię wszystko, by ci pomóc – powiedziała stanowczo.
-
Przepraszam cię… i dziękuję - szepnęła ruda.
- Nie
masz za co – odparła brązowowłosa – Myślę, że Blaise też powinien się o tym
dowiedzieć. On również może ci pomóc.
- Och
nie! Błagam, Herm on nie może się dowiedzieć! – zerwała się mała osóbka z
łóżka.
-
Ginny, tak będzie lepiej. Wtedy będę miała wsparcie w nim i nie będę sama.
- Nie
może to być ktoś inny? – spytała rozpaczliwie.
-
Harry, Clemense? Nie sądzę. Ginny nie daj się prosić! – nalegała Hermiona. W
końcu po dłuższych przekonaniach Ginny zgodziła się wyjawić prawdę Blaiseowi.
To nie będzie łatwe. Tego była pewna. Wampiryzm może z każdą sekundą coraz
bardziej opanowywać Ginny. Musiała pomóc przyjaciółce. Nie może jej zostawić w
potrzebie. Westchnęła w duchu. Kolejne problemu spoczywające na jej barkach.
Miała nadzieję, że pod koniec roku szkolnego wszystko się ułoży. Albo żeby
przynajmniej zdała wyjątkowo owutemy. Nauka była dla niej niezwykle ważna.
Teraz jednak nie miała na nią ochoty. Usiadła w kącie w wygodnym, czerwonym
fotelu i otworzyła książkę jej ulubionej autorki Venetii Noks*. Pokładała w tej
autorce wielkie nadzieje i wierzyła, że osiągnie ona sukces. Uwielbiała czytać
jej twórczość. Pierwszą książkę pochłaniała już piąty raz, ale nie potrafiła
się powstrzymać. Vanetia pisała bardzo wciągająco. Hermiona wiedziała, że w
młodym wieku osiągnęła sukces i z pewnością doskonale będzie jej się układać w
pisarstwie. Zatopiła się w lekturze. Ginny leżała na łóżku i wpatrywała się w
płomienie skwierczące w kominku. Na dworze było ciemno i ciepły, marcowy dzień
przerodził się w niezwykle chłodną noc. W pokoju zaległa cisza. Można było
usłyszeć Śnieżynkę, która oddychała i spała na swoim posłaniu obok kominka.
Zwierzątko zwinęło się w kłębek i śniło, beztrosko poruszając co jakiś czas
długimi uszkami. W tym samym czasie na błoniach wesoło śmiali się i
przechadzali Clemense z Harrym. Wybraniec nie wiedział, czy postępuje słusznie.
W końcu Clemense jest byłą dziewczyną Rona. Nie powinien się z nią spotykać.
Ale w tej wili było coś wyjątkowego. I nie chodziło tutaj o te głupie czary.
Miał nadzieję, że nie pożałuje swojej pochopnej decyzji… Niedaleko nich w
lochach za zimną, kamienną ścianą siedzieli trzej Ślizgoni. Rozmawiali w
odległym kącie nie przejmując się pozostałymi mieszkańcami Domu Węża. Pansy
patrzyła z pretensją na Dracona, który ledwo co pozbył się przed chwilą
uciążliwej Astorii. Miała mu za złe, że jest taki lekkomyślny i wciąż nie
dorósł. Skoro mu zależy na tej Granger to dlaczego jej tego nie pokaże
całkowicie? Co niby ta dziewczyna ma pomyśleć? Najpierw mówi jej, że jest dla
niego najważniejsza, a chwilę później włazi na oczach wszystkich do WS z inną
laską uwieszoną na ramieniu. Martwiła się o niego. Zaczęła już traktować Smoka
jak swojego brata i chciała, by wreszcie znalazł swoją drogę. Bawił się i
korzystał z życia po tylu latach bycia pod ręką ojca, ale musiał też to życie
sobie zaplanować, prawda? Rozmawiała już z nim na ten temat, ale ten chyba
zbytnio nie przejął się jej słowami. Nabijał się razem z Blaisem z jakiegoś
ucznia i zupełnie ją ignorował.
-
Jesteście jak dzieci! – warknęła płaczliwym głosem i odeszła od nich obrażona.
Musiała pogadać z Hermioną. Nie wiedziała o czym, ale potrzebowała rozmowy z tą
dziewczyną. Może dlatego, że była ona równie ważna dla Draco teraz jak ona
kiedyś? To dziwne jak każdy zmienił się w tym roku przez tą dwójkę. Nawet ona
nie gardziła już Gryfonami i uczniami z innych domów. Tymczasem była jednak
zmęczona i potrzebowała snu oraz odetchnięcia od nie swoich problemów. Zamknęła
za sobą drzwi i poszła zażyć kąpieli w czarnej łazience ze szmaragdowymi
akcentami. Weszła do wielkiej, białej wanny i odkręciła srebrny kurek.
Odetchnęła głęboko, kiedy do jej nozdrzy dostał się odświeżający sosnowy
zapach. Zamknęła oczy i rozkoszowała się bezgraniczną ciszą.
Draco
siedział już w swoim prywatnym dormitorium. Po tym jak pożegnał się Blaisem
mocnym uderzeniem w plecy nie mógł przestać myśleć o słowach Pansy.
Rzeczywiście zachował się jak dziecko. Miała całkowitą rację. Co też Granger
mogła sobie pomyśleć? Najpierw całuje ją, daje drogi prezent i mówi, że jest najważniejszą
osobą w jego życiu i zależy mu na niej, a parę dni później już znajduje sobie
inną. Tyle, że Granger przecież jest twarda i chyba się tym jakoś nie przejęła
skoro robiła mu na złość? Gdyby naprawdę cierpiała, to chyba schowałaby się i
nie pokazywała nikomu na oczy wypłakując łzy? Po raz pierwszy zdał sobie
całkowitą sprawę, że on w ogóle nie zna tej dziewczyny. Źle się z tym poczuł.
Przebywali przecież ze sobą tyle czasu. Tyle długich miesięcy. Co z tego, że
wiedział jaki jest jej ulubiony kolor, muzyka i książki, skoro nie znał jej z
charakteru? Nie mógł przewidzieć tego jak się czuje. Tak nie powinno być.
Poczuł pustkę w sercu. Zaczął tęsknić za Granger. Za jej bliskością, za jej
śmiechem, za ciepłymi, brązowymi oczami i miękkimi lokami. Idiota. Był totalnym idiotą. Jeden
dziecinny wybryk i już jej nie miał. Jedna chwila, która zepsuła wszystko, co
może być naprawiane długie tygodnie lub w ogóle nie będzie się dało tego
naprawić. Przypomniał sobie ich wspólnie spędzone chwile. Pamiętał je bardzo
dokładnie, ale i tak chciał się poczuć tak, jakby znów tam był. Wyciągnął
marmurową myślodsiewnię i wpuścił do niej swoje wspomnienia. Bez wahania
wpłynął w nie.
Sceny przemywały mu przed oczami
tak bardzo wyraźnie. Obrazy z ich dzieciństwa, wzajemne dogryzanie sobie i
obrażanie się. Wydarzenie w Malfoy Manor, rozpaczliwy krzyk dziewczyny. Później
scena wojny. Ponowny widok martwych ciał i Granger leżącej na posadzce pełnej
gruzu, Bellatriks biegnąca do niej i śmiejąca się szyderczo. Scena, w której
jej pomógł.
- Po co miałbyś dotykać nic nie
wartej szlamy? – jej głos dochodził jakby z daleka, gdy okrutne wydarzenia
bitwy śmigały mu przed oczami. Obraz się zamazał i zobaczył samego siebie
śmiejącego się z Granger stojącej przed murem i rzucającą przekleństwa. Wtedy
pierwszy raz dostrzegł jak bardzo jest ładna. Następnie scena u Madame Malkin.
- Malfoy, ty podły, zadufany w
sobie, pieprzony arystokrato… Jesteś zwykłą świnią i jeśli możesz to odwróć się
i weź swoją dupę w troki. Gdybyś obraził mnie to jeszcze bym darowała, ale nie
wasz się obrażać moich przyjaciół, jasne?
- Jak chcesz, Granger. Teraz
odejdę, ale nie myśl, że w przyszłości tak łatwo się mnie pozbędziesz
Ich głosy szumiały mu w głowie,
która zaczynała pulsować bólem. Ponowne zamazanie obrazu. Czarna mgła
kształtująca się w kolejne wydarzenie. Stał w pociągu i patrzył jak Gryfonka
wywala go z przedziału oraz jego wściekłą minę. Obraz Hermiony policzkującej
Weasleya i widok dziewczyny siedzącej na drewnianym pomoście i wypłakującą
oczy. Cała zmoknięta i drżąca z zimna. Chwilę później wskoczyła na drzewo w
postaci wielkiej, czarnej pantery. Nie mógł się nie uśmiechnąć, widząc swoją
zaskoczoną minę i satysfakcję na twarzy Gryfonki. Bez znudzenia przyglądał się
jak siedzą w kompletnej ciszy i nie odzywają się do siebie. Do tej pory nie
wiedział, co w niego wtedy wstąpiło, że siedział przy Granger i marnował czas.
Teraz zrozumiał. To nie było marnowanie czasu. Żadna sekunda z Granger nie była
marnotrawstwem. Z uśmiechem przyglądał się jak wrzeszczą na siebie, aż w końcu
dziewczyna rzuca w niego jego marynarką i zeskakuje, by mu przywalić. Scena
się zmieniła. Podłoże pod jego nogami znów się utworzyło. Znów znalazł się na
błoniach. Obserwował jak wrzuca rozwścieczoną Hermionę do wody. Dziewczyna
wynurza się i zaczyna na niego wrzeszczeć.
- Mówiłam już, że cię zabiję? – powiedziała z groźbą w
głosie.
- Nawet krzyczałaś
Ich głosy znów zabrzęczały mu w
głowie. Nagle ujrzał jak podaje rękę dziewczynie, a ta wciąga go pod wodę i
sama wyskakuje na pomost ze śmiechem. Jej śmiech był taki dźwięczny i cudowny.
Przypomniał sobie, że wtedy po raz pierwszy uznał, że mógłby go słuchać
godzinami. Chwilę później dostrzegł siebie samego i Granger jako malutki
punkcik na horyzoncie. Dziewczyna przytulała się do niego. Przypomniał sobie
jak się wtedy bała wody i głębokości. I wtedy dopadła go myśl. Kiedy leżał z dziewczyną na
pomoście i rozmawiali, przypomniał sobie spokój wymalowany na jej twarzy.
Obiecał sobie wtedy, że już nigdy nie będzie przez niego płakać. Że nigdy jej
nie skrzywdzi.
- Nie… - powiedział sam do
siebie. Tyle razy przez ten czas ją skrzywdził. Tyle się działo. Nie zwracał
już uwagi na to, że wciąż przenosi się we wspomnieniach. Jak obrazy ich
szlabanu i wspólnego balu przepływają mu przed oczami. Ich pierwszy pocałunek. Widok odciśniętej ręki
na policzku dziewczyny, uderzonej przez Daniela i jego gniew. Bójka i jego szlaban. Wypłynął ze
wspomnień. To było dla niego zbyt bolesne.
Nachylił
się nad myślodsiewnią i zamknął oczy. Tyle razy skrzywdził Granger, chociaż
obiecał sobie, że nigdy do tego nie dopuści. Poczuł wielką tęsknotę za nią.
Zachował się wobec niej okrutnie. Musi to odkręcić. Inaczej straci u siebie w
oczach. Ta dziewczyna jest wyjątkowa. Nie zasługuje na takie traktowanie.
Spojrzał na zegar stojący na kominku. Za pięć minut wybije północ. Nie był
jednak śpiący. Usiadł w zielonym fotelu i nalał sobie kieliszek Ognistej Whisky.
Musiał jeszcze raz wszystko przemyśleć.
~~~~~~~~~~~~~~~
Proszę bardzo ;) Jak obiecałam tak jest nowy rozdział. Na razie niesprawdzany, ale za chwilę się za to wezmę. Jeśli chcecie mi ułatwić robotę i znaleźliście jakieś błędy to proszę Was, piszcie o nich. Mam nadzieję, że nie zawiodłam. To już 40 rozdział i jest dla mnie wyjątkowy. Chciałam w nim umieścić skrawki wcześniejszych rozdziałów jako przypomnienie. Powrót do przeszłości. Jak zauważyliście pewnie wspomniałam tutaj drogą Vanetię Noks jako autorkę książki czytanej przez Hermionę. A więc mam coś na ten temat do powiedzenia.
Droga Venetio! Twój epilog mnie oczarował. Mimo szczęśliwego zakończenia i tak zrobiło mi się bardzo smutno na duszy. Twój blog jest najlepszym jaki czytałam. Bardzo Ci dziękuję za wyróżnienie mnie wśród innych Twoich czytelników. To dla mnie zaszczyt nie do opisania. Osiągnęłaś wielki sukces, o którym niektórzy mogą tylko pomarzyć i w Ciebie wierzę. Napisałam to od siebie już we fragmencie rozdziału jako przemyślenia Hermiony. Życzę powodzenia w pisaniu nowego bloga. Pozdrawiam Cię i życzę weny.
Sheireen ♥
Co do moich czytelniczek to też dodam coś od siebie. Wytrwaliście ze mną już przez 40 rozdziałów. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszych czytelników. Miałam swoje wzloty i upadki i zawsze przy mnie byłyście. Dziękuję Wam za to :*
Pozdrawiam
Sheireen ♥