Draco
otworzył z trudem oczy. Pierwszą myślą jaka zaistniała w jego głowie była
Granger. Miał przed oczami spaloną polanę i jej bladą twarz kontrastującą się z
czarną trawą. Jakby wciąż tam był. Rozejrzał się po pomieszczeniu, które tkwiło
w półmroku. Znajdował się w jakimś szałasie i leżał na posłaniu utkanym z trawy
i liści. Powietrze było przesycone dymem o słodkawym zapachu, a w dali słychać
było cichą melodię fletów. Gdzie on tak w ogóle był? Przypomniał sobie to
malutkie światełko w oddali. Kto go uratował? Chciał się podnieść, ale nogi
odmówiły mu posłuszeństwa. Usłyszał cichy stukot i nagle pojawił się nad nim
mężczyzna o oliwkowej cerze i umięśnionym, nagim torsie.
-
Lepiej nie wstawać – ostrzegł go z uśmiechem na twarzy i poprawił łuk na plechach
– Nie masz jeszcze wystarczająco dużo sił, by stanąć na własnych nogach,
chłopie.
Draco
obrzucił go bacznym spojrzeniem i ledwo co nie krzyknął, ponieważ mężczyzna od
pasa w dół miał nadzwyczajnie w świecie koński, brązowy zad.
-
Jesteś… centaurem – wyksztusił wciąż nie mogąc się otrząsnąć ze zdumienia.
-
Słusznie zauważyłeś – zapalił jakieś dziwne kwiaty i spojrzał uważnie swoimi
czarnymi oczami w szare oczy Dracona – Powiadomiłem już dyrektorkę Hogwartu o
tym, co się wydarzyło. Chciała was zabrać do tego miejsca, które wy nazywanie
Skrzydłem Szpitalnym, ale moi bracia wytłumaczyli jej, że w przypadku tej
dziewczyny potrzebne jest troszkę inne leczenie. Sądziłem też, że i ty
chciałbyś tu zostać i jej nie zostawiać – odparł, a Draco pokiwał głową.
- Co z
Granger? Znaczy się Hermioną? – szybko się poprawił. Uśmiech natychmiast
zniknął z twarzy centaura. Przeszedł przez nią dziwny cień.
-
Sądzę, że powinieneś się tego dowiedzieć od naszego wodza i sam ją zobaczyć –
odpowiedział niewyraźnym głosem.
-
Zaprowadź mnie tam! – rozkazał twardo i chciał wstać, jednak nogi się pod nim
ugięły. Złapał się szybko masywnej gałęzi.
-
Pójdziemy jak będziesz w stanie… - zaczął spokojnie centaur. Draco szybko mu
przerwał.
- Nie
mogę czekać! Ja ją muszę zobaczyć już teraz! Muszę wiedzieć… - popatrzył na
niego wręcz błagalnym wzrokiem. Centaur westchnął głośno i odsunął wielkie
liście na bok, by Draco mógł przejść. Oszołomił go widok mnóstwa centaurów
różnej maści patrzących w niebo, rozmawiających, palących jakieś zielska lub
grających na instrumentach.
-
Mogę wiedzieć jak masz na imię? – spytał Draco. Chciał wiedzieć jak nazywa się
ktoś, kto się nim zajmował i leczył.
-
Lenthir – odparł krótko centaur i nie patrząc na Dracona wszedł do jakiegoś
wielkiego szałasu, z którego dochodziła cicha, melodyjna i spokojna muzyka.
Kiedy Ślizgon znalazł się w środku uderzył go zapach palenia kadzideł i jakichś
kwiatów. Słyszał przytłumione szeptanie i ciche głosy dochodzące z pomieszczeń
na lewo. Lenthir zaprowadził go w tą stronę i wpuścił do pomieszczenia.
Pokój
zamglony był od gęstego dymu. Dwa centaury stały obok jednego, który nachylał
się nad posłaniem z liści i kwiatów. Przez otwór w drewnianym dachu, który
znajdował się dokładnie nad łóżkiem padało słabe światło księżyca, który powoli
wpływał na ciemne niebo. Oświetlał on postać centaura i śmiertelnie bladej
dziewczyny. Jej brązowej włosy leżały w nieładzie na poduszce utkanej z
prawdziwych stokrotek. Nie dawała żadnych oznak życia. Chciał do niej podbiec,
ale dwa centaury jakby przejrzały jego zamiary. W ułamku sekundy napięły łuki i
wycelowały w niego.
- Nie
podchodź – warknął jeden groźnie patrząc na niego bezlitosnymi, czarnymi
oczami. Draco stanął w miejscu po raz kolejny oszołomiony, ale i wściekły.
Dlaczego nie może do niej podejść? Kiedy w końcu ktoś mu odpowie na jego
pytania? Co jest z Granger? Czy ona żyje? Minuty ciągnęły się niemiłosiernie, a
on musiał bezradnie wpatrywać się w twarz Gryfonki. Przyznał, że ją kocha. I to
była szczera prawda, chociaż nie wiedział, kiedy to się stało. Może wtedy,
kiedy spędzali ze sobą długie godziny śmiejąc się i dokuczając? Może kiedy
całował jej malinowe usta? A może dopiero wtedy na tej polanie? Tyle pytań i
żadnej odpowiedzi. Jedno było tylko pewne. Kochał ją i nie mógł jej stracić. To
śmieszne. On największy Casanova w Hogwarcie, Ślizgon i arystokrata z rodziny o
samej czystej krwi nienawidzącej szlam, zakochał się w kujonce z Gryffindoru,
przyjaciółce Pottera i z rodziny mugoli. Kiedyś by tak powiedział, ale nie
teraz. Zakochał się w niesamowitej dziewczynie z Gryffindoru, mądrej, pięknej o
świetnym charakterze. Szkoda, że Granger nie czuła tego samego. Pewnie musi
teraz odpłacać za to, że bawił się uczuciami dziewczyn i miał gdzieś ich
uczucia. Pogrążony w myślach i bezwiednym wzroku utkwionym w brązowowłosej, nie
zauważył jak stary centaur, który się nią zajmował mrucząc pod nosem jakieś
dziwne słowa prostuje się i patrzy w niebo, po czym kiwa głową i odchodzi.
-
Chodźmy – usłyszał nad sobą głos Lenthira.
- Co
się stało? Dlaczego wszyscy poszli i ją zostawili? – zasypał pytaniami
centaura.
- Ta
dziewczyna potrzebuje spokoju…
- To
znaczy, że żyje? – fala nadziei zalała dotychczas zimne serce Dracona.
-
Nie. Ona nie żyje. Jej dusza nie jest już między nami – centaur spuścił wzrok,
a Draco poczuł jakby wszystko na niego runęło. Cała jego nadzieja go opuściła w
błyskawicznym tempie. Stanął jak wryty nie mogąc uwierzyć. Nie potrafił
uwierzyć w to, co powiedział Lenthir. Hermiona nie żyła. Już nie spojrzy na
niego swoimi ciepłymi oczami? Nie usłyszy jej cudownego głosu i szczerego
śmiechu? Nie czuł nic. Chciał podejść do dziewczyny, która wyglądała jak anioł.
Miał nadzieję, że gdy usłyszy jego głos to przebudzi się i będzie wszystko
dobrze. Ruszył powolnym krokiem, ale poczuł jak masywne ramiona chwytają go i
wyprowadzają z pomieszczenia, a następnie wypychają na zewnątrz.
-
Zostawcie mnie! Ja muszę przy niej być!
-
Zmarli potrzebują spokoju. Jej dusza musi w spokoju przejść do innych krain –
odparł spokojnie głos Lenthira. Draco poczuł jak krew zagotowała mu się w
żyłach. Dlaczego wszyscy są tacy spokojni?! Dlaczego czas się nie zatrzyma i
wszystko przestanie istnieć?! Pomyślał o reszcie przyjaciół i znajomych
Granger. Kiedy się dowiedzą? Będą załamani. Pewnie oskarżą go o jej śmierć. I
tak już się czuł winny. To wszystko przez niego. Nie powinien w ogóle się
zbliżać do tej dziewczyny. Ona była dla niego niedostępna, więc po co na siłę
się pchał? By doprowadzić do jej śmierci? Ile martwych jeszcze zobaczy?
-
Przykro mi – doszedł go głos Lenthira.
-
Tobie przykro? – zadrwił Draco – A czy ona dla ciebie coś znaczyła? Nawet jej
nie znałeś. Nie znasz mnie, więc jak do cholery może ci być przykro?! – nie
panował nad sobą.
-
Masz rację. Nie znałem jej, ani ciebie, ale wiem, że była dla ciebie ważna.
- Ona
nie była dla mnie ważna. Ona jest dla
mnie ważna! – krzyknął wściekły.
-
Słuchaj, Draconie Malfoyu. Jej los był z góry przesądzony – centaur wciąż mówił
tym nieznośnym dla Ślizgona, spokojnym głosem nie wyrażających żadnych emocji.
- Co
masz na myśli?
-
Niszczycielski i nieobliczalny Uran utworzył dziś koniunkcję z Merkurym i do
tego kwadraturę z krwawym Marsem. To zapowiada naprawdę tragiczną śmierć. Już
od dawna obserwowaliśmy ruchy gwiazd i planet i obawialiśmy się tego dnia. Już
rozumiemy, dlaczego. Jej śmierć była zapisana w gwiazdach.
- Do
cholery jasnej obudźcie się! Gwiazdy nie przepowiadają przyszłości! To zwykły
przypadek, że tak się stało akurat w ten dzień! A Hermiona żyje! Udowodnię wam
to. Mam gdzieś wasze przekonania o jej śmierci! Ja po prostu muszę coś zrobić…
- głos mu się urwał. Złapał się na głowę i rwał włosy z bezsilności, która
zżerała go od środka.
-
Rozumiem, że dla ciebie ona wiele znaczyła, ale nikt nie da rady przywrócić
zmarłemu życia – zaczął Lenthir, ale Draco już ruszył wgłęb lasu. Nie
obchodziło go to, że nie zna tej puszczy i może zabłądzić. Co to w ogóle za
sytuacja? Jeszcze tak niedawno siedział normalnie w szkole z Granger i przejmował
się tylko próbnymi egzaminami, a teraz? Tkwi w sercu Zakazanego Lasu, nie wie
kompletnie, co robić, a Granger nie żyje. Ale da radę. Zrobi wszystko, by
przywrócić ją znów do życia. Nawet jeśli miałby oddać swoje własne. Zrobi dla
niej wszystko. Dosłownie wszystko. Usłyszał przytłumione odgłosy kopyt i
odwrócił się. Zobaczył przystojnego, dobrze zbudowanym
centaura o jasnoniebieskich oczach, blond grzywie i jasnej sierści z
ciemniejszymi odmianami na pęcinach. Na piersi miał odbity odcisk kopyta.
Firenzo. Spotkał go w pierwszej klasie jak był na szlabanie razem z Potterem,
Granger i Longbottomem.
-
Dajcie wy mi wszyscy święty spokój – powiedział cicho Draco.
-
Przyszedłem, by ci pomóc – centaur spojrzał na niego niebieskimi oczami, a jego
melancholijny, delikatny i nieskazitelny głos oraz sposób mówienia sprawił, że
Draco poczuł się jakby lekko zahipnotyzowany.
-
Nikt mi nie może pomóc.
-
Nie mam zamiaru ci współczuć, ani wygłaszać przemów, które miałyby na celu
pocieszenie cię. Chciałbym ci powiedzieć o czymś, co może cię zainteresować –
odparł, a że Draco nic nie powiedział, tylko spojrzał na niego z zaciekawieniem
ciągnął dalej – Z tego, co mi wiadomo, panna Granger użyła prastarej, bardzo
potężnej magii czarownic. Umarła nie dlatego, że nie miała wystarczających
umiejętności, ale dlatego, że się poświęciła dla ciebie, by was ratować. Tego
zaklęcia nie przeżyła nigdy żadna kobieta, ani dziewczyna, ponieważ ma ono na
celu zabijanie ich.
-
Dlaczego to zrobiła? – spytał Draco z uwagą słuchając słów Firenza.
-
Miała swoje powody, czyli jak każda czarownica, która tego zaklęcia użyła.
-
Powiesz mi jakie?
-
Myślę, że ona będzie mogła ci to sama powiedzieć w swoim czasie.
-
Żartujesz sobie ze mnie?! – warknął Draco. Jak ten centaur śmiał.
-
Zrobiłbyś dla niej wszystko? – Firenzo zignorował wypowiedź Ślizgona. Draco
spojrzał na niego lekko zaskoczony tą zmianą tematu. Po chwili jednak
odpowiedział zdecydowanym głosem.
-
Tak
-
Byłbyś w stanie narazić swoje życie dla niej, by ją uratować? – ciągnął dalej
centaur.
-
Tak – odpowiedział jeszcze bardziej szczerze Draco. Firenzo popatrzył na niego
zaciekawionym wzrokiem.
-
Zmieniłeś się Draconie Malfoyu
-
Słucham?
-
Kiedy zobaczyłem cię pierwszy raz w tym oto lesie wiedziałem, że jesteś typem
człowieka, który troszczy się tylko o siebie i nie interesuje się tym, co się
wokół niego dzieje. Że nie ma uczuć i nie widzi krzywdy jaka się wokół niego
dzieje.
-
Taki byłem, to się zmieniło. Dzięki Hermionie…
-
Zauważyłem. Myślałem, że się nie zmieniłeś, ale jednak. To daje ci wielką
szansę na uratowanie jej.
-
Uratowanie Hermiony? – spytał Draco patrząc nierozumiejącym wzrokiem na
centaura.
-
Tak. Jeśli się nie mylę to jej dusza została zabrana i uwięziona przez pewne
prastare wiedźmy, które są twórczyniami tych zaklęć. Jeśli tak jest naprawdę,
to możesz odzyskać duszę Hermiony, bo nie została ona zabrana przez Stwórcę
Świata tylko przez nie. On wieków zabierają dusze kobiet, które poświęciły się
dla mężczyzn i trzymają je przy sobie.
-
Gdzie one są? – spytał przejęty Draco. Była nadzieja i wiedział, że wyruszy od
razu. Nieważne, gdzie owe wiedźmy się znajdują. Ważne było to, że mają duszę
Hermiony i może to sprawi, że ona ożyje. Niczego tak bardzo nie pragnął.
-
Mieszkają w tym oto Zakazanym Lesie.
-
Tutaj?!
-
Nikt nie zdaje sobie sprawy jak rozległy jest ten las. Nawet my, centaury, nie
odkryliśmy wszystkich jego zakamarków.
-
A czy wiesz może, gdzie te wiedźmy mieszkają?
-
Niestety, nie mam pojęcia, ale wiem, że żyją w tej puszczy. Niekiedy je
widujemy. Czarne cienie przemieszczające się między drzewami. Gdy tylko chcemy
je dopaść rozpływają się w powietrzu lub stosują swoje najgorsze sztuczki.
-
Jakie sztuczki? I jak mam je znaleźć?
-
Uwodzą, albo zabijają. Nie wiem, co jest gorsze. Dużo moich braci przez nie
zginęło. To jest pewną przestrogą dla ciebie. Możesz nie wrócić z tej wyprawy.
-
Nieważne. Warto spróbować, jeśli to ma ją uratować i jeśli znów będę mógł ją
mieć obok siebie – przerwał mu stanowczo Draco.
-
No dobrze. Jeśli mam wrócić do poprzedniego pytania, to na pewno będziesz
wiedzieć, gdzie szukać. Jeżeli naprawdę ją kochasz, to będziesz czuł, że jej
dusza może być gdzieś niedaleko.
-
Kocham ją, ale jak ja mam wyczuć…? – zaczął.
-
Na przykład tak, jak wyczuwałeś to, że jest na tym samym korytarzu, bądź w tym
samym pomieszczeniu i twoje zmysły się wyostrzały, by tylko szybko znaleźć ją w
tłumie. Teraz będzie podobnie, wierz mi – dodał Firenzo. Draco milczał przez
chwilę.
-
Dziękuję ci. Firenzo? Wiem, że to nie twoja sprawa, ale czy mógłbyś powiedzieć
o wszystkim profesor McGonagall? O tym, co zaszło, i że wybieram się na
wyprawę, z której mogę nie wrócić? – spytał. Centaur tylko pokiwał głową, po
czym dodał.
-
Poradzisz sobie – ostatni raz spojrzał na Dracona i zniknął w gęstwinie
puszczy. Draco ruszył do osady centaurów pewnym krokiem. Musi się spytać, czy
mogą go jakoś wyposażyć do podróży, a nawet jeśli nie, to pójdzie i bez
ekwipunku. Ta sprawa nie może czekać ani sekundy dłużej. Gdy tylko doszły go
dźwięki fletów i zapach palonych ziół i kwiatów ruszył w kierunku domu
Lenthira. Wszedł do środka i powitał się z centaurem.
-
Możemy porozmawiać? – spytał głosem nieznoszącym sprzeciwu.
-
Oczywiście – dodał centaur i już po chwili usłyszał o tym, że Draco wybiera się
w podróż po Zakazanym Lesie. Ślizgon nie zdradził mu, gdzie idzie ani dlaczego.
Jakoś nie chciał, by od razu każdy się dowiedział o tym jaki ma cel. To była
jego osobista sprawa. Lenthir bez zbędnych pytań wyjął mały plecaczek i
powsadzał do niego butelki z wodą oraz jakieś jedzenie, w którym Draco nie
rozpoznał niczego, co do tej pory jadł, bądź widział na stołach w Hogwarcie.
Nie wiadomo skąd Lenthir miał też łuk i sztylet, który Granger miała podczas
wczorajszego szlabanu. Stracił tyle czasu będąc nieprzytomnym, ale zamierzał to
nadrobić nie śpiąc dzisiaj przed wyprawą. Wyruszy nawet w nocy. Nie był już
zmęczony ani nic w tym stylu. Wypełniało go zdeterminowanie jakiego nigdy w
życiu nie doznał. Gdy tylko plecak został wypełniony żywnością, lekami i innymi
potrzebnymi do podróży rzeczami, Draco wziął sztylet i różdżkę
zostawiając łuk i podziękowawszy Lenthirowi wyszedł z szałasu. Na dziedzińcu
nie było już żadnego centaura. W niektórych oknach ‘domków’ widział palące się
światło ze świeczek. Popatrzył na wielki dom, gdzie był, by zobaczyć Hermionę.
Nikt nie pilnował wejścia, a sam budynek nie był w żaden sposób oświetlony.
Bardzo chciał ją zobaczyć przed odejściem. Bez zastanowienia ruszył w stronę
budynku i po cichu wślizgnął się do środka. Odtworzył sobie drogę do
pomieszczenia, gdzie leżała Granger i po chwili znalazł się w pokoju
oświetlonym tylko światłem księżyca, które oświetlało ciało dziewczyny. Cała
pewność siebie opuściła Dracona. Leżała na postaniu z kwiatów. Nie mógł
uwierzyć, że była martwa. Że poświęciła się dla niego. Niepewnym krokiem ruszył
w jej stronę. Gdy dotarł padł na kolana i złapał ją za rękę. Była nienaturalnie
zimna. Przypomniał sobie te chwile, kiedy go dotykała. Jej ciepły i delikatny
dotyk. Była taka piękna…
- Nie
wiem, dlaczego to zrobiłaś. Może po prostu, by nas uratować, ale jestem pewny,
że wiedziałaś jak działa to zaklęcie i wiedziałaś, co cię czeka… - głos mu się
złamał. Może i bez sensu było mówienie do Granger. Przecież i tak nie mogła go
usłyszeć. Tak jak nie usłyszała, że ją kocha. Ale musiał się pożegnać. Przypomniał
sobie jak go pocałowała przed odejściem. Nigdy go tak nie całowała – Nie znam
tego zaklęcia, ale jeśli mi się uda, to powiesz mi, co cię kierowało. Mógłbym
twierdzić, że ci na mnie zależy i zrobiłaś to, bo kochasz mnie tak samo jak ja
kocham ciebie. Jestem naiwny. Ktoś tak cudowny jak ty nie zakochuje się w
takich osobach jak ja.
Popatrzył
na Hermionę. Wyglądała, jakby spała. Dostrzegł nagle cienkie smugi, które
przecinały jej róż na policzkach. Płakała. Jednak wiedziała, co ją czeka, a
jednak to zrobiła. Draco nie mógł uwierzyć i zrozumieć. Poczuł jak zaczynają
piec go oczy i mocniej uścisnął jej rękę.
-
Wrócę. Obiecuję, Granger.
Po
tych słowach wstał z kolan i nie patrząc ponownie na dziewczynę wyszedł z
pokoju. Był pewien, że gdyby pobył tam dłużej, załamałby się. Zniknął w
gęstwinie Zakazanego Lasu z myślą, że jeśli nie spotka się z Granger za życia,
to umierając zobaczy się z nią w innym świecie. Ale obiecał, że wróci. I nie
zamierzał łamać tego słowa.
~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem, że niektórym z Was może się taki obrót spraw nie podobać, ale chciałam wnieść do opowiadania trochę magii i nie opisywać tylko miłosnych scen z Draconem i Hermioną. Poza tym uwielbiam, gdy ludzie pokazują jak bardzo im zależy na innych robiąc rzeczy, które mogą nawet kosztować ich życie. Cóż taka już jestem i nie zamierzałam rezygnować z takiego obrotu spraw. Hermiona już udowodniła. Teraz kolej na Dracona. Mam nadzieję, że mimo moich dziwnym upodobań i wybryków rozdział Wam się spodobał. Naprawdę myśleliście, że uśmiercę Hermionę i to będzie koniec Dramione?
Pozdrawiam
Sheireen ♥